Płytka kampania

Partie wygrywają wybory nie programami, tylko nośnymi, niewiele mówiącymi hasłami. Mają one trafić do wyborców i zachęcić ich do głosowania na daną formację.

2007-09-22, 09:44

Płytka kampania

Partie wygrywają wybory nie programami, tylko nośnymi, niewiele mówiącymi hasłami. Mają one trafić do wyborców i zachęcić ich do głosowania na daną formację.

Kampania wyborcza w Polsce nabiera tempa. Partie zwołują konwencje, zwierają szeregi, prezentują swoje hasła i spoty wyborcze. Mają one pokazać społeczeństwu, na czym opiera się pomysł partii na rządzenie i co chcą one osiągnąć. Ugrupowania tworzą hasła wyborcze, by pokazać co będą robić po zwycięstwie, lub wręcz odwrotnie - czego nie należy się spodziewać po danym ugrupowaniu. Hasło ma trafić do określonej grupy wyborców i zachęcić ją do głosowania na to a nie inne ugrupowanie. Analiza haseł i spotów poszczególnych formacji pokazuje, że nie niosą one ze sobą zbyt dużo treści. W spotach, na billboardach, czy ulotkach, promujących dany komitet wyborczy, nie znajdziemy programu danego ugrupowania, czy choćby krótkiego zarysu zmian, jakie formacja ta proponuje. Żeby te formy promocji odniosły pożądany skutek – zwiększyły rzesze wyborców oddających głos na formację – muszą skupiać się na krótkich hasłach. Zarzucanie wyborców pełnymi programami wyborczymi ugrupowań zniechęciłoby natychmiast społeczeństwo do danej partii. Nachalne prezentowanie swojego programu byłoby zapewne politycznych samobójstwem każdej formacji, która by się na to zdecydowała.

Zdobywanie głosów reklamami ugrupowań, a nie ich programami, świadczy nienajlepiej o wyborcach. Ludzie na ogół nie chcą się zagłębiać w partyjne programy. W całości czytają je tylko ci, którzy polityką zajmują się zawodowo. Dzisiejsze czasy wymagają życia na wysokich obrotach, ciągłej pogoni za pracą i pieniędzmi. Społeczeństwo nie ma więc również czasu na poznawanie partii. Niechęć do tego potęguje nie najwyższy poziom umysłowy współczesnych ludzi. Według badań socjologicznych, znaczna część osób nie rozumie, co czyta. Prezentowanie programów, pisanych trudnym językiem, i tak nie miałoby sensu. Społeczeństwo czyta coraz mniej książek, więc trudno wymagać, by wdrażało się w nudne plany wyborcze. To zmusza formacje do prowadzenia kampanii opartej na kilku najważniejszych punktach programu.

Polska scena polityczna nie jest ewenementem pod tym względem. Obecny prezydent Francji Nicolas Sarkozy prowadził swoją kampanię wyborczą w oparciu o dwa punkty. Prezentował głównie pomysł na obniżenie podatków oraz rozwiązanie problemu imigrantów. Chciał z jednej strony zatamować napływ do Francji ludności, korzystającej z pomocy społecznej, z drugiej zaś - otworzyć granice dla wykwalifikowanych osób zza granicy. Przyjęcie takiej strategii przez kandydata na prezydenta było przejawem dużej zdolności strategicznej specjalistów prowadzących jego kampanię. Te dwa problemy były bowiem bardzo istotne dla francuskiego społeczeństwa. Czekało ono na reformę podatków oraz zmianę polityki imigracyjnej państwa, ówczesna doprowadziła bowiem do pamiętnych rozruchów, które przez kilka tygodni wybuchały w stolicy Francji. Po pierwszej turze wyborów jego rywalka Segolene Royal skupiła się natomiast na zagrożeniu, jakie niesie ze sobą wybór Sarkozyego na prezydenta. Twierdziła ona, że doprowadzi to do wybuchów kolejnych zamieszek wśród imigrantów. Według niej, imigranci wyszliby na ulice, by dać wyraz swojej obawie związanej z jego osobą. Prezydencka kampania we Francji opierała się zatem na kilku wybranych elementach programu. Miały one na celu granie na emocjach, lękach i oczekiwaniach społeczeństwa. Ścigający się w wyborach kandydaci wykorzystywali je do przekonywania wyborców do głosowania na siebie. Podobnie było w Stanach Zjednoczonych w 2004 roku. Ówczesny prezydent, George Bush, ubiegający się o reelekcję, prowadził swoją kampanię w oparciu o światową wojnę z terroryzmem. Udowadniał społeczeństwu, że dalsze prowadzenie działań wojennych w Iraku i walka z Al.-Kaidą i pokrewnymi jej organizacjami są gwarantem spokoju i bezpieczeństwa obywateli Stanów Zjednoczonych. To pozwoliło Bushowi na wygranie wyborów, mimo ogromnego kryzysu gospodarczego, jaki panował w kraju. Prezydent w swojej kampanii wyborczej wykorzystał dwa punkty swojego programu – zagwarantowanie bezpieczeństwa państwa i walkę z terroryzmem. W wyścigu do najwyższego urzędu w państwie wykorzystał szok, jakim dla Amerykanów były zamachy z 11 września 2001 roku.

REKLAMA

Przykłady z Francji i Stanów Zjednoczonych pokazują, że program nie jest potrzebny do zwycięstwa wyborczego. Wystarczy wymyślić dobrą strategię i oprzeć ją o kilka problemów, których rozwiązanie jest ważne dla społeczeństwa. Jest to przepustką do triumfu w wyborczym plebiscycie. Wybory w Polsce jak i na świecie są festiwalem haseł, spotów i reklam politycznych ugrupowań, a kampania przypomina Telezakupy, w których prowadzący zachwala: „Kupcie nasz produkt, bo jest najpiękniejszy, najlepszy i najtańszy”. Cokolwiek by to znaczyło.

W dzisiejszym świecie, w którym wszystkim brakuje czasu, społeczeństwo jest zaganiane i coraz mniej chętne do dociekania, poznawania i myślenia, nie ma miejsca na głęboką i merytoryczną debatę w trakcie kampanii wyborczej. To powoduje, że partie coraz większą wagę przywiązują do haseł i spotów wyborczych. Prawdopodobnie to właśnie te krótkie formy promocji ugrupowań politycznych, choć tak naprawdę nic nie mówią, są najważniejsze dla nabijania wyniku w wyborach do parlamentu. Masowość polityki wymusza na wszystkich formacjach politycznych spłycenie kampanii wyborczej do niewiele znaczących haseł i reklam, które trafią do mas. Bowiem tylko poparcie mas pozwala na wygranie wyborów i objęcie władzy.

Stanisław Żaryn

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej