Ciemna strona socjalu
To prawda, że model państwa opiekuńczego ma teraz poważne problemy, ale daleko mu jeszcze do upadku - mówi Maciej Zaremba, autor zbioru reportaży "Polski hydraulik...".
2008-06-15, 21:29
Ze Szwecją zapewne większość z nas będzie miała dobre skojarzenia. Jest to kraj, który na pierwszy rzut oka prezentuje się bardzo okazale, w szczególności mieszkańcom biedniejszych terenów naszego kontynentu. Czy jest wiec sens wyszukiwać w tak sprawnie działającym mechanizmie luk, wypaczeń, czy broń Boże czegoś gorszego? Czytając o nagłośnionej przez Macieja Zarembę w 1997 roku sprawie przymusowego steryzowania, dokonywanego przez szwedzkie państwo, „niepożądanych obywateli”, które miało miejsce w latach 1935 – 1976, wniosek jest tylko jeden, nie wszystko złoto co się świeci. Po przeczytaniu ostatniego reportażu, tego niezwykle interesującym zbioru, jedno wiemy na pewno. Każdy system, nawet ten najlepszy, wymaga ciągłych poprawek, kontroli i poszukiwań lepszych rozwiązań. Nie na drodze rewolucji, nie, nie tędy droga, ale trzeba nieustannie trzymać rękę na pulsie i nie zapominać, że ludzka natura zawsze szuka luk do nadużyć. Osobną kwestią jest pytanie czy taki system jaki znajduje się obecnie w Szwecji sprawdziłby się i w innych krajach. Zaremba doskonale ilustruje bowiem, że są prawa zapisane i powszechnie obowiązujące i są także te, które wynikają z charakteru narodowego i specyfiki regionu. Pozorny spokój panujący w szwedzkiej gospodarce, został niedawno dramatycznie zachwiany poprzez napływ terminowych pracowników. Szwedzkie związki zawodowe obawiając się utraty swojej silnej pozycji w państwie, powiedziały stanowcze „Nie” emigracji zarobkowej, ale było to „Nie” zakamuflowane, „Nie”, które pozornie miało bronić praw nowych pracowników, a tak naprawdę powodowało upadek firm nie idących ze związkowcami na „układ” i sprawiało, że opinia publiczna, trochę wbrew sobie wyrażała się coraz niechętnej o nowo przybyłych.
W zbiorze dziesięciu reportaży Maciej Zaremba, poruszył różnorodne problemy, dotyczące głównie relacji na linii państwo – społeczeństwo i państwo – obywatel. Stąd znajdziemy w nim obok sprytnych i podstępnych związkowców, także opowieści o tym dlaczego Szwedzi są najbardziej chorowitym krajem Europy, jak radzą sobie z własną przeszłością, jaki mają stosunek do emigrantów, dlaczego szaleńców traktuje się tam tak samo co kryminalistów, a także jak „tolerancja” i „równe” traktowanie pacjentów sprowadza się do hamowania relacji międzyludzkich, a na deser kilka słów o tym jak wygląda międzynarodowe zarządzanie Kosowem. Słowem dziesięć opowieści o patologiach, przekrętach, kolesiostwie, egoizmie, i zwyczajnej głupocie.
Poszerzenie Unii Europejskiej i późniejsze otwarcie swoich granic przez państwa Europy Zachodniej na pracowników ze Wschodu, jak można się było spodziewać, spowodowało duże zmiany w stosunkach społecznych w całej Europie. Aby zanalizować problemy na linii gość – gospodarz, wziął pan pod lupę nie tylko Szwecję, ale i inne regiony w Europie, które dotknął ten „problem”. Z pozoru wydaje się, że obie strony poprzez wzajemną współpracę, wypełniają swoje braki. Dochodzi jednak do sytuacji, w których związki zawodowe, dążące do utrzymania wielu patologicznych i korupcjogennych nawyków, dla nich jak najbardziej korzystnych, dyktują warunki „gry”. Jest to dla nich gra o życie, gdyż nowi pracownicy ze Wschodu zagrażają ich dominującej pozycji. Pod pozorem dbania o interesy wszystkich pracowników dochodzi do łamania praw człowieka, szantażów i zastraszeń. Mafia włoska – takie porównanie od razu przychodzi mi na myśl.
Do włoskiej mafii bardzo daleko. Mamy natomiast do czynienia z normalnym egoizmem, czyli dbaniem o własne interesy, bez oglądania się na innych, czy też nawet na zwykłą przyzwoitość. Dobrym przykładem tego zjawiska było stanowisko Polski wobec kwot rybnych za ubiegłego rządu. "Co tam umowy i pryncypia - chodzi o to żeby polski rybak miał". Podobne stanowisko bardziej jednak razi u związków zawodowych, które w przeciwieństwie do takiej partii jak PiS mają międzynarodową solidarność wypisana na sztandarach. Mnie zaś najbardziej raziło, że niektóre związki (szwedzkie, duńskie) nie potrafiły się przyznać że to o ich interes chodzi i próbowały nam wmówić, że rugując Łotyszów czy Polaków tak naprawdę bronią ich praw do równej płacy. Że z powodu solidarności wołają "go home". To oczywiście nie przeszło, bo Szwedzi są jednak wrażliwi na punkcie logiki, do tego niektórzy pamiętają, że sto lat temu to oni emigrowali za pracą, więc mamy już teraz inną dyskusję – mianowicie: jak zachować się przyzwoicie w stosunku do emigrantów, nie dopuszczając jednocześnie do dumpingu plac.
Szwecja ma na całym świecie znakomitą prasę. Ten kraj kojarzy nam się z bogactwem, spokojem, solidnością i wysoką klasą swoich wyrobów. Wydaje się być ilustracją socjalistycznego raju, będącego marzeniem „mas pracujących” na całym świecie. Po lekturze pana reportaży można jednak się zastanowić nad tym jak to możliwe, że te państwo jeszcze się nie zawaliło. Absurd dnia codziennego, paranoja w urzędniczych zarządzeniach, odgórne sterowanie wszystkimi obszarami relacji społecznych i często prywatnych, przerażająca obłuda i korupcja. Obraz jak z koszmaru…
To czytelnicze nieporozumienie. Ale rozumiem skąd się bierze. Te reportaże to nie jest przewodnik po Szwecji. To teksty o rożnych fenomenach, które domagały się opisania. Więc leży w naturze rzeczy, że są to teksty bardzo krytyczne. Jest jednak błędem traktowanie ich jako portret tego kraju, tak samo jak błędem byłoby czytać zbiór najważniejszych polskich reportaży minionej dekady jako portretu Polski. Proszę bardzo: tu Jedwabne, ówdzie Łowcy skór, czyli lekarze pogotowia co uśmiercają swoich pacjentów....To są oczywiście polskie prawdy, ale nie jest to prawda o Polsce. W Szwecji ta książeczka nie była odbierana jako donos na Szwecję tylko jako normalna krytyka społecznych ekscesów. Które bynajmniej nie są naszą (czyli szwedzka) ekskluzywną specjalnością a raczej bolączkami nowoczesności. Ale rozumiem, że za granica odbiór może być inny.
W dobie dominacji tendencji liberalno – lewicowych we współczesnej Europie, prób przemiany Unii Europejskiej w super państwo z wszechwładną centralą w Brukseli i walką o „socjal” bogatych społeczeństw Zachodu, pana reportaże wydają się stanowić ostrzeżenie przed tym jak hipokryzja prawna, myślenie obywateli w stylu „bo mi się należy” i upadek etyki pracy, powodują niepowstrzymaną degenerację systemu. Model państwa opiekuńczego wydaje się pozostawać już tylko mrzonką, pożywką dla populistycznych haseł przywódców lewicy i obietnicą bez pokrycia.
To prawda, że model państwa opiekuńczego ma teraz poważne problemy, ale daleko mu jeszcze do upadku. Dla większości obywateli Skandynawii czy też Niemiec lub Holandii jest nadal bardzo atrakcyjny, bo faktycznie wyrównuje szanse. Bezpłatne nauczanie na wszystkich poziomach, opieka zdrowotna, te rzeczy. Ja też uważam, że to są ważne zdobycze. W tej dziedzinie Bruksela nam akurat nie przeszkadza. Nawet powiedziałbym że pomaga, bo zwalcza monopole we wszelkich dziedzinach, czego akurat Szwedzi na własną rękę by nie zrobili, bo zbyt silne są tu korporacyjne lojalności. Metro w Sztokholmie wydzierżawiła francuska firma, wiec zaczęło lepiej działać i nikt się nie przejmuje tym, że nie jest już "szwedzkie". Z drugiej strony Szwedzi są bardzo pragmatyczni, więc bardzo przejęli się nadużywaniem systemu opieki społecznej (oraz osłabieniem etyki pracy) bo zrozumieli, że to zagraża systemowi. Więc mamy teraz cały szereg nowych reguł w tej dziedzinie i coraz trudniej pasożytować na "socjalu".
W obrazie Szwecji przeraża prawo i jego interpretacje, które wymagają od pracowników pewnych sektorów, jak choćby nauczyciele, lekarze czy pielęgniarki, równego i sprawiedliwego traktowania swoich „klientów”. Z pozoru jest to bowiem rzecz oczywista, jednak w rzeczywistości sprowadza się ono do traktowania ludzi jak przedmioty i wymaga od opiekunów hamowania jakichkolwiek ludzkich uczuć. Dehumanizacja w imię tolerancji i równości. Przypomina mi to filmy Ingmara Bergmana, który szczególnie dużo miejsca w swojej twórczości poświęcał „zmarzlinie ludzkich uczuć”.
Tak, tutaj naprawdę coś jest na rzeczy. Okazuje się, że przy odrobinie dobrej woli, można tak zinterpretować "równość", że usprawiedliwi ona obojętność wobec bliźniego. W moim zbiorze reportaży ukazałem na to wiele dowodów. Jednocześnie słaba jest w Szwecji tradycja "miłosierdzia", którą błędnie interpretuje się jako wspaniałomyślną dobroczynność, nieznośna, bo przypomina łaskawe pochylanie się pana nad poddanym. Ale po 40-tu latach w tym kraju nie wiem czy to tylko cecha lokalna (protestantyzm plus egalitaryzm plus rzadkie zaludnienie) czy też przypadłość nowoczesności, która wszystkich nas czeka.
Tendencje w myśleniu – „bo mi się należy” i umożliwienie realizowania wszystkich zachcianek, przez coraz bardziej rozkapryszone społeczeństwo, spowodowało, że dziś Szwecja jest najbardziej „chorowitym” z krajów Europy. Zwolnienie lekarskie wydaje się być receptą na wszystko, a lista chorób, niespotykanych w innych częściach naszego kontynentu, wydaje się nie mieć końca. Nie potrafiąc rozwiązać problemów z bezrobociem państwo postanowiło uznać nawet bezrobocie za chorobę i przyznać „chorym” świadczenia. Wydaje się, że państwo opiekuńcze poprzez swój pakiet socjalny nie pozwala obywatelom dorosnąć, bo przecież dziećmi można łatwiej manipulować.
Czy ja wiem... Mnie się wydaje, że człowiekowi zawsze czegoś brakuje, bo ten model ssaka tak już ma. Więc nie ma znaczenia jak bardzo jesteśmy bogaci i że jeździmy sobie bezpiecznym Saabem po szerokich ulicach i emeryturkę mamy, a jakże. Zaczynamy chorować na życie, że jest krótkie, że nie spełniły się ambicje, że nikt nas nie kocha.... albo nie tak jak chcemy. Polska miała tak tragiczną historię, że nie było szansy na rozwiniecie tego spleenu. Zawsze jakieś powstanie, albo wojna, albo inszy komunizm do zwalczania. Ale już widzę, jak po kilkunastu latach względnej normalności Polska w błyskawicznym tempie zbliża się do Szwecji w tym aspekcie.
W Polsce co i rusz mówi się o znacznym zmniejszeniu biurokracji, o budowie taniego państwa. Biurokracja i system kolesiowstwa wydaje się w Szwecji nie do ruszenia. Urzędnicy i związki zawodowe potrafią świetnie bronić swoich stanowisk poprzez przenoszenie winy. A to na robotników ze Wschodu, a to na za małą liczbę lekarzy, a to na emigrantów. Na przykładzie Pana reportażu z Kosowa widać jak na dłoni, że model szwedzkiego rabusiostwa „świetnie” sprawdza się także poza granicami kraju.
Tutaj zupełnie się nie zgadzam. Jeśli chodzi o efektywność to szwedzka biurokracja w porównaniu z polska są jak Ferrari i Maluch. No, powiedzmy Wartburg z przyczepą. Jak parę miesięcy temu leciałem do Warszawy i zapomniałem paszportu (a było to przed Schengen), to na maleńkim lotnisku tych taniutkich przewoźników, szwedzka policja wydała mi paszport tymczasowy w siedem minut i trzydzieści sekund. W niedzielę, o siódmej rano. I jeszcze się uśmiechali radośnie. A jeden policjant był Turek, drugi bardzo czarny, więc chyba z Somalii. Tak sobie wyliczyli, że skoro ludzie są zapominalscy to wypada mieć biuro paszportowe na lotnisku, drogie wprawdzie, ale za to skuteczne! I zarabia na siebie, bo oni codziennie mają z dwudziestu takich klientów, po 400 złotych sztuka. To jest właśnie szwedzki pragmatyzm, z którego wynika, że opłaca się mięć państwo względnie życzliwe. Nie z miłości do obywatela, tylko dlatego, że skuteczność biurokracji państwu wychodzi na dobre. Tutaj Polska naprawdę może się od Szwecji uczyć. Tydzień temu zadzwoniłem do sadu i poprosiłem o akta pewnej sprawy. Miałem je po kwadransie. Trzydzieści stron wyszukali, zeskanowali i przesłali internetem. Za frajer. Czy dlatego, że wiedzieli kto dzwoni? Zobaczymy. Zadzwonię jutro, powiem, żem Iksinski, zwykły obywatel. Chyba jednak przyszła równie szybko. Bo taka teraz u nich zawodowa ambicja.
Jest oczywiście kolesiostwo (polityczne) i są nadużycia, ale w sumie szwedzka biurokracja nie jest prawnie skorumpowana, co winno być w obecnym świecie sensacyjną wiadomością. Przeciwnie, jest rygorystyczna aż do przesady, ale jak już musze wybierać, to wole ten rygor od samowoli. Bo jak pisał pewien filozof: Rygory są po to, by bronić bezbronnych. Co skądinąd pięknie się sprawdziło właśnie w Kosowie, gdzie wszelkie wady szwedzkiego formalizmu okazały się być cnotami....Może właśnie od tego, ostatniego tekstu, należy zacząć czytać tę książeczkę.
Rozmawiał Petar Petrović
REKLAMA