Ekstraklasa: Bjelica zmienił Lecha w prawdziwą bestię. Kto zatrzyma "Kolejorza"?

6 meczów, 6 wygranych, 17 strzelonych bramek i tylko jedna stracona. Lech Poznań odprawia z kwitkiem kolejnych rywali w imponującym stylu. Kiedy Nenad Bjelica obejmował "Kolejorza", mówił, że jego miejsce jest na samym szczycie. Jak dotąd prowadzi go właśnie tam.

2017-03-11, 16:00

Ekstraklasa: Bjelica zmienił Lecha w prawdziwą bestię. Kto zatrzyma "Kolejorza"?
Dawid Kownacki. Foto: PAP/Adam Warżawa

Piątkowe spotkanie było 22. meczem Nenada Bjelicy za sterami ekipy z Poznania. W sumie bilans Chorwata jest imponujący. Jego drużyna zdobywa średnio 2,23 punktu na spotkanie, piłkarze trafiali do siatki 28 razy, rywale wbili im tylko 6.

Z 13. miejsca na szczyt

Statystyki wyglądają świetnie, ale w stolicy Wielkopolski najbardziej cieszy co innego - styl. "Kolejorz" potrafi grać ofensywnie i zdominować rywali, ale nie boi się oddawać inicjatywy po to, by chwilę później zaskoczyć błyskawicznym kontratakiem. W meczu z Arką Gdynia nie miał przewagi w posiadaniu piłki, był za to niesamowicie skuteczny. Z 4 strzałów, które oddał w pierwszej połowie, 3 znalazły drogę do siatki. A to wszystko przy nieco ponad 30% czasu, kiedy futbolówka była w jego posiadaniu.

Lech przypomina maszynę, która po prostu robi swoje, nie zwracając najmniejszej uwagi na warunki. A zadanie jest tylko jedno - wygrywać każdy kolejny mecz. Tu nie ma miejsca na kalkulacje, a Bjelica bardzo dobrze o tym wiedział - kibiców cieszyć będą tylko zwycięstwa.

Chorwat przyznawał, że zawsze, bez względu na wynik, najważniejsze jest to, by schodzić z boiska z podniesioną głową. W tym roku Lech nie musiał jeszcze przeżywać porażki. Można powiedzieć nawet więcej - ani razu nie musiał czuć się zagrożony tym, że zgubi punkty.

REKLAMA

Trzeba podkreślić fakt, że Bjelica przychodził do klubu w trudnym momencie, kiedy ten był na 13. miejsceu w tabeli. Nie liczył na to, że dostanie wzmocnienia, które umożliwią mu przeprowadzenie błyskawicznej rewolucji w zespole. 

- Każdy z zawodników otrzyma ode mnie szansę występu w pierwszej drużynie. Ktoś kto uważa, że jest ponad klubem, nie ma u mnie szans. Co do stylu gry, zaskoczyłem we Włoszech preferując ofensywę. Spoglądano na mnie jak na szaleńca. Co nie znaczy, że będę lekceważył defensywę - zadeklarował. I słowa dotrzymał.

Być jak Diego Simeone

W jego Lechu równowagę i stabilizację widać na pierwszy rzut oka. Linia defensywy jest najlepsza w lidze, więcej bramek od "Kolejorza" mają tylko Jagiellonia i Legia. Udało mu się stworzyć atmosferę i trafić do piłkarzy. Ma wizję funkcjonowania drużyny, charakter niezbędny do tego, by poprowadzić zawodników.

Kiedy przychodził do Ekstraklasy, wiele pisano o tym, że wśród jego trenerskich autorytetów jest Diego Simeone.

REKLAMA

- To coś więcej niż trener, to kierunek w piłce. Ten człowiek potrafi zrobić coś z niczego. Porządek, praca i dyscyplina to podstawa. Jest graczem drużynowym, zawsze rozmawia ze swoimi współpracownikami, skautami, Nienawidzi przegrywać, potrafi łatać dziury po czołowych piłkarzach, stworzył z Griezmanna najlepszego napastnika świata - opowiadał o swoim wzorze.

Po pół roku pracy w "Kolejorzu" widać, że nie były to tylko ładnie brzmiące słowa. Bjelica pokazał, że potrafi odbudowywać piłkarzy. Kiedy podpisywał kontrakt, dołek tych, na których liczono najbardziej, był naprawdę dotkliwy. 

Dawid Kownacki, Łukasz Trałka, Maciej Gajos, Darko Jevtić, Maciej Wilusz, Marcin Robak, Tomasz Kędziora, Radosław Majewski - każdy z tych zawodników odżył u Chorwata. 

REKLAMA

Majewski mówił, że Bjelica nie tłumaczy się z personalnych decyzji, ale nie musi tego robić - to tylko rozbudza w piłkarzach chęć pokazania się, kiedy dostają szansę. Najlepszy przykład? Mecz z Lechią Gdańsk. Szkoleniowiec zaskoczył wszystkich wyjściową jedenastką, na ławce znaleźli się Kownacki, Jevtić oraz Nielsen. W środku pola postawił na dwóch defensywnych pomocników, na skrzydło wrócił Szymon Pawłowski, do ataku będący zazwyczaj dżokerem Marcin Robak. 

Wielu kibiców było głowiło się nad tym, skąd wzięły się te pozornie trudne do wyjaśnienia decyzje. Efekt końcowy jednak sprawił, że nie narzekał nikt. "Kolejorz" wygrał 1:0, kontrolował przebieg spotkania. Co więcej, pokazał, że ci, którzy mogą być uznawani za zmienników, mają do odegrania swoją rolę i nie boi się postawić na nich wtedy, kiedy stawka jest naprawdę duża. 

Profesjonalizm

Bjelica zrobił też wrażenie inną rzeczą, pozornie błahą - tym, że w niecałe pół roku był w stanie nauczyć się polskiego na tyle, by udzialać pomeczowych wywiadów i operować nim na konferencjach prasowych, przede wszystkim jednak używać go w codziennej pracy. Jeśli zdobywać szacunek, to właśnie w taki sposób.

Nie słyszeliśmy z jego ust wymówek, usprawiedliwień, narzekań. Chorwat objął klub i skupił się na tym, na czym trzeba było się skupić - na pracy. Transfery? Świetnym wzmocnieniem okazał się Wołodymyr Kostewycz, który z miejsca stał się jednym z czołowych lewych obrońców ligi. Poza nim jednak Bjelica pracuje z tymi, których zastał w klubie.

REKLAMA

Szanse na tytuł? Droga do końca sezonu jest jeszcze długa, ale w tym momencie Lech wygląda tak, że nie ma podstaw do traktowania go z przymrużeniem oka.

Jeszcze kilka miesięcy temu zanosiło się na to, że "Kolejorz" będzie musiał obejść się smakiem i nie zdoła nawiązać walki o mistrzostwo Polski. Zwycięska passa i to, jak w tym momencie wygląda ekipa Bjelicy sprawiły, że kibice nie mają na co narzekać.

9 kwietnia do Poznania przyjeżdża Legia Warszawa. Mistrz Polski, który ostatnio gra chimerycznie i ma kilka sporych problemów, na pewno nie cieszy się na perspektywę wyjazdu na tak trudny teren. Przed sezonem przewidywano, że stołeczny zespół nie będzie miał w tym sezonie równorzędnego rywala. Walka dwóch najmocniejszych drużyn ostatnich lat nabiera jednak rumieńców, a temperatura przed starciem będzie tylko wzrastać.

REKLAMA

Nie będziemy nazywać Nenada Bjelicy cudotwórcą, choćby z tego powodu, że sam zdecydowanie nie zgodziłby się z takim postawieniem sprawy. Lech Poznań znalazł szkoleniowca, który zażegnał kryzys, zbudował drużynę i odmienił nastroje przy Bułgarskiej w ekspresowym tempie. Jeśli uda się utrzymać ten poziom i nie stracić rozpędu, zapowiada się kapitalny rok dla fanów "Kolejorza".

Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej