Mijał się z prawdą? Dwa śledztwa związane ze sprawą sędziego Łączewskiego
Dwa śledztwa związane z sędzią Wojciechem Łączewskim prowadzi Prokuratura Regionalna w Krakowie - w sprawie podejrzenia włamania na konto i podszywania się pod niego oraz fałszywego zawiadomienia o przestępstwie, którego nie było i fałszywych zeznań.
2017-06-23, 16:01
Jak podał rzecznik tej prokuratury prok. Włodzimierz Krzywicki, prokuraturze udało się nawiązać kontakt z serwisem społecznościowym Twitter. - Prokuratura zwróciła się o informacje dostępne tylko redakcji tego serwisu, które mogły potwierdzić albo zadać kłam wersji pana sędziego Łączewskiego. Korespondencja w dalszym ciągu trwa, ponieważ Amerykanie domagają się od nas kolejnych wyjaśnień na temat polskiego prawa, które nie jest spójne z prawem amerykańskim. W związku z tym nie uzyskaliśmy jeszcze finalnej informacji, o która wystąpiliśmy i która rozstrzygałaby sprawę. W związku z tym oba śledztwa nadal się toczą - wyjaśnił rzecznik.
Media podawały na początku 2016 r., że Łączewski miał oferować w internecie pomoc osobie podszywającej się pod znanego dziennikarza w działaniach przeciw obecnemu rządowi. Jedna z gazet opublikowała rozmowy, jakie sędzia miał prowadzić w sieci pod nazwiskiem "Marek Matusiak" z internautą, który podszył się pod Tomasza Lisa. Sędzia miał się także zjawić na spotkaniu z tym internautą. O podszywaniu się pod jego osobę powiadomił prokuraturę sam sędzia.
Śledztwo ws. podszywania się pod Łączewskiego prowadziła początkowo Prokuratura Okręgowa w Warszawie, potem sprawę przeniesiono do Prokuratury Regionalnej w Krakowie.
TVP Info
W październiku 2016 r. media podawały, że biegli wykluczyli możliwość włamania do komputera, tabletu i telefonu komórkowego sędziego. Informacji tej nie potwierdziła wtedy prokuratura. - Jedyna informacja, jaką mogę przekazać, to że prokurator prowadzący to śledztwo nikomu nie przekazywał wiedzy na temat zawartości opinii, która jest wydana w sprawie. To co się ukazało w mediach, to jest coś, co jest poza naszą kontrolą - oceniał wtedy prok. Krzywicki. Rzecznik przypomniał, że w Prokuraturze Okręgowej w Łodzi toczy się postępowanie na temat nielegalnego ujawniania informacji z tego śledztwa.
Krzywicki potwierdził wtedy, że śledczy otrzymali opinię biegłego informatyka, który badał sprzęt informatyczny sędziego Łączewskiego po kątem ewentualnego włamania się i "kradzieży tożsamości", ale nie ujawnił jej treści. - Opinia wpłynęła, jest przedmiotem analizy i dalszych czynności dowodowych w tej sprawie - zaznaczył.
Sędzia Łączewski mijał się z prawdą?
Według mediów, ustalenia biegłych informatyków mogą oznaczać, iż sędzia Łączewski mijał się z prawdą twierdząc, iż włamano się do jego komputera. Z ujawnianej wówczas analizy informatyków, wynikałoby, że w sprzęcie sędziego Łączewskiego nie było szpiegowskiego oprogramowania, które mogłoby posłużyć do włamania i rozsyłania w jego imieniu wiadomości na portalu internetowym, zaś zdjęcie, tzw. selfie, które sędzia wysłał do swojego rozmówcy (przepraszając, że jest na nim w rozciągniętej koszulce), zostało zrobione jego telefonem. Poprzez tzw. chmurę, umożliwiającą automatyczne przesyłanie plików i zapisywanie ich zdalnie na innych urządzeniach, miało się znaleźć w innych komputerach Łączewskiego i w jego tablecie.
Była to kolejna opinia biegłych, którzy kilka razy przebadali komputer stacjonarny, laptop, tablet i telefon sędziego, który po ujawnieniu tej sprawy sam zwrócił się o śledztwo - podawały media.
Czynności wyjaśniające co do zachowania Łączewskiego w tej sprawie w lutym 2016 r. zaczął sędziowski rzecznik dyscyplinarny. - Ja w zasadzie swoje czynności już zakończyłem, natomiast od kilku miesięcy usiłuję dostać z prokuratury dwa dowody, które pozwolą mi zakończyć postępowanie, czyli opinię biegłego informatyka oraz informację, o które prokurator zwrócił się do amerykańskiego twittera - powiedział w piątek sędziowski rzecznik dyscyplinarny sędzia Marek Hibner. Dodał, że jeśli ten okres oczekiwania będzie się przedłużał, to zawiesi swoje postępowanie, które cały czas jest formalnie na etapie "czynności wyjaśniających".
O zbadanie sprawy zwróciła się do rzecznika Krajowa Rada Sądownictwa oraz prezes Sądu Okręgowego w Warszawie. Łączewski obecnie orzeka w wydziale cywilnym Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście.
Sprawa Mariusza Kamińskiego
W marcu 2015 r. Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście pod przewodnictwem Łączewskiego nieprawomocnie skazał Kamińskiego (b. szefa CBA; dziś - ministra koordynatora służb specjalnych) i Macieja Wąsika (b. zastępcę Kamińskiego w CBA) na 3 lata więzienia i 10-letni zakaz zajmowania stanowisk, m.in. za przekroczenie uprawnień i nielegalne działania operacyjne CBA podczas akcji ws. "afery gruntowej" w 2007 r. Na kary po 2,5 roku skazano członków kierownictwa CBA. Pod koniec 2015 r. wszystkich ułaskawił prezydent Andrzej Duda.
W maju br. siedmioro sędziów SN uznało, że prezydenckie prawo łaski może być stosowane wyłącznie wobec prawomocnie skazanych, zaś zastosowanie prawa łaski przed datą prawomocności wyroku nie wywołuje skutków procesowych.
W październiku 2013 r. sędzia Łączewski, skazując pseudokibiców za antyżydowskie hasła na meczu ligowym, nakazał im m.in. obejrzenie filmu Izabelli Cywińskiej "Cud purymowy". W sierpniu 2014 r. sędzia Łączewski nakazał warszawskiej prokuraturze wznowienie śledztwa w sprawie organizacji przez cywilnych urzędników lotów premiera Donalda Tuska i prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Smoleńska z kwietnia 2010 r. W 2014 r. prokuratura ostatecznie umorzyła to śledztwo - obecnie w tej sprawie trwa proces m.in. Tomasza Arabskiego z oskarżenia prywatnego części rodzin ofiar katastrofy.
aj