Piotr Przybecki: w reprezentacji muszą pojawić się nowe twarze
Bliscy Piotra Przybeckiego, który niedawno został trenerem reprezentacji piłkarzy ręcznych, z pewną rezerwą przyjęli widomość o nominacji. "Wiedzą, na co się porywam. Będę miał dla nich mało czasu i to minus tej sytuacji" - powiedział szkoleniowiec.
2017-05-26, 09:31
PAP: Jak rodzina przyjęła wiadomość o objęciu przez pana drużyny narodowej?
Piotr Przybecki: Po części z radością, gdyż to jest wielki zaszczyt, ale też i z pewnymi obawami, bo zdajemy sobie sprawę, że zawodnicy, którym zawdzięczamy złote czasy polskiej piłki ręcznej, są generacją odchodzącą. Wychowanie sobie następców, którzy będą mogli ich zastąpić w meczach na najwyższym poziomie, to jest proces. Tak jak i treningi, takie budowanie jest procesem, a to się nie dzieje z dnia na dzień. Dlatego moi bliscy podchodzili do tego z pewną rezerwą, bo wiedzą, na co się porywam.
PAP: Równolegle będzie pan prowadził Orlen Wisłę Płock. Czy trudno będzie połączyć pracę w klubie i reprezentacji?
P.P.: Chyba do końca jeszcze nie zdaję sobie sprawy, jak dużo będzie zadań przede mną. Z drugiej strony mam wielce pomocny sztab trenerski w Płocku, przede wszystkim w osobach Krzyśka Kisiela i Artura Górala. Związek też bardzo pomaga. Te dwie pozycje będę musiał jakoś dzielić, nie będzie to łatwe, ale będę się starał je wypełniać jak najlepiej.
REKLAMA
PAP: Czasu dla rodziny pozostanie niezbyt dużo...
P.P.: To jest rzeczywiście minus tej całej sytuacji. Ale podejmując decyzję, a trzeba ją było podjąć szybko i to w niezwykle gorącym okresie, byłem świadomy czego się podejmuję. Rozmawiałem z żoną i synem i oni właśnie z tego względu "czasowego" nie są zbyt szczęśliwi.
PAP: Co pan zmieni w grze reprezentacji?
P.P.: Czeka nas na pewno, choć to już się zaczęło za czasów mojego poprzednika Tałanta Dujszebajewa, zmiana pokoleniowa. Wiele będzie zależało od nowych postaci, które pojawią się w drużynie narodowej. Nowe twarze muszą się pojawić, bo wiadomo, że ta drużyna, która odnosiła sukcesy przez prawie 10 lat, powoli się wyczerpuje. Taktyka będzie zależała głównie od tego, w jakim składzie będziemy występować.
REKLAMA
PAP: Może pan podać jakieś nazwiska młodych zawodników, którzy zwrócili na siebie pańską uwagę?
P.P.: Jesteśmy w trakcie rozmów. Drzwi do kadry są otwarte dla wszystkich. Świetnie byłoby, gdyby mogli w niej grać wszyscy najlepsi na ten moment zawodnicy. W Polsce nie ma aż tak dużych rezerw. Na pewno jest parę młodych talentów, jak chociażby Szymon Sićko, ale nie chciałbym podawać innych nazwisk, bo to wszystko jest związane z zakończeniem rozmów z nimi.
PAP: Czy widzi pan w klubach zagranicznych Polaków, którzy przydaliby się w reprezentacji?
P.P.: Rozmawiam ze wszystkimi, właśnie teraz te rozmowy się odbywają. Każdy, kto jest w dobrej formie i mógłby grać w reprezentacji, jest dla niej bezcenny. Ale druga strona medalu jest taka, a po tych wstępnych rozmowach już to wiem, czy oni chcą grać, czy są jeszcze w stanie. Niektórzy mówią o kontuzjach, inni mają swoje problemy. Wszystko zależy od drugiej strony, od decyzji tych zawodników, czy chcą zagrać w kadrze.
REKLAMA
PAP: Czy będzie pan korzystał ze starszych zawodników?
P.P.: To wszystko jest uzależnione od rozmów i ich wyniku.
PAP: Jakie najbliższe plany?
P.P.: Najpierw mamy zgrupowanie w Cetniewie, które poprzedzi bardzo silnie obsadzony turniej w Norwegii, z udziałem także Islandii i Szwecji. A potem dwa mecze kończące rywalizację w eliminacjach mistrzostw Europy - najpierw w Serbii, a później w Ergo Arenie z Rumunią.
REKLAMA
PAP: Czy w spotkaniach o punkty będzie pan eksperymentował?
P.P.: W perspektywie reprezentacyjnej takie mecze z mocnymi przeciwnikami, w których można próbować różne ustawienia, są bardzo korzystne. Takich okazji za wiele nie ma. To nie jest praca klubowa. Będziemy się starali jak najlepiej to wykorzystać.
PAP: Ostatnie występy reprezentacji nie były zbyt udane. Gdzie według pana popełniono błędy?
P.P.: O błędach nie chcę mówić. Szczególnie w ostatnim meczu eliminacji ME z Białorusią byliśmy bardzo blisko zwycięstwa. Praktycznie mieliśmy je na wyciągnięcie ręki,a skończyło się 27:27. W piłce ręcznej, jak i w wielu innych dyscyplinach, czołówka jest coraz bliżej siebie. Choćby wspomniana Białoruś zrobiła ogromny postęp.
REKLAMA
PAP: Jaki cel postawiły przed panem władze związku?
P.P.: Mamy trzy lata na zrealizowanie celu, jakim jest awans do igrzysk olimpijskich w Tokio. Ale już teraz wiemy, że ta droga będzie bardzo trudna.
PAP: Był niedosyt po przegranym 24:25 pierwszym meczu finału mistrzostw Polski z Vive Tauron Kielce?
P.P.: Najpierw była pewna mała frustracja po porażce w finale Pucharu Polski. Trochę wtedy straciliśmy kontrolę nad tym, co się działo na boisku, niepotrzebniepuściły nam nerwy, pewnie parę decyzji sędziów wyprowadziło nas z równowagi. Niepotrzebnie. Z kolei w pierwszym meczu finału ekstraklasy rzuciliśmy na szalę wszystkie nasze siły, co było zresztą widać, ale rywale grali konsekwentnie. Mieliśmy stuprocentowe szanse w końcówce, których nie wykorzystaliśmy, a mogliśmy ten mecz wygrać, bo chłopaki na to zasłużyli.
REKLAMA
PAP: W sobotę rewanż w Kielcach...
P.P.: Przede wszystkim musimy trzymać nerwy na wodzy. Mamy wielu zawodników młodych, na różnych pozycjach, ważne, żeby wytrzymali presję. Musimy też zagrać konsekwentnie w obronie. Jedna bramka w piłce ręcznej to jest nic. Wiemy, z kim gramy. Kielczanie mają znakomity zespół. Ja sam znam tych chłopaków od lat, to są wielkie nazwiska i wiem, co potrafią, ale nie poddamy się.
ps
REKLAMA