Ekipa Wójcika grała na igrzyskach w Barcelonie jak z nut. Instrumenty przestały stroić dopiero w finale

Gdy cały świat emocjonował się w Barcelonie w 1992 roku występem Amerykanów z koszykarskiego Dream Teamu, Polska spoglądała na turniej piłkarski. Tam biało-czerwoni zaczęli od trzęsienia ziemi. Później napięcie już tylko rosło.

2017-08-08, 16:43

Ekipa Wójcika grała na igrzyskach w Barcelonie jak z nut. Instrumenty przestały stroić dopiero w finale
Kadra Polski podczas turnieju olimpijskiego w Barcelonie. Foto: PAP/Teodor Walczak

Ta historia wcale nie musiała skończyć się tak szczęśliwie. Polska w ćwierćfinale młodzieżowych mistrzostw Europy grała mecz i rewanż z Danią. Po pierwszym spotkaniu było 0:5 i remis 1:1 w drugim nic nie zmieniał. Z odsieczą przyszła jednak Szkocja, która awansowała do półfinału i nam zapewniła wyjazd na igrzyska.

Nie mieli nawet strojów

Awans chyba zaskoczył nawet szefów PZPN, bo piłkarze co chwila musieli zmagać się z problemami. Nikt nie wiedział za ile będzie grał w Hiszpanii, a nawet w czym.

- W PZPN chcieli byśmy grali w strojach Admirala. Wójcik zrobił taki numer, że podał im złe dane. Według rozpiski trenera Kowalczyk był bramkarzem. Wójcik pokazał te koszulki działaczom i zapytał, jak mamy w tym grać. A ten sprzęt to był szajs, koszulki sięgały do pępka. Wstyd się było pokazać. Potem Wójcik z Andrzejem Grajewskim zamówili wszystko w Adidasie. Wyglądaliśmy lepiej niż pierwsza reprezentacja - mówił po latach Ryszard Staniek.

Czarny koń igrzysk

W grupie, choć Polska nie była głównym faworytem do awansu, weszła w turniej razem z drzwiami, odprawiając po kolei Kuwejt 2:0, a przede wszystkim Włochy. Zwycięstwo 3:0 nad ówczesnymi młodzieżowymi mistrzami Europy odbiło się szerokim echem, a biało-czerwoni z miejsca zyskali w oczach kibiców i ekspertów.

REKLAMA

W ćwierćfinale rozpędzeni Polacy pokonali Katar 2:0. Półfinałowy mecz dał naszym nie tylko możliwość gry o medale, ale też tytuł króla strzelców imprezy dla Andrzeja Juskowiaka. Podopieczni Janusza Wójcika rozbili Australię 6:1, a "Jusko" sam ustrzelił hat-tricka.

"Wójt" motywator

Do legendy przeszły słynne mowy motywacyjne selekcjonera Janusza Wójcika. "Kiełbasy w górę i golimy frajerów!" to tekst, który pozostał w pamięci piłkarzy nawet lepiej niż bramki strzelane kolejnym rywalom. Wójcik słynął z wpajania swoim zawodnikom poczucia wyższości nad innymi reprezentacjami. Jak mówią dziś reprezentanci, gdyby trener w klubie teraz używał takich słów, zawodnik od razu opuściłby trening obrażony. Wtedy dla chłopaków wychowanych na podwórkach to było normalne.

- Dla niego wszyscy rywale byli frajerami. Tak samo traktował Duńczyków, którzy ograli nas 5:0. Przed meczem to też byli frajerzy, którzy nie potrafią grać w piłkę. Do tego dochodziły inne epitety. O, jak na przykład przed meczem z Francją. Teraz to byłaby afera na całą Polskę, wybuchłby rasistowski skandal. Francuzi nie skończyli jeszcze przedmeczowego treningu, a że "Wójta" dopadła "choroba filipińska", to kazał nam wejść na boisko i usiąść na piłkach. I jak zaczął nadawać na Francuzów! Oczywiście najważniejszy był kolor skóry. Mieliśmy z nimi zrobić wszystko, co najgorsze. Zremisowaliśmy 1:1, bramkę dla nich zdobył Zinedine Zidane - mówił w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" Wojciech Kowalczyk.

Słodko-gorzki finał

90 tysięcy widzów na słynnym Nou Camp było przekonanych, że reprezentacji Hiszpanii nic nie może się stać w finale, mimo że Polacy pokazali pazur we wcześniejszych spotkaniach. Biało-czerwoni natarli na rywali i objęli prowadzenie go golu Kowalczyka. - Na stadionie zapadła cisza. Jeszcze minutę wcześniej krzycząc pełnym głosem nie mogliśmy siebie zrozumieć - wspominał podstawowy obrońca tej kadry Tomasz Łapiński. La Roja odwróciła losy spotkania gdy do bramki Aleksandra Kłaka trafiali kolejno Abelardo i Kiko. Jeszcze jeden zryw Polaków - tym razem zakończony golem Ryszarda Stańka, doprowadził do wrzenia na stadionie, a komentujący mecz Andrzej Zydorowicz krzyczał "Jeszcze Polska nie zginęła". Rozstrzygnięcie przyniosła ostatnia akcja meczu, którą na złote medale olimpijskie dla Hiszpanii przekuł napastnik Atletico Madryt Kiko, zdobywając swoją drugą bramkę w meczu.

REKLAMA

Zmarnowany potencjał

Niesamowity turniej reprezentacji olimpijskiej w Barcelonie nie przyniósł Polsce wymiernych korzyści. Wielu zawodników tej kadry jeszcze przed igrzyskami miało na swoim koncie debiut w pierwszej drużynie prowadzonej wtedy przez Andrzeja Strejlaua. Po powrocie z Hiszpanii rozdzwoniły się telefony, a "srebrni" Polacy rozjechali się po świecie.  

- Po turnieju otrzymałem dwie propozycje: od 1. FC Koeln oraz Galatasaray. Wolałem jechać do Niemiec. Żałuję natomiast, że nie udało się nam osiągnąć czegokolwiek z pierwszą reprezentacją. Po igrzyskach każdy zastanawiał się, dlaczego nie można wszystkich powołać. To nie było możliwe, ponieważ każdy obrał inną drogę i nie wszyscy regularnie grali w klubach - mówił Andrzej Kobylański, który zagrał później w kadrze A sześć spotkań.

Losy piłkarzy były różne. Aleksander Kłak skończył jako kierowca autobusu w belgijskiej Antwerpii, a nazwisko Andrzeja Juskowiaka kibice wciąż powtarzają w Atenach na wieść o tym, że spotkali człowieka z Polski. Bez względu na te historie był to ostatni wielki sukces Polski na światowej imprezie. Na kolejny medal na igrzyskach pewnie poczekamy jeszcze trochę.

Polska - Hiszpania 2:3 (1:0)
Kowalczyk 44, Staniek 76 - Abelardo 65, Kiko 72, 90

REKLAMA

Polska: Kłak - Jałocha (55. Świerczewski), Łapiński, Koźmiński, Wałdoch, Gęsior, Brzęczek, Juskowiak, Staniek, Kobylański, Kowalczyk
Hiszpania: Toni - Ferrer, Lasa Goicoechea (51. Amavisca), Solozabal, Loprez Martinez, Enrique, Guardiola, Abelardo, Berges, Kiko, Alfonso

Piotr Tokarski, polskieradio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej