Szermierze „demokracji” na posterunku

Szumna deklaracja Ruchu na rzecz demokracji jawi się po prostu jako kolejny paroksyzm „antykaczyzmu”.

2007-05-11, 10:41

Szermierze „demokracji” na posterunku

Szumna deklaracja Ruchu na rzecz demokracji jawi się po prostu jako kolejny paroksyzm „antykaczyzmu”.

Poparcie dla powstałego niedawno Ruchu na rzecz demokracji napływa stamtąd, skąd jest najmniej zaskakujące. Wśród sygnatariuszy oświadczenia widnieje nazwisko prof. Heleny Eilstein, znanej z marksistowskich publikacji już mniej więcej pół wieku temu. Widnieje tam również nazwisko Stanisława Obirka, byłego jezuity. Wśród osób, które albo podpisały oświadczenie, albo w innej formie wyraziły poparcie dla tej inicjatywy, są dwaj byli prezydenci - Lech Wałęsa, który umacniał „lewą nogę” i Aleksander Kwaśniewski, który na tym skorzystał. Są także dwaj niedoszli prezydenci z obozu lewicy post-PZPR-owskiej - Marek Borowski i Włodzimierz Cimoszewicz. Brak tylko Wojciecha Jaruzelskiego.

Widzimy tam także nazwisko bardzo znanej osoby, laureatki nagrody Nobla w dziedzinie literatury, Wisławy Szymborskiej, która jest znana od lat ze swego niepospolitego talentu poetyckiego. Ale nie tylko z tego. W dniu 8 lutego 1953 roku podpisała się także pod innym apelem, który nazwiskami krakowskich literatów wspierał „władzę ludową” w pewnym przedsięwzięciu – chodziło o proces „sądowy” przeciwko grupie krakowskich duchownych, zakończony m. in. także wyrokami, orzekającymi karę śmierci. Istnieje również wiersz poetki pt. „Lenin”, w którym znajdują się słowa, mające jego bohatera dowartościować maksymalnie: „nowego człowieczeństwa Adam”. W newralgicznych momentach historii poetka przypomina, że nieustannie tkwi niejako „na posterunku”. Tak było np. z wierszem „Ten dzień”, upamiętniającym zgon Stalina. Podobnie było w przypadku niedokończonej lustracji kilkanaście lat temu.

W „Gazecie Wyborczej” z 5 czerwca 1992 r. jej naczelny redaktor napisał „Wisława Szymborska, Wielka Dama Literatury Polskiej, przysłała nam swój nowy wiersz”. Okazuje się nim pamiętna „Nienawiść”, zamieszczona na tytułowej stronicy tego wydania „Gazety”. Wymowa jest jednoznaczna: ujawnienie konfidentów bezpieki wśród osób, pełniących ważne funkcje państwowe, jest – zdaniem tej autorki – objawem „nienawiści”. Minęło kolejne dziesięć lat. Oto sto sławnych mieszkanek naszego kraju („autorytetów moralnych”) podpisało apel o przywrócenie legalności sztucznych poronień („Nasz Dziennik”, nr 58 z 9-10 marca 2002 r. s. 28). Na owej liście widnieje – a jakże! – nazwisko Wisławy Szymborskiej. Teraz, po kolejnych pięciu latach, Szymborska udziela się nie tylko jako poetka (podróż do Włoch), ale także jako obywatelka – właśnie swoim podpisem pod owym oświadczeniem na rzecz „demokracji”.

REKLAMA

Gdy czasami wypominano pewnym ludziom aktywnym w życiu publicznym, że ojciec, dziadek albo – powiedzmy – teść danej osoby był członkiem Komunistycznej Partii Polski, ewentualnie żołnierzem Wehrmachtu, to samokrytyki oczekiwano od wypominających, a jeśli jej nie dokonywali, to byli wrzucani do przegródki, opatrzonej etykietką: „mściwi”, „antysemici”, „wyznawcy odpowiedzialności zbiorowej i/albo dziedzicznej” lub do innej, podobnie niemiłej przegródki. Nawet wypominanie starszego brata, sprawcy stalinowskich zbrodni, jest bardzo naganne, bo to przecież egzemplifikacja żywcem przywołanego sprzed dwustu lat zawołania „Hajże na Soplicę!”. A fe! Całkiem co innego, ma się rozumieć, zachodzi, gdy ktoś miał dziadka w Narodowej Demokracji albo, co grosza, w Obozie Narodowo-Radykalnym. Wtedy to samokrytykę powinien składać nie ten, co wypomina, ale ten, co miał dziadka, chociaż samokrytyka pewno i tak nie zostałaby poczytana za przepustkę do „Salonu Warszawskiego”. Czy jednak może ktoś słyszał albo czytał samokrytykę noblistki z powodu jej wierszy ku czci Lenina , Stalina i innych precjozów Obozu Postępu? Jej rówieśnik, wspomniany już generał, próbował przynajmniej sprawiać czasami wrażenie, że takiej samokrytyki dokonuje.

Lista sygnatariuszy głośnego oświadczenia zawiera także nazwisko Władysława Frasyniuka, znanego przywódcy dolnośląskiej „Solidarności” po Sierpniu 1980 roku i grudniu 1981.  W 2003 roku ten ówczesny przewodniczący Unii Wolności wezwał (pod piękną datą 22 lipca) „uczestników opozycji demokratycznej i ruchu „Solidarności«” do „solidarnej obrony” pani Doroty Nieznalskiej, skazanej kilka dni wcześniej na karę ograniczenia wolności, czyli na pewną ilość godzin prac społecznie użytecznych, za znieważenie przedmiotu czci religijnej. Władysław Frasyniuk starał się – pomimo różnic między PRL a obecną Polską – zasugerować paralelę procesu przeciwko Dorocie Nieznalskiej z procesami politycznymi wytoczonymi w tzw. Polsce Ludowej przeciwko Januszowi Szpotańskiemu, a także przeciwko trzem działaczom podziemia, wśród których był także on sam: „Wyrok następuje na mocy żądania o charakterze politycznym”. Zupełnie nie zajął się kontrastem między surowością kar, orzeczonych przez PRL-owskie władze, a łagodnością kary, nałożonej na p. Nieznalską. Podobnie nie zastanowił się nad tym, za co skazano Szpotańskiego albo jego (Frasyniuka), Lisa i Michnika, a za co – Nieznalską.

Kilka tygodni przed apelem przywódcy UW w obronie Nieznalskiej, podczas kampanii „referendalnej” w auli Akademii Rolniczej we Wrocławiu odbywało się spotkanie panelowe. Wśród uczestników był także Władysław Frasyniuk. Cytuję za profesorem Jerzym Przystawą: „Kiedy z sali padło pytanie o stosunek panelistów do postulatu JOW, Frasyniuk odpowiedział, że gdyby to od niego zależało, to ludzi wysuwających taki postulat zamykałby na dziesięć lat do więzienia”. (Dla wyjaśnienia: JOW oznacza Jednomandatowe Okręgi Wyborcze.) Cytowane zdanie pochodzi z komentarza wygłoszonego 5 czerwca 2003 roku przez prof. Jerzego Przystawę w Katolickim Radio Rodzina we Wrocławiu. Okazało się, że „legenda podziemia” lat osiemdziesiątych życzy zwolennikom JOW tego, co w stanie wojennym wzbudziło szczególnie silne wrażenie: wyrok 10 lat dla pani Ewy Kubasiewicz (o rok więcej, niż domagał się wojskowy prokurator), wydany w trybie doraźnym przez sąd wojskowy w półtora miesiąca po ogłoszeniu stanu wojennego. Czy wyrok dla zwolenników JOW – wydany na postawie sugestii ówczesnego lidera Unii Wolności – nie byłby takim, który „następuje na mocy żądania o charakterze politycznym”?

Jeśli „demokracja” ma takich „obrońców”, to najwidoczniej chodzi nie po prostu o demokrację, lecz raczej o „d***krację” (jak uszczypliwie lubi pisać to słowo Janusz Korwin-Mikke). Byłaby to d***kracja, chronicznie niewidoma na jedno oko i głucha na jedno ucho. Szumna deklaracja „Ruchu” jawi się po prostu jako kolejny paroksyzm „antykaczyzmu”. Tylko patrzeć, aż zjawi się jakiś naśladowca Władysława Broniewskiego, który będzie piętnował „noc głodu, kryzysu, kaczyzmu”, bowiem „tak dalej być nie musi!”.

REKLAMA

Konrad Turzyński

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej