US Open: tenis potrzebuje Szarapowej, a nie Szarapowa tenisa

2017-08-16, 20:50

US Open: tenis potrzebuje Szarapowej, a nie Szarapowa tenisa

Maria Szarapowa otrzymała "dziką kartę" do turnieju US Open - potwierdzili organizatorzy wielkoszlemowej imprezy w Nowym Jorku. Podobnie, jak w poprzednich tego typu przypadkach - już wywołuje to nie lada kontrowersje. Czy słusznie?

Rosyjska tenisistka do kwietnia tego roku była zawieszona za doping. Afera z zażywaniem niedozwolonych środków nie przeszkadza jednak organizatorom kolejnych turniejów tenisowych w ułatwianiu jej startu na poszczególnych imprezach. I bardzo dobrze. Dlaczego? Z kilku powodów - przede wszystkim ze względu na to, że Maria Szarapowa odbyła już swoją karę. Została zawieszona na 15 miesięcy i przez ten czas nie brała udziału w żadnych zawodach. A to wystarczająca sankcja za wpadkę z meldonium. Brak przyznawania "dzikiej karty" oczywiście karą nie jest, ale też nie widzę powodów, by Rosjance nie ułatwiać powrotu do gry na najwyższym poziomie.


Powiązany Artykuł

Na Spalonym.jpg
Dział Opinii

Szarapowa karę ma już za sobą

Szarapowa jako pełnoprawna tenisistka, jak najbardziej może otrzymywać zaproszenia do turnieju w postaci "dzikiej karty". Jest to tylko i wyłącznie indywidualna decyzja organizatorów, jeśli chcą widzieć Rosjankę na swoich kortach od razu w głównej drabince. A w sumie dlaczego mieliby nie chcieć? Rosjanka jest świetną zawodniczką - triumfatorką pięciu turniejów wielkoszlemowych (na dodatek wygrała oddzielnie wszystkie tego rodzaju zawody - Australian Open, dwukrotnie Roland Garros, Wimbledon i US Open), byłą liderką rankingu WTA. Na dodatek jest postacią bardzo medialną. Z pewnością ma na to wpływ - nie tylko jej styl gry, ale też i uroda. Nie ma co tego ukrywać.

Podsumowując 30-letnia Szarapowa przyciąga widzów przed telewizory, zagorzałych fanów na trybuny, a więc w sposób znaczący wpływa na popularyzację całej dyscypliny sportowej z pożytkiem nie tylko dla włodarzy poszczególnych turniejów, ale też całych związków i federacji tenisowych, czy młodych adeptów tej gry. Szczególnie w dobie kryzysu, jaki panuje w kobiecej dyscyplinie od lat - taka postać dla dalszego rozwoju gry jest kluczowa.

REKLAMA

Bo kto jest w stanie teraz wymienić liderkę rankingu WTA z przeciętnych kibiców tenisa? Nie. Nie jest to już Serena Williams, która z powodu ciąży zawiesiła karierę. Nie jest to też jej siostra Venus - równie rozpoznawalna tenisistka. Nie jest to nawet mniej znana "Kowalskiemu" - Angelique Kerber, czy Wiktoria Azarenka, ani nawet popularna w Polsce - Dunka Caroline Wozniacki, nie wspominając o naszej - Agnieszce Radwańskiej. Liderką WTA jest Czeszka Karolina Pliskova, która do tej pory nie wygrała ani jednego turnieju wielkoszlemowego (najbliżej była w 2016 roku, gdy doszła do finału US Open). Wiceliderką z kolei jest Rumunka Simona Halep, także bez zwycięstwa w Wielkim Szlemie. Dopiero trzecia w zestawieniu - wspomniana Kerber - ma na koncie dwa tytuły tej rangi zdobyte w zeszłym roku w Melbourne i Nowym Jorku.

Rosjanka popularyzuje dyscyplinę sportową

A więc jedno jest pewne - w czołówce kobiecego tenisa brakuje po prostu wielkich gwiazd, które popularyzowałyby tę dyscyplinę na świecie. Na razie nie są nimi ani Pliskova, ani Halep, ani nawet Kerber. Nie mogą się równać z takimi postaciami, jak choćby legendarna Niemka Steffi Graf, Szwajcarka Martina Hingis, czy Belgijka Justine Henin, a ostatnio - siostry Williams, które jednak powoli kończą swoją przygodę z tenisem. W obecnej chwili jedyną aktywną i znaczącą postacią w kobiecym tenisie jest zatem Szarapowa. I choć daleko jej do formy, gdy zdobywała ostatni turniej wielkoszlemowy - jej rozpoznawalność jest dużo wyższa niż jakiejkolwiek innej tenisistki występującej w WTA Tour.

YouTube/Akses Ahmad

Zatem w dużym skrócie - Maria Szarapowa powinna dostawać "dzikie karty" by bardziej popularyzować tenis ziemny na świecie, a także poniekąd za dotychczasowe zasługi, jakie Rosjanka ma w tej dyscyplinie.

REKLAMA

Kolejną sprawą jest sama afera dopingowa. Przypomnijmy - w styczniu 2016 podczas Australian Open kontrola dopingowa wykryła w organizmie Rosjanki niedozwolony środek meldonium. Środek ten znalazł się na liście zabronionych substancji 1 stycznia 2016 roku. Jak tłumaczyła Rosjanka, w grudniu zignorowała korespondencję, w której była o tym informowana, i nie zaprzestała przyjmowania leku. Twierdziła, że substancja pomaga jej w leczeniu. W marcu zorganizowała konferencję prasową, na której przyznała się do winy. Chwilę później poszły zatem dość ciekawe orzeczenia Trybunałów.

Afera dopingowa, czy kosztowny błąd?

"Nakładając na mnie dwuletnią dyskwalifikację, trybunał przy ITF stwierdził, że to, co zrobiłam, nie było celowe. Oceniono, że nie próbowałam nakłonić swoich lekarzy, aby przepisali mi środki wspomagające wydolność. ITF poświęciła sporo czasu, wydała niemało pieniędzy, aby udowodnić, że umyślnie złamałam przepisy antydopingowe, ale tak nie było. Trybunał nie zgodził się z ITF, ale i tak chce sprawić, żebym nie grała w tenisa przez dwa lata. Nie mogę zgodzić się na tak surową karę" - napisała po pierwszym wyroku Międzynarodowej Federacji Tenisa (ITF) Szarapowa.

A zatem - Rosjanka brała środek, który był legalny przez lata, a nagle trafił na listę zakazanych przez Światową Agencję Dopingową (WADA). Jej sztab lub sama tenisistka popełnili katastrofalny w skutkach błąd - nie sprawdzając należycie aktualizacji listy - to nie ulega wątpliwości. Jednak Trybunał orzekł, że Szarapowa celowo nie złamała przepisów.

Następnie Międzynarodowy Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie (CAS) zredukował karę Szarapowej o dziewięć miesięcy. Uznano, że była liderka światowego rankingu naruszyła przepisy antydopingowe, ale "nie było w tym jej znaczącej winy i zawieszenie na 15 miesięcy jest odpowiednią sankcją".

YouTube/TODAY

REKLAMA

Czy zatem sprawa Szarapowej przypomina inne tego rodzaju wielkie afery dopingowe? Gdy sportowcy do końca zarzekali się, że nie brali żadnych zakazanych środków? Ile czasu musiało minąć zanim publicznie do dopingu przyznał się legendarny niegdyś kolarz - Amerykanin Lance Armstrong? Czy ktoś pamięta, że słynny tenisista Andre Agassi w 1997 roku został przyłapany przez władze ATP na braniu metaamfetaminy, ale puszczono mu to płazem? Dopiero później w swojej autobiografii - Amerykanin przyznał, że brał ten zakazany narkotyk z pełną świadomością.

Miejmy tego rodzaju przypadki na uwadze zanim rzucimy kamieniem w Rosjankę. Przypadek Szarapowej jest bowiem inny od typowych spraw dopingowych, gdzie sportowcy do końca zaprzeczają, licząc na to, że jakimś cudem im się "upiecze". Szarapowa wzięła "na klatę" tę wpadkę, a w ocenie sądu - stosowała zakazany środek nieumyślnie. Ten kontekst w przypadku przyznawania jej "dzikiej karty" z pewnością jest wart uwagi.

Szarapowa nie musi już grać, ale dobrze, że chce

Teraz na koniec - Rosjanka jest w tej chwili 148. na świecie. A więc dzieli ją od turnieju głównego US Open tak naprawdę około kilkunastu miejsc rankingowych, by nie musiała korzystać z pomocy organizatorów (w zależności od kontuzji rywalek wyżej w zestawieniu). To naprawdę minimalna różnica. Za chwilę zresztą problem zniknie w ogóle - bo jej awans najpierw do pierwszej "100", a potem pewnie i do top20 kobiecego tenisa wydaje się niemal pewny, przy obecnym poziomie jej rywalek.

REKLAMA

Czy zatem tak utytułowana zawodniczka powinna jak inni - przebijać się przez eliminacje, czy też ten jeden ostatni pewnie raz powinno się jej ułatwić grę w turnieju głównym z pożytkiem dla wszystkich fanów tej dyscypliny? Na to powinni sobie przede wszystkim odpowiedzieć indywidualnie kolejni organizatorzy zawodów z cyklu WTA.

Według mnie za niewątpliwe zasługi i popularyzowanie tenisa ziemnego na świecie - można jej spokojnie przyznawać "dziką kartę" bez żadnych specjalnych moralnych rozterek. Szczególnie, jeśli spojrzymy, jak wyglądała historia jej wpadki dopingowej, jak też przez całą swoją karierę prowadziła się poza kortem, jak wspierała przez lata liczne akcje charytatywne (wspiera do dziś). Nie szukajmy skandalu tam, gdzie jest to kompletnie niepotrzebne. Tenis kobiecy zmaga się z wieloma poważnymi problemami. Brakuje mu liderek z najwyższej półki, w przeciwieństwie do męskich zawodów, gdzie liderów jest aż nadto (Roger Federer, Rafael Nadal, Andy Murray i Novak Djoković, a także w jakimś stopniu - Juan Martin del Potro). Szarapowa taką liderką może się stać jeszcze na parę dobrych lat. Z pożytkiem dla fanów tej dyscypliny.

YouTube/Tennis Highlights

I umówmy się - to tenis bardziej potrzebuje pięknej, utalentowanej zawodniczki z Niagania, niż ona dalszej gry. Szarapowa łącznie wygrała 35 turniejów cyklu WTA. Zarobiła na kortach w sumie ok. 36,8 miliona dolarów. Spokojnie mogłaby nadrobić brak występów w zawodach przy pomocy kontraktów reklamowych. Cieszmy się, że Szarapowa chce jeszcze grać i będziemy mogli śledzić jej występy w Nowym Jorku. Cieszmy się, bo niewiele takich zawodniczek jest w tym cyklu WTA.

REKLAMA

Więcej na blogu autora - Na Spalonym.

Marcin Nowak, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej