Tragedia w Londynie. "Przez 29 lat w straży pożarnej nie widziałam takiego ognia"
Trwa dogaszanie 24-piętrowego wieżowca Grenfell Tower w Londynie, który stanął w ogniu w nocy z wtorku na środę. Do interwencji skierowano ponad 250 strażaków, a także 100 pracowników pogotowia ratunkowego oraz 100 policjantów. Eksperci uznali, że nie ma ryzyka, że budynek się zawali. Nie jest wciąż znana ostateczna liczba ofiar.
2017-06-14, 22:24
Posłuchaj
Lokalni mieszkańcy wspierają pogorzelców. Korespondencja Adama Dąbrowskiego (IAR)
Dodaj do playlisty
Zbudowany w 1974 roku apartamentowiec zapalił się krótko przed godz. 1 czasu lokalnego (2 czasu polskiego), a ogień w ciągu kilkunastu minut objął wszystkie 24 piętra budynku. Ostatni raport policji mówił o 12 ofiarach śmiertelnych, od razu zastrzeżono jednak, że bilans ofiar wzrośnie. Rannych zostało 78 osób, 18 krytycznie. Wiadomo, że wśród poszkodowanych jest polska rodzina.
Bezpośrednia przyczyna pożaru wciąż nie jest znana; straż pożarna odmówiła spekulacji na ten temat przed przeprowadzeniem szczegółowego śledztwa.
Ofiar mogło być więcej
Według świadków wielu mieszkańców budynku nie spało w momencie wybuchu pożaru ze względu na trwający święty miesiąc postu ramadan, kiedy pobożni muzułmanie dopiero po zmierzchu mogą zjeść posiłek. Jeden z rozmówców telewizji Sky News mówił, że to znacznie pomogło w przeprowadzeniu ewakuacji i ograniczeniu liczby ofiar śmiertelnych.
REKLAMA
Powiązany Artykuł

Polska rodzina poszkodowana w pożarze wieżowca Grenfell Tower w Londynie
- Na początku nie myślisz o ucieczce. Jesteś w szoku. Słyszysz tylko krzyki, jesteś sparaliżowany. Po prostu stoisz i nic nie robisz - mówiła korespondentowi Polskiego Radia jedna z mieszkanek Grenfell Tower. - Policja wyważyła moje drzwi. Prosiłam, żeby wzięli też moje pieski, chciałem je uratować. Na zewnątrz było naprawdę źle. Zejście na dół trwało całe wieki. Czułam, jakby żar roztapiał mi skórę. Wokół pełno dymu, jakbyś szedł przez chmury. Nie można było oddychać. Tam było naprawdę strasznie - dodała.
Bezprecedensowe zdarzenie
Szefowa londyńskiej straży pożarnej Dany Cotton powiedziała rano w rozmowie z mediami, że "w ciągu 29 lat swojej pracy w straży pożarnej nie widziała niczego o takiej skali", określając zdarzenie mianem "bezprecedensowego".
REKLAMA
Komisarz policji metropolitalnej w Londynie Stuart Cundy podkreślił, że "jest bardzo, bardzo trudno podać liczbę osób zaginionych" i służby kontynuują zbieranie informacji o losach wszystkich mieszkańców budynku. Wcześniej burmistrz Londynu Sadiq Khan sugerował, że "wiele osób" znajduje się na liście zaginionych.
Służby prasowe Downing Street poinformowały, że premier Theresa May jest "głęboko zasmucona" doniesieniami o tragedii w zachodnim Londynie, a "myślami jest z tymi, którzy zostali dotknięci tym okropnym zdarzeniem, oraz służbami ratunkowymi, które niestrudzenie pracują w tych bardzo trudnych okolicznościach".
Będą kontrole
Z inicjatywy May doszło do spotkania rządowej grupy koordynującej działania prewencyjne po pożarze. Wiceminister spraw wewnętrznych Nick Hurd zapowiedział, że przeprowadzone zostaną kontrole bezpieczeństwa w podobnych budynkach na terenie kraju.
źródło: STORYFUL/x-news
REKLAMA
Hurd, który od wtorku odpowiada za policję i straż pożarną, podkreślił, że szczególnej analizie będą podlegać budynki, które - podobnie jak Grenfell Park - przechodziły niedawno remont, podczas którego ingerowano m.in. w elewację.
Mieszkańcy ostrzegali
Decyzja o kontroli została podjęta gdy wyszły na jaw wieloletnie skargi mieszkańców Grenfell Tower na niski poziom zabezpieczenia przeciwpożarowego i trwający w tej sprawie spór z prywatnym operatorem KCTMO działającym w ramach umowy z ratuszem londyńskiej dzielnicy Kensington & Chelsea.
Powiązany Artykuł

Pożar Grenfell Tower. Relacja
W latach 2015-2016 budynek przeszedł znaczny remont, w trakcie którego m.in. wymieniono okna i wzmocniono elewację. Grupa mieszkańców prowadząca bloga Grenfell Action Group oskarżyła jednak operatora budynku o stworzenie "niebezpiecznych warunków do życia" i "niespełnienie wymogów przepisów dot. bezpieczeństwa", ostrzegając, że błędne zarządzanie nieruchomością "jest przepisem na przyszłą ogromną katastrofę".
W środę rano mieszkańcy napisali, że "przewidywali, że ta katastrofa jest nie do uniknięcia", a "ich ostrzeżenia zostały zignorowane". Wieczorem dodali, że "politycy muszą ponieść odpowiedzialność" za zdarzenia ubiegłej nocy, wzywając m.in. do rezygnacji szefa gabinetu politycznego premier May Gavina Barwella, który do czerwca br. był ministrem odpowiedzialnym za budownictwo.
REKLAMA
Odpowiadając na skargi mieszkańców, burmistrz Londynu Sadiq Khan powiedział w rozmowie z mediami, że "w trakcie nocy padły uzasadnione pytania" i zapewnił, że "zostaną udzielone poważne odpowiedzi". Jak zapowiedział, będzie domagał się wyjaśnień od władz dzielnicy Kensington & Chelsea.
Pomoc przerosła potrzeby
W pierwszych godzinach po pożarze tysiące mieszkańców Londynu pojawiły się w czterech centrach zarządzania kryzysowego, przynosząc dary: wodę, jedzenie, ubrania, środki higieniczne dla poszkodowanych. W środę wieczorem wolontariusze zaapelowali o wstrzymanie dalszych donacji, podkreślając, że "otrzymali więcej, niż potrzebują w tym momencie".
Wiele osób otrzymało zastępcze zakwaterowanie od władz dzielnicy Kensington & Chelsea oraz oferty udostępnienia mieszkań od zwykłych mieszkańców Londynu.
REKLAMA
Wiele organizacji charytatywnych i przywódców społeczności religijnych - katolickich, protestanckich i muzułmańskich - uruchomiło także zbiórki pieniężne na specjalne fundusze pomocowe dla ofiar i ich rodzin. Swoje akcje zorganizowały m.in. londyńska popołudniówka "Evening Standard", fundacja dzielnicy Kensington & Chelsea oraz muzułmańska organizacja Muslim Aid, które w pierwszych godzinach zebrały łącznie ponad 200 tys. funtów.
fc
REKLAMA