PŚ w Pjongczang: "weteranka z Polski", Justyna Kowalczyk wciąż w grze. "Polka klasą sama dla siebie"
- Biegła swoje i odjechała im jak chciała - powiedział w rozmowie z Polskim Radiem Józef Łuszczek oceniając zwycięstwo Justyny Kowalczyk w Pjongczang. Były narciarz znalazł jednak jedno "ale".
2017-02-04, 16:15
Posłuchaj
W sobotę w południowokoreańskim Pyeongchang Justyna Kowalczyk odniosła 50. zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata w biegach narciarskich. Na arenie przyszłorocznych igrzysk olimpijskich Polka triumfowała w biegu łączonym 2x7,5 km.
Justyna Kowalczyk Ćwiczyłam i ćwiczyłam ten zjazd. W warunkach startowych jeszcze nie potrafiłam zrobić tego co na treningach wychodziło gładko. Cieszy że forma dobra! Cieszy, że walczyć można!
Ci, którzy poczuli niedosyt po piątkowej rywalizacji w biegach sprinterskich (Polka zajęła czwarte miejsce w finale, a mogła wygrać, jednak podczas jednego ze zjazdów, zupełnie zbędne, ostre hamowanie "pługiem" pewnie jej to zwycięstwo odebrało) w sobotę mieli po występie naszej Królowej Zimy zupełnie inne miny.
Pierwszą cześć sobotniego biegu w Pjongczang zawodniczki pokonywały stylem klasycznym, drugą łyżwowym - tym mówiąc delikatnie mniej lubianym przez naszą mistrzynię.
REKLAMA
Charakterystycznie lekko przygięta sylwetka Kowalczyk na czele biegu pojawiła się tuż po starcie i do mety ten widok się nie zmienił. Pierwsze siedem i pół kilometra to był pokaz mocy jaką Kowalczyk ma, gdy biegnie stylem klasycznym. Gdy Polka wbiegła do strefy zmiany nart, miała około 52 sekund przewagi. Gdy ruszyła na trasę stylem łyżwowym pewnie niektórzy, a być może i sama zawodniczka, pomyśleli" teraz zaczną gonić rywalki". Polka jednak zrobiła wszystko, aby te przewidywania okazały się mało trafione. Za Polką w pościg ruszyła całkiem niezła łyżwiarka Elizabeth "Liz" Stephen, ale się przeliczyła. Kowalczyk nie dość, że nie dała się dogonić to jeszcze odjechała amerykańce powiększając przewagę o kolejne sekundy.
- Jestem bardzo zaskoczona tym, że utrzymywałam przewagę. Nogi mnie dziś niosły, miałam też świetnie przygotowane narty. Trasy olimpijskie nie są trudne, ale za rok na pewno będzie tu ciężko - powiedziała na mecie Polka, dla której zwycięstwo w Pjongczang było pierwszym od pamiętnego triumfu w Szklarskiej Porębie w 2014 roku.
- Biegła swoje i odjechała im jak chciała - powiedział w rozmowie z Polskim Radiem Józef Łuszczek, mistrz świata w biegu na 15 km z 1978 roku z Lahti.
REKLAMA
Łuszczek pochwalił Justynę Kowalczyk za piękną technikę na trasie, mistrz świata znalazł jednak jedno "ale". - Na starcie zabrakło, ponad 20. zawodniczek (do Pjongczang nie przyjechały czołowe zawodniczki m.in. z Norwegii, Finlandii oraz Szwecji, które w tym czasie rywalizują w mistrzostwach swoich krajów - przyp.red.). Nie wiadomo jakie by było tempo, gdyby biegły te najlepsze Norweżki, między innymi Bjoergen (...).
Powiązany Artykuł
PŚ w Pjongczang: triumf Justyny Kowalczyk na olimpijskiej trasie. Pierwsze zwycięstwo mistrzyni od trzech lat
Za dwa tygodnie Justyna Kowalczyk i jej wszystkie największe rywalki wystartują w ostatnich zawodach Pucharu Świata przed Mistrzostwami Świata w Lahti. 19 lutego w Otepaeae Polka pobiegnie na 10 km klasykiem. - Tam na starcie staną wszystkie, więc po Otepaeae będziemy dużo mądrzejsi - stwierdził Łuszczek.
Wygrana Kowalczyk w Pjongczang nie powinna jednak być traktowana jak wygrana pod nieobecność gwiazd. Trzeba podkreślić, że Polka wygrała, co w ostatnich sezonach nie udawało jej nawet wtedy, gdy na starcie także brakowało koalicji skandynawskich gwiazd.
REKLAMA
Powiązany Artykuł
O co tutaj biega
"Była klasą sama dla siebie" - podsumowały występ Polki norweskie media. W tekście dziennika "Aftenposten" dwa razy pojawiło się też określenie "Weteranka z Polski", co my czytamy jako komplement dla Justyny Kowalczyk. Po tym co zobaczyliśmy na trasach w Pjongczang widać jaką Polka ma radość z biegania na "nartkach", nawet "łyżwą". Widać też, że mistrzyni wciąż jeszcze może utrzeć nosa młodszym i starszym paniom z Norwegii.
Dla Justyny Kowalczyk start w Pjongczang był pierwszym w PŚ po niemal dwumiesięcznej przerwie. Polka i jej sztab zdecydowała o rezygnacji z niektórych zawodów dzięki czemu unikała dominujących w tym czasie konkurencji rozgrywanych techniką dowolną. Polka nie startowała w Pucharze Świata, ale nie próżnowała - przetestowała trasy w Lahti, gdzie za niespełna trzy tygodnie rozpoczną się mistrzostwa świata. Przed próbą na trasach olimpijskich Polka trenowała w szczęśliwym dla siebie Soczi (tam na igrzyskach w 2012 roku zdobyła złoty medal olimpijski w biegu na 10 km). Do Soczi zresztą Kowalczyk wraca z powrotem. Tam Polka ze świadomościa, ze wciąż może wygrywać będzie przygotowywać się do "dychy" w Otepaeae oraz do "creme de la creme" sezonu, czyli biegu na 10 km stylem klasycznym na mistrzostwach świata w Lahti.
Więcej na blogu autora - O co tutaj biega
Aneta Hołówek, PolskieRadio.pl
REKLAMA
REKLAMA