Zamach w Berlinie. Niemiecka policja prosi o pomoc w znalezieniu Tunezyjczyka. Zostawił odciski palców w ciężarówce

Niemiecka policja prosi o pomoc w ustaleniu miejsca pobytu Tunezyjczyka Anisa Amriego, podejrzewanego o udział w zamachu w Berlinie - poinformowała Komenda Główna Policji, do której zwróciły się służby zza Odry. Za pomoc oferują 100 tysięcy euro nagrody.

2016-12-22, 13:49

Zamach w Berlinie. Niemiecka policja prosi o pomoc w znalezieniu Tunezyjczyka. Zostawił odciski palców w ciężarówce
. Foto: PAP/EPA/Britta Pederse

Posłuchaj

Niemcy: trwają poszukiwania Anisa Amriego. Relacja Wojciecha Szymańskiego (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Na drzwiach ciężarówki użytej w poniedziałkowym zamachu na jarmarku bożonarodzeniowym w Berlinie znaleziono odciski palców podejrzanego o sprawstwo Anisa Amriego - podały w czwartek dziennik "Sueddeutsche Zeitung" oraz regionalne telewizje publiczne NDR i WDR.

Powołały się one na własne źródła. Natomiast dziennik "Berliner Zeitung" poinformował, że ślady takie znaleziono również na kierownicy ciężarówki.

Jak zaznacza agencja dpa, od niemieckiej federalnej prokuratury generalnej nie udało się na razie uzyskać komentarza na ten temat.

24-latek ma 178 centymetrów wzrostu, waży około 75 kilogramów, ma ciemne włosy, brązowe oczy, posługuje się dobrze językiem niemieckim. W dniu katastrofy - 19 grudnia - ubrany był w ciemną odzież, jasne buty i miał na sobie biały szal. Policja zwraca uwagę, że Tunezyjczyk może być niebezpieczny i uzbrojony.

REKLAMA



Wszystkie osoby, które posiadają jakiekolwiek informacje na temat miejsca pobytu poszukiwanego, proszone są o kontakt z policją niemiecką pod numerem 0049 800-0130110 lub z dyżurnym Komendy Głównej Policji pod numerem telefonu: 22 601 21 63 lub z najbliższą jednostką Policji w kraju pod nr 997 lub 112.

Powiązany Artykuł

berlin 1200.jpg
Kierowca polskiej ciężarówki żył do momentu zamachu?

Duńska policja przez całą noc przeszukiwała prom kursujący z miasta Grenå w Danii do Varberga w Szwecji. Skontrolowano też wszystkich pasażerów. Powodem było kilka sygnałów, z których wynikało, że na promie może znajdować się 24-letni Tunezyjczyk.

REKLAMA

Kilka osób zgłosiło niezależnie od siebie, że widziało mężczyznę w duńskim mieście, a także w terminalu promowym. Przeszukania i kontrole nie dały jednak żadnego rezultatu. Prom przybył do Szwecji z ponad 4-godzinnym opóźnieniem.

"Takiej sprawy nie było"

Niemiecka prokuratura generalna zdementowała tymczasem w czwartek podaną przez dziennik "Bild" informację o aresztowaniu czterech "osób kontaktowych" poszukiwanego w związku z poniedziałkowym zamachem na jarmark bożonarodzeniowy w Berlinie Anisa Amriego.

- Nie, takiej sprawy nie było - powiedział Reuterowi rzecznik prokuratury. "Nie wiemy o żadnych aresztowaniach" - dodał.

"Módlmy się za Berlin"

Media w Niemczech publikują coraz więcej szczegółów dotyczących podejrzanego. Dziennik "Die Welt" podaje, że Amri, zanim w 2015 roku przybył do Niemiec, przesiedział cztery lata w więzieniu we Włoszech. Była to kara za kradzieże, napady i podpalenia. Niemieccy śledczy przyznali tymczasem, że Amri przez kilka miesięcy tego roku był pod obserwacją służb specjalnych, bo uchodził za niebezpiecznego. Obserwację zawieszono jednak we wrześniu.

Już wcześniej potwierdzono, że mężczyzna miał zostać wydalony z Niemiec. Deportacji nie udało się jednak przeprowadzić z powodów formalnych. Amri nie miał ważnego paszportu, a odpowiednie służby w Tunezji nie spieszyły się wyrobieniem nowego dokumentu. W zamachu na jarmark bożonarodzeniowy w Berlinie zginęło 12 osób, a blisko 50 zostało rannych. Jedna z ofiar śmiertelnych to polski kierowca ciężarówki, którego pojazd wykorzystano do przeprowadzenia ataku.

REKLAMA

Nie tylko niemieckie, ale też amerykańskie służby specjalne interesowały się w przeszłości Anisem Amrim. "New York Times" podał, że Tunezyjczyk był na liście osób objętych zakazem wstępu na pokład samolotów lecących do Stanów Zjednoczonych.

Mężczyzna miał bowiem szukać w internecie instrukcji budowy bomb, a także kontaktować się z przedstawicielami tak zwanego Państwa Islamskiego. W ten sposób ściągnął na siebie uwagę amerykańskich służb.

Jarmark na Breitscheidplatz znów otwarty

Trzy dni po zamachu, w którym zginęło 12 osób, a prawie 50 zostało rannych, bożonarodzeniowy jarmark na Breitscheidplatz w Berlinie znów działa. O tragedii przypominają setki zniczy oraz brak kilku stoisk, zniszczonych przez ciężarówkę terrorysty.

Sytuacja jest nadal daleka od normalności. W uliczkach między rzędami stoisk i drewnianych budek widać więcej dziennikarzy i policjantów niż turystów. Na razie tylko nieliczni przybysze raczą się grzanym winem i oferowanymi przez sprzedających przysmakami.

Większość odwiedzających jest w poważnym nastroju. Wielu z nich zatrzymuje się w miejscu, gdzie palą się setki zniczy i gdzie składane są kwiaty oraz kartki z napisami wyrażającymi współczucie dla ofiar. "Módlmy się za Berlin" - głosi napis po niemiecku i angielsku na jednej z kartek. Widocznych jest też wiele wyciętych z papieru czerwonych serc.


RUPTLY/x-news


Przed wznowieniem działalności jarmarku w znajdującym się na placu Kościele Pamięci odbyła się modlitwa, w której uczestniczyli też bliscy osób, które zginęły bądź odniosły rany w zamachu.

Z szacunku dla zmarłych organizatorzy jarmarku zrezygnowali z głośnej muzyki elektronicznej oraz jaskrawych neonów. Nie wszyscy właściciele stoisk zdecydowali się na powrót do pracy.

REKLAMA

Betonowe zapory

Władze Berlina rozpoczęły ustawianie wokół Breitscheidplatz betonowych zapór. Każda z nich waży 4 tony, planuje się postawienie 60 takich stel, które mają zapobiec ponownemu atakowi na uczestników jarmarku.

Breitscheidplatz znajduje się w samym centrum zachodniej części stolicy Niemiec. W pobliżu przebiegają eleganckie, pełne drogich sklepów ulice - Kurfuerstendamm, Tauentzienstrasse i Kantstrasse oraz centra handlowe Europa Centrum i otwarte w zeszłym roku Bikini Berlin.

***

W poniedziałek wieczorem kierowca 40-tonowej ciężarówki wjechał w tłum na jarmarku, zabijając 12 osób i raniąc blisko 50. Prokuratura podejrzewa, że sprawcą był poszukiwany listem gończym w całej Europie Tunezyjczyk Anis Amri. Zamachowiec zastrzelił znajdującego się w szoferce Polaka, który łapiąc za kierownicę usiłował przeszkodzić mu w terrorystycznym zamachu.

Niemieckie media piszą w superlatywach o polskim kierowcy i jego walce z terrorystą, do której doszło w szoferce TIR-a.

Tymczasem wojewoda zachodniopomorski Krzysztof Kozłowski podjął decyzję, że zarówno pogrzeb, jak i sprowadzenie ciała zmarłego tragicznie w Berlinie kierowcy, będzie sfinansowane z budżetu Skarbu Państwa – poinformowało biuro prasowe Zachodniopomorskiego Urzędu Wojewódzkiego.

Data pogrzebu nie została jeszcze ustalona. - Jest ona uzależnione od pracy niemieckich śledczych. Jesteśmy w stałym kontakcie z ambasadą polską w Berlinie oraz z prokuraturą w Warszawie - powiedziała w czwartek rzeczniczka zachodniopomorskiego wojewody Agnieszka Muchla.

Jak dodała, rodzina zamarłego kierowcy jest otoczona opieką policyjnych psychologów. - Jesteśmy w stałym kontakcie z wdową po zmarłym. Wojewoda zachodniopomorski zwrócił się z prośbą do starosty gryfickiego oraz do wójta aby Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie było do dyspozycji rodziny, jeśli tylko pojawi się taka potrzeba - wyjaśniła.

IAR,PAP,kh


Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej