Liga Światowa 2017: pierwszy test oblany. Pracowite wakacje przed De Giorgim

2017-06-19, 21:06

Liga Światowa 2017: pierwszy test oblany. Pracowite wakacje przed De Giorgim

Kiedy stało się jasne, że po igrzyskach olimpijskich z ławką trenerską reprezentacji Polski pożegna się Stephane Antiga, do Polskiego Związku Piłki Siatkowej masowo zaczęły spływać oferty od zainteresowanych prowadzeniem biało-czerwonych. Kiedy natomiast włodarze polskiej siatkówki przedstawili listę nazwisk zakwalifikowanych do finałowego etapu, szeroko rozumiane środowisko było niemal jednogłośne. Najlepszym kandydatem wydawał się Ferdinando De Giorgi.

Włoch nie tylko miał najlepsze rozeznanie w polskich warunkach. Dał się poznać jako trener dwukrotnych z rzędu mistrzów Polski (drugi tytuł wywalczył już po otrzymaniu nominacji). Pod jego wodzą ZAKSA Kędzierzyn-Koźle była absolutnie poza zasięgiem rywali w kraju. Oczywiście, mając do dyspozycji jednego z najlepszych rozgrywających świata (Benjamin Toniutti), gwiazdę belgijskiej siatkówki (Sam Deroo) czy Mateusza Bieńka na środku siatki, o zwycięstwa jest niewątpliwie łatwiej, ale to przecież pod okiem "Fefe" nastąpiła eksplozja talentu Dawida Konarskiego, który ma za sobą najlepszy sezon w karierze. „Konar” do tej pory w kadrze był - niczym Adam Miauczyński w filmie "Nic śmiesznego" - "wiecznie drugi". Najpierw był zmiennikiem Mariusza Wlazłego, później Bartosza Kurka. Teraz ma być "jedynką w ataku. W końcu to dzięki pracy z De Giorgim postęp w polu serwisowym zrobił Bieniek.

Agencja TVN/x-news

Tak, z dużymi nadziejami czekaliśmy na efekty pracy Włocha z Polakami. Z nadziejami, ale też zaciekawieniem i pytaniem: czy metody pracy z klubu da się bezboleśnie przełożyć na pracę z reprezentacją. Tym bardziej, biorąc pod uwagę fakt, że 55-latek jeszcze z żadną drużyną narodową nie pracował.

- W kadrze mogę wybierać zawodników z dużego grona. W klubie drużyna jest skompletowana przed sezonem i potem nie ma możliwości jej zmiany, więc różnica jest, ale siatkówka jest jedna - podkreślał Włoch po wyborze PZPS-u.

REKLAMA

Miłe złego początki

Specjalnie dla niego skrócono sezon PlusLigi, jak każdy nowy zagraniczny selekcjoner Polaków powołał do kadry nowe twarze, które pasowały do jego koncepcji i zaczęła się ciężka praca na zgrupowaniu w Spale.

Cel jaki postawiono przed selekcjonerem był jasny - medal mistrzostw Europy, które na przełomie sierpnia i września odbędą się w Polsce. Liga Światowa, jak to Liga Światowa - miała być tylko etapem przygotowań, swoistym poligonem doświadczalnym. Ale faza interkontynentalna LŚ miała być jednocześnie pierwszym testem i obrazem pomysłu, jaki na drużynę ma nowy "wodzirej". I podstawą do pierwszych ocen.

TVP

Kiedy już w pierwszym turnieju pokonaliśmy mistrzów olimpijskich Brazylijczyków i srebrnych medalistów z Rio Włochów, wydawało się, że oto mamy do czynienia z cudotwórcą, a po zmianie "obuwia" z klubowego na reprezentacyjne, na nogach nie pojawią się żadne obtarcia. Im dalej w las, tym jednak było gorzej. W efekcie Polacy na 9 spotkań wygrali tylko 4 i nie polecą na turniej Final Six do Kurytyby.

Powodów do rozdzierania szat nie ma, ale powody do nie pokoju są. Po pierwsze dlatego, że De Giorgi raczej nie eksperymentował ze składem, dość szybko ułożył sobie podstawową wydaje się "szóstkę". I ci siatkarze nie byli postrachem dla najlepszych.

REKLAMA

Trener przesadził z treningiem?

Po drugie, wszystko zaczyna się w głowach, a wydaje się, że biało-czerwoni nie są jeszcze gotowi mentalnie. Nie było widać charakterystycznego błysku w oku, po przegranych akcjach widzieliśmy natomiast spuszczone głowy.

- Najważniejsze jest teraz zbudowanie ducha zespołu. Musimy stać się jedną drużyną z charakterem, który pozwoli nam walczyć o zwycięstwo w każdym meczu - zaznaczał na początku zgrupowania w Spale De Giorgi. Na razie się nie udało.

Po trzecie, nie same porażki są problemem w porażkach. Mecz przecież można przegrać po wyrównanej walce, można też wygrać szczęśliwie, co zaciemnia obraz całości. Najgorsze jest to, że Polacy z każdym kolejnym meczem wyglądali coraz gorzej fizycznie. A w ostatnim meczu z USA w czwartym secie niektórzy niemal słaniali się na nogach. Metody treningowe z ZAKSY nie przyniosły więc efektów w reprezentacji.

- Tak długich treningów jeszcze nie miałem. Zamiast dwóch, dwóch i pół godziny, trenujemy trzy i pół, cztery albo i więcej. Nie codziennie trenuje się cztery godziny i dziesięć minut albo cztery i pół godziny. Takie treningi się czuje. A przecież dziennie mamy dwa treningi - mówił tuż przed startem "światówki" kapitan Michał Kubiak.

REKLAMA

Czas sprzymierzeńcem Polaków?

Dlatego sam brak awansu do turnieju finałowego tragedią nie jest. Co więcej, może wyjść na dobre zawodnikom i trenerowi. Ci pierwsi dostaną czas na regenerację po ciężkim okresie przygotowawczym, a trener dostanie czas do przemyśleń.

A jest o czym myśleć. Nie chodzi tylko o odpowiednie dopasowanie obciążeń treningowych. Szczególnie w spotkaniu z Amerykanami raziła w oczy nasza dyspozycja na przyjęciu, a to przekładało się na fatalną skuteczność w ataku. Bez poprawy w tym elemencie nie mamy czego szukać w ME.

- Jako trener cały czas muszę patrzeć na ten zespół, jak z nim pracować i co poprawiać, żebyśmy w przyszłości mogli grać lepiej. Pracy czeka nas dużo. Najważniejszym zadaniem jest jak najszybsze znalezienie technicznej i mentalnej tożsamości w tej nowej grupie - to słowa selekcjonera już po "wszystkim".

Jest sporo niepewności, znaków zapytania. Również tych personalnych. Wydaje się, że Włoch chciał oprzeć grę drużyny na Bartoszu Kurku. Jego dyspozycja zmusiła jednak trenera do szukania innych rozwiązań. Na chwilę obecną można stwierdzić, że drużyna narodowa jest na tym samym etapie, co w poprzednich dwóch latach. A przecież zmiana na stanowisku trenera nastąpiła po to, żeby ten stan rzeczy zmienić.

REKLAMA

Drużyna przyszłości?

Zakończmy jednak optymistycznie. "Na plus" trenerowi należy z pewnością zapisać odważne wprowadzanie do zespołu młodych zawodników. Bartłomiej Lemański z miejsca stał się graczem podstawowego składu, a od czasu Marcina Nowaka nie mieliśmy takiego "wieżowca" (217 cm) na środku siatki. Dodatkowo jego floty na zagrywce przyniosły drużynie już kilka punktów. Wspomniany na początku Antiga "wymyślił" sobie kiedyś Mateusza Bieńka, teraz Lemański jest "człowiekiem" De Giorgiego. Ponadto coraz więcej szans dostają Aleksander Śliwka, Artur Szalpuk i Maciej Muzaj.

- Bardzo dobrze, że tak się dzieje. Zawsze będę podawał przykład Mateusza Miki, który też został wprowadzony do szóstki w Lidze Światowej w 2014 roku, wykorzystał tę szansę i był podporą reprezentacji w mistrzostwach świata. Dlatego cieszę się bardzo, że trener robi bardzo dużo zmian. Mam nadzieję, że chłopaki wykorzystają swoje pięć minut, zbiorą doświadczenie, a potem w decydujących momentach kluczowej imprezy będą zdobywać najważniejsze punkty dla Polski. Każde takie wejście młodego zawodnika podnosi jego poziom i pewność siebie, a to jest z korzyścią dla naszej siatkówki na wiele lat - uważa były libero Piotr Gacek.

Press Focus/x-news

Kolejna nadzieja na lepszą przyszłość? Każdy zagraniczny trener reprezentacji Polski odnosił sukces na pierwszej naprawdę ważnej imprezie, w której prowadził zespół. Raul Lozano może pochwalić się wicemistrzostwem świata w 2006 roku, Daniel Castellani mistrzostwem Europy w 2009 roku, Andrea Anastasi brązowym medalem Starego Kontynentu dwa lata później, a Antiga w 2014 roku, po raz pierwszy prowadząc jakąkolwiek reprezentację, został mistrzem świata na polskiej ziemi. Ba, Antiga turniej finałowy Ligi Światowej rozgrywany kilka miesięcy przed mundialem, również ze swoimi podopiecznymi oglądał tylko w telewizji. Historia jest więc po naszej stronie.

Podsumowując, pierwsza sesja "studentowi" De Giorgiemu nie wyszła, ale jak to w takich przypadkach bywa, najważniejsze będzie to, co stanie się we wrześniu. A właśnie wtedy rozegrane zostaną mecze o medale Euro 2017.

REKLAMA

Bartosz Orłowski, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej