Incydent gruziński. Uniewinniono szefa kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego
- Prawomocnie uniewinniony został Piotr Kownacki, b. szef kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego, skazany w I instancji za ujawnienie w 2008 r. mediom poufnego raportu ABW o tzw. incydencie gruzińskim. Sąd Okręgowy w Warszawie ogłosił wyrok publicznie, po tajnej rozprawie.
2017-07-24, 13:48
W poniedziałek SO, jako sąd II instancji, zmienił wyrok z sierpnia 2016 r. Sądu Rejonowego Warszawa-Śródmieście, który nieprawomocnie uznał Kownackiego za winnego, ale odstąpił od wymierzenia kary. SR orzekł zaś wobec niego 20 tys. zł tzw. świadczenia pieniężnego.
Od wyroku SO strony mogą złożyć kasację do Sądu Najwyższego. SR nie mógł skazać Kownackiego za ujawnienie informacji klauzulowanej, skoro sam uznał, iż był on autorem tzw. drugiego ujawnienia - wskazywała sędzia Eliza Proniewska w uzasadnieniu wyroku. - Przepis dotyczący karania za ten czyn nie przewiduje wielokrotnego ujawniania. To jednorazowa czynność, a karze nie podlega ktoś, kto przekazuje, lub potwierdza już znaną komuś informację - mówiła.
Sędzia podkreśliła, że SO "nie dopatrzył się, by Kownacki przekazał dziennikarzowi egzemplarz raportu". Według SO, żaden dowód nie wskazuje na to, by Kownacki był źródłem dziennikarzy. SO nie uznał też za celowe przekazania sprawy do I instancji, bo "brak czynu zabronionego jest nieusuwalną przeszkodą dla prowadzenia postępowania karnego w tej sprawie".
Dekada w sądach
Po wyroku Kownacki nie krył zadowolenia. - Od 2008 r. do wyroku minęło prawie 9 lat. W 2012 r. wnosiliśmy o umorzenie tej sprawy, właśnie z powodów, które przytoczyła sędzia w uzasadnieniu - powiedział Kownacki.
- Nie jest przestępstwem, gdy dziennikarz przychodzi z tajną informacją, i nawet gdybym - czego nie zrobiłem - przekazał tę samą informację, to nie jest to przestępstwo. Można wtedy było umorzyć sprawę, a ja te kilka lat życia przeżyłbym inaczej - dodał.
Prokurator przypomniał, że stanowisko jego urzędu było inne i po wyroku SO trzeba przeanalizować jego motywy. Dodał, że za wcześnie mówić, czy prokuratura złoży kasację. W grudniu 2010 r. warszawska prokuratura oskarżyła Kownackiego, że - jako szef Kancelarii Prezydenta RP - ujawnił dziennikarzowi gazety "Dziennik" tajemnicę służbową w postaci raportu ABW. B. minister nie przyznał się do zarzutu.
Zgodnie z nim, funkcjonariusz publiczny, który ujawnia osobie nieuprawnionej informację stanowiącą tajemnicę służbową lub informację, którą uzyskał w związku z wykonywaniem czynności służbowych, a której ujawnienie może narazić na szkodę prawnie chroniony interes, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
Incydent gruziński
Raport dotyczył incydentu z 23 listopada 2008 r., gdy konwój samochodów z prezydentami Kaczyńskim i Micheilem Saakaszwilim zatrzymano przy granicy z Osetią Płd. Rozległy się strzały. Nikomu nic się nie stało. W raporcie ABW za najbardziej prawdopodobną uznała hipotezę, iż to sama strona gruzińska mogła wykreować sytuację, w której strzelano w obecności prezydentów - by winą obciążyć wspierających Osetię Rosjan.
Podkreślano w nim też, że BOR w ostatniej chwili dowiedziało się o wyjeździe prezydentów na granicę, a w chwili, gdy padły strzały, Kaczyński nie miał właściwej obstawy. Po incydencie - który według ustaleń Kolegium ds. Służb Specjalnych nie miał charakteru zamachu na prezydentów - odwołano szefa ochrony prezydenta RP.
Sam Lech Kaczyński sugerował, że strzały oddali Rosjanie z pobliskiego posterunku. Szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow uznał zdarzenie za prowokację gruzińską. Potem Osetyjczycy przyznali, że strzelali w powietrze, aby zatrzymać kolumnę samochodów z Gruzji.
Raport ABW miał różne ponumerowane kopie - w tym jedną przeznaczoną dla Kancelarii Prezydenta RP. Każda kopia była opatrzona szczególnym znakiem. Skany jednej z kopii ujawniono na stronach internetowych "Dziennika". Agencja zawiadomiła prokuraturę o przestępstwie. Media podawały, że ABW rozpracowywała Kownackiego, "angażując spore środki operacyjne", ustalając m.in. billingi rozmów i miejsca logowania telefonów do przekaźników telefonii komórkowej. Badano też księgi wejść i wyjść z Kancelarii Prezydenta.
Kownacki mówił, że nie czuje się winny, a "próbę obarczenia odpowiedzialnością za ujawnienie poufnej informacji traktuje jako polityczną prowokację". Oceniał, że informacje o ujawnieniu tajemnic dziennikarzom miały odwrócić uwagę od meritum sprawy, za które uważał to, że raport ABW był "wątpliwej jakości".
Odtajnione billingi
W 2013 r. SR nie uwzględnił wniosku obrony, by sprawę umorzyć bez przeprowadzania procesu z "braku znamion czynu zabronionego". W procesie - który ruszył w 2014 r. - jako świadkowie zeznawali m.in. b. premier Donald Tusk, b. szef MSZ Radosław Sikorski, b. szef ABW gen. Krzysztof Bondaryk. Proces w dużej części był niejawny.
Powołując się na tajemnicę dziennikarską, dziennikarze Paweł Reszka i Michał Majewski odmówili w SR ujawnienia, jak zapoznali się z raportem, gdyż informator zastrzegł sobie anonimowość. Prokuratura w 2008 r. zwolniła operatora telefonii komórkowej z tajemnicy, dzięki czemu ABW mogła ustalać, z kim dziennikarze w tamtym okresie kontaktowali się telefonicznie oraz wskazać dzięki logowaniom ich telefonów, gdzie dokładnie się znajdowali. Sąd oddalił ich zażalenie na tę decyzję.
Sąd pokazywał dziennikarzom akta sprawy, w których ABW rozrysowała wszystkie połączenia telefoniczne, jakie wykonywali w tamtych dniach oraz numery telefonów, z jakich do nich dzwoniono. - To dla mnie szokujący dokument, pokazujący, że byłem inwigilowany również w tym zakresie, który w żaden sposób nie wiąże się z przedmiotem sprawy - komentował Majewski. - Jestem zszokowany charakterem i zakresem tej inwigilacji - dodawał. Podobnie oceniał Reszka. - Jeśli wysoki sąd chciał mną wstrząsnąć, to się udało - mówił.
pg
REKLAMA