Polska wyobrażała to sobie zupełnie inaczej
Szwecja, kierująca pracami Unii, odrzuca polską propozycję, by kandydaci na najwyższe stanowiska we Wspólnocie najpierw przedstawili swoje programy.
2009-11-12, 06:32
To ma - zdaniem Warszawy - zapobiec sytuacji, że o wyborze decydują najsilniejsze kraje, które przeforsowują faworytów, a reszta państw te kandydatury tylko zatwierdza.
Decyzja o obsadzie przewodniczącego Rady Europejskiej, potocznie zwanego prezydentem i unijnego ministra spraw zagranicznych ma zapaść na szczycie w przyszły czwartek.
Szwedzki premier Fredrik Freinfeldt uważa, że polska propozycja jest trudna do zrealizowania, bo kandydaci, którym marzy się unijne stanowisko, nie chcą zbyt wcześnie o tym mówić.
Większość z nich to urzędujący premierzy, bądź prezydenci, którzy boją się publicznej przegranej. To jest jak wysłanie sygnału do społeczeństwa. „Szukam innej pracy, w poniedziałek będę z powrotem jeśli jej nie dostanę, ale wciąż Was kocham. Przecież to się nie uda" - mówił szwedzki premier. Takie stanowisko krytykuje polski europoseł Jacek Saryusz-Wolski. „Nie można być za większą demokracją, a jednocześnie za zamkniętymi drzwiami dokonywać takich wyborów. To jest nielogiczne" - dodał.
REKLAMA
Szwedzki premier, jeszcze przed szczytem zamierza przeprowadzić kolejną rundę negocjacji z unijnymi stolicami. „Moją intencją jest zaprezentowanie jednego kandydata na każde stanowisko" - dodał.
To zupełnie inaczej niż wyobrażała sobie Polska, która chce mieć kilku kandydatów, usłyszeć ich program i dopiero wtedy zdecydować o obsadzie najwyższych stanowisk. Polską propozycję, jak mówi się nieoficjalnie, popiera kilka państw, między innymi kraje bałtyckie, Czechy, Słowacja, a także Finlandia.
Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)
REKLAMA