Sofia nie chce elektrowni „tylko za pieniądze Rosji"
Bułgaria szuka europejskiego inwestora, który wesprze ją w budowie drugiej elektrowni atomowej.
2010-03-02, 14:37
Bułgaria nie będzie kontynuować budowy drugiej elektrowni atomowej, jeżeli będzie ona finansowana wyłącznie przez Rosję i jest zdecydowana szukać strategicznego inwestora w Unii Europejskiej - poinformował bułgarski premier bułgarski Bojko Borysow. Jednocześnie dodaje, że kontrakt z Rosją nie może być anulowany: kosztowałoby to od 600 do 900 mln euro.
Po rozmowach z unijnym komisarzem do spraw energetyki Guentherem Oettingerem Borysow oświadczył: "Siłowni nie będzie dopóki nie znajdziemy europejskiego finansowania. Nie możemy kontynuować budowy wyłącznie za rosyjskie pieniądze". Komisarz uczestniczył w Sofii w konferencji, poświęconej bezpieczeństwu energetycznemu w regionie Morza Czarnego.
Rozmowy o energetyce z Unią
Borysow zapewnił, że Bułgaria będzie uzgadniać z UE wszystkie swoje plany w dziedzinie energetycznej. Chodzi zarówno o nową elektrownię atomowa w Belene nad Dunajem oraz o przeprowadzenie przez jej terytorium gazociągu South Stream, jak też o ewentualne przedłużenie użytkowania dwóch reaktorów atomowych siłowni w Kozłoduju.
Kredyt 2 mld euro
W lutym Rosja zaproponowała Bułgarii kredyt 2 mld euro na kontynuację wstrzymanej obecnie budowy elektrowni w Belene. Rosyjski minister energetyki Sergiej Szmatko oświadczył w Sofii, że jego kraj nie wymaga gwarancji państwa bułgarskiego na ten kredyt. W razie realizacji tej inwestycji Bułgaria byłaby pierwszy unijnym państwem, użytkującym rosyjskie reaktory atomowe trzeciej generacji typu WWER A 92.
REKLAMA
W rozmowie z Borysowem Oettinger podkreślił konieczność "zharmonizowania stanowisk" Bułgarii i UE w sprawie Belene, dając do zrozumienia, że między Sofią a Brukselą istnieją rozbieżności. Strona bułgarska powinna przedstawić swe stanowisko do końca marca.
Jednocześnie Borysow powiedział, że Bułgaria nie może zrezygnować z tej inwestycji m.in. dlatego, że w razie anulowania kontraktu Rosji przysługiwałoby odszkodowanie w kwocie od 600 do 900 mln euro. Ponadto "nikt nie szanuje rządu, który anuluje podpisane przez swoich poprzedników porozumienie". Mogłoby to okazać się złym sygnałem dla inwestorów zagranicznych - zaznaczył premier.
ag, PAP
REKLAMA