Bundesliga: Robert Lewandowski mówi jak jest, czy może mówi za dużo?

Mocny wywiad Roberta Lewandowskiego w "Der Spiegel" wywołał prawdziwą burzę i pokazał zupełnie inne oblicze naszego napastnika. Czy kapitan reprezentacji Polski spróbował otworzyć nim drzwi do transferu?

2017-09-13, 13:59

Bundesliga: Robert Lewandowski mówi jak jest, czy może mówi za dużo?

Od lat mogliśmy przyzwyczaić się do tego, że Lewandowski w swoich kontaktach z mediami był odpowiedzialny, wypowiadał się w sposób stonowany, nie dążył do tego, by jego słowa były szeroko komentowane. Nawet w momentach, gdy Bayern zawodził, napastnik trzymał nerwy na wodzy, nie zdarzały mu się wypowiedzi impulsywne czy takie, które nie byłyby przemyślane.

Wiadomo nie od dziś, że w świecie wielkiej piłki rzadko kiedy zawodnicy mówią dużo. Przeważnie wolą uniknąć reperkusji, zachowują ostrożność, często po prostu ograniczają się do wyświechtanych formułek. Kluby także dbają o to, by z ust ich pracowników nie padło coś, co może godzić w ich wizerunek, trudno zresztą się im dziwić.

- Bayern musi mieć pomysły i być kreatywny, jeśli chce nadal przyciągać do Monachium graczy światowej klasy. Jeśli chce się pozostać na szczycie, potrzeba piłkarzy z jakością. Aż do dziś Bayern nie zapłacił za piłkarza więcej niż 40 milionów. To w międzynarodowej piłce od dłuższego czasu suma średnia, a nie wielka - tak brzmiały słowa, które wywołały bardzo duże poruszenie.

REKLAMA

Ta filozofia nie wygra Ligi Mistrzów?

Wywiad był szeroko komentowany w mediach, Lewandowski doczekał się słów krytyki od Stefana Effenberga i Karla-Heinza Rummenige.

- Jego słowa są sprzeczne do filozofii Ulego Hoenessa. Do tego zaatakował swoich kolegów, którzy jego zdaniem na mają tyle jakości, by wygrać upragnionej przez niego Ligi Mistrzów. Aby Bayern stał się w pełni niemiecki, musi sprzedawać zagraniczne gwiazdy, w tym Lewandowskiego. Może pójść do PSG lub Barcelony, gdzie robi się to, czego on oczekuje - stwierdził były zawodnik Bayernu.

Powiązany Artykuł

lewandowski 1200 (2).jpg
Stefan Effenberg krytykuje Roberta Lewandowskiego. Nie z powodu sobotniego meczu

Błyskawicznie zaczęto spekulować o tym, że Polak tym wywiadem pchnął drzwi, które trzeba otworzyć w drodze do tego, by zmienić klub. Nie wiadomo jeszcze, jakie konsekwencje zostaną wobec niego wyciągnięte, oczywiste jest, że w ostatnich latach był jednym z najważniejszych zawodników Bayernu.

Widać to nie tylko na boisku, ale także na listach płac - mówimy w końcu o jednym z najlepiej zarabiających graczy na całym świecie. 

REKLAMA

Monachijczycy dysponują bardzo dużym budżetem, są zaliczani do absolutnej elity, tak pod względem finansowym, jak i piłkarskim. Co roku wymienia się ich wśród faworytów do triumfu w Lidze Mistrzów, niemal całkowicie zdominowali krajowe podwórko. Nie dołączyli jednak do wyścigu zbrojeń, który trwa w Europie. 

Absurdalnie wysokie pieniądze na nowych piłkarzy to chleb powszedni transferowych okienek, a bogacze z PSG poszli o krok dalej, szokując wartym 222 miliony euro transferem Neymara i dodając do niego wypożyczenie młodziutkiej gwiazdy Monaco, Kyliana Mbappe, po którym nastąpi kolejny ogromny wydatek.

Bayern nawet nie zbliżył się do tych kwot. W ostatnich latach nie wyłożył na stół gigantycznej pieniędzy, nie sięgnął po "galaktycznego" piłkarza, nie wzbudził żadnej większej sensacji.

Oczywiście, w jakimś stopniu na pewno to inna filozofia budowania zespołu. Ale nie można nie zauważyć, że filozofia ta nie dała Bayernowi tak upragnionego triumfu w Lidze Mistrzów. 

REKLAMA

Czym innym jest Bundesliga, w której na dłuższą metę od pięciu lat nikt nie był w stanie dotrzymać monachijczykom kroku, a czym innym są starcia ze ścisłą elitą światowego futbolu, gdzie liczą się najmniejsze detale, i gdzie margines błędu jest nikły.

Ile znaczy 40 milionów?

40 milionów euro (czy właściwie 41,5 miliona, bo tyle kosztował rekordowy Corentin Tolisso), o których mówił Lewandowski - niewiele mniej wydała Chelsea na Danny'ego Drinkwatera. Kilka milionów więcej zapłacił Everton za Gylfiego Sigurdssona, a Liverpool za Mohameda Salaha. Żaden z nich nie jest gwiazdą światowego formatu.

W kolejnych sezonach nie znajdziemy Bayernu Monachium wśród tych klubów, które wydawały najwięcej. Jedni uznają to za rozsądek, inni za słabość. Racja prawdopodobnie jest gdzieś pośrodku.

Uli Hoeness mówił ostatnio, że klub postawił na nową akademię zamiast wielomilionowych transferów. Mistrz Niemiec z przytupem otworzył kampus dla młodzieży znajdujący się nieopodal Allianz Areny. Na 30 hektarach znajduje się między innymi osiem boisk treningowych, a także hale do koszykówki, piłki ręcznej oraz tenisa stołowego.

REKLAMA

- To nasza odpowiedź na szaleństwo transferowe. Chcemy być sprytniejsi od klubów, które mają pieniądze od szejków lub rosyjskich oligarchów - powiedział szef Bayernu Uli Hoeness, który liczy, że w akademii zostaną wychowani przyszli reprezentanci Niemiec.

Na efekty trzeba będzie poczekać, w tej chwili nie da się więc rozstrzygnąć, na ile się to opłaci. Faktem jednak pozostaje to, że wszyscy, którzy w ostatnich latach triumfowali w Europie, potrafią wykładać na nowych piłkarzy więcej. Najlepszym przykładem na to, że włączenie się do transferowego szaleństwa popłaca, jest Real Madryt, pierwsza drużyna, która zwyciężyła w Lidze Mistrzów dwa razy z rzędu. 

Czy bez rozmachu, który wydaje się być nieodłączną częścią "Królewskich", byłoby to możliwe? Odpowiedź jest prosta - nie.

REKLAMA

Mistrzowie Niemiec to drużyna, która wciąż jest piekielnie mocna, a do tego stosunek jakości do ceny piłkarzy jest naprawdę dobry. Do tego płace są z najwyższej półki, a to właśnie one (przynajmniej zdaniem autorów osławionej "Futbonomii") mają większe przełożenie na osiągane przez drużynę rezultaty. Ale w Monachium nie wszyscy mają czas na to, by czekać na to, aż gwiazdy światowego formatu wyrosną w akademii.

Kolejny rozdział sagi z Realem?

Hiszpańskie media interpretują wywiad Lewandowskiego jednoznacznie - Polak daje jasny sygnał Realowi, do którego był przymierzany już wielokrotnie. Ten temat wraca praktycznie co sezon, na pewno nie nudzi się dziennikarzom i kibicom "Królewskich", którzy w końcu chcieliby zobaczyć u siebie najlepszą "dziewiątkę" świata. 

To byłby transfer iście "galaktyczny", po którym Lewandowski być może zbliżyłby się do tego, by sięgnąć po zwycięstwo w Lidze Mistrzów. Być może w Bayernie czuje, że szanse na to się kurczą, a lata przecież lecą. 

Jeśli w ten sposób stara się rozgrywać swój transfer, to oczywiście kontrowersji nie zabraknie. Wszyscy wiemy, jak odbiera się medialne wypowiedzi ukierunkowane w tę stronę.

REKLAMA

Czy piłkarze nie mają prawa do opinii? Oczywiście, że mają. Ale z całą pewnością muszą liczyć się z konsekwencjami.

Robert Lewandowski nie wytoczył dział, nie powiedział nic szokującego czy bulwersującego, potrafił być krytyczny w swoich słowach, ale jednocześnie nie przekroczył żadnej granicy, zza której nie ma już powrotu.

Kapitan reprezentacji Polski jest dla Bayernu niezwykle ważny, ale nie znajdziemy deklaracji, że nie wyobraża sobie gry w innym klubie. Nie znajdziemy obrazków, na których całuje herb.

W Borussii, mimo, że nie zdecydował się przedłużyć kontraktu i odszedł do wielkiego rywala, nie przestał dawać z siebie stu procent, był profesjonalistą do ostatniego dnia obowiązywania umowy. Wtedy nie wybrał pieniędzy Realu, wybrał kolejny krok w starannie planowanej karierze.

REKLAMA

Tym razem kierunki, w których może się udać, są bardzo ograniczone - wydaje się, że jeśli chce iść do przodu, naturalnym ruchem byłby transfer do Realu. Kuszące może być PSG, ale biorąc pod uwagę specyfikę Ligue 1, nie mógłby spodziewać się tam większej rywalizacji w lidze, choć ten projekt na pewno jest kuszący.

Premier League? Tłok w czubie tabeli, olbrzymie pieniądze, ale też słaba postawa w Lidze Mistrzów.

Na pewno czeka nas wiele spekulacji. Mimo to wiemy już teraz, że na pierwszym planie będzie Real Madryt, najlepsza drużyna świata ostatnich lat. 

Więcej na blogu autora - Krótka Piłka   

REKLAMA

Paweł Słójkowski, PolskieRadio.pl

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej