Kolejny świadek w procesie b. pracownika Stoczni Gdańskiej przeciwko Wałęsie

B. pracownik Stoczni Gdańskiej zeznawał w piątek przed gdańskim sądem w procesie, jaki Lechowi Wałęsie wytoczył b. stoczniowiec Henryk Jagielski za zarzut o agenturalną przeszłość. Świadek mówił, że jeden z kolegów miał żal do Jagielskiego w związku z donosem do SB w latach 50.

2017-09-22, 14:59

Kolejny świadek w procesie b. pracownika Stoczni Gdańskiej przeciwko Wałęsie

Jagielski żąda od Wałęsy przeprosin i 20 tys. zł. za nazwanie go tajnym współpracownikiem SB. W piątek przed Sądem Okręgowym w Gdańsku zeznawał 77-letni Roman Bontor, który przez wiele lat pracował w stoczni jako elektromonter. 

Oskrżenia wobec Jagielskiego

Wspominał, że ok. 2007 r. jego dawny stoczniowy kolega Ryszard Janiec poprosił go o pomoc w wyjaśnieniu, kto mógł stać za donosem do aparatu bezpieczeństwa PRL sprzed kilkudziesięciu lat. - Janiec miał żal do Jagielskiego, że ten doniósł na niego do SB za zakładanie organizacji harcerskiej, zakazanej w tym czasie - to było chyba w 1953 r. Jańca i trzech innych kolegów skazano wtedy na chyba 15 i 13 lat więzienia i zostali zwolnieni na mocy amnestii w 1956 r. To wszystko mi opowiadał, a ja to spisałem na kartce, żeby nie zapomnieć. Janiec poprosił mnie też, żebym poszedł z tym wszystkim do Lecha Wałęsy, aby dociec prawdy - mówił przed sądem. 

(Film - Magazyn Śledczy TVP o nowych wątkach ws. działalności agenturalnej Lecha Wałęsy. Źródło: YOUTUBE/ROZMOWY POLITYCZNE) 



Zeznał, że b. prezydent RP nie był jednak zainteresowany wyjaśnieniem zdarzeń sprzed pół wieku. - Wałęsa powiedział mi, że on się w to nie będzie bawił, że ta sprawa jest dla niego zamknięta i żeby pan Janiec poszukał sobie prawnika, który mógłby mu pomóc - dodał.

Pytany przez sąd o osobiste doświadczenia związane z Jagielskim, poza notatkami zawierającymi relacje Jańca, świadek odpowiedział, że słyszał kiedyś w latach 70., jak Jagielski mówił, że "idzie na trzecią bramę i nie wie, czy stamtąd wróci". "Na tej trzeciej bramie działała wtedy na terenie stoczni siedziba Służby Bezpieczeństwa" – wyjaśnił.

"Według Wałęsy to ja jestem

Następnym świadkiem w procesie ma być Janiec, który przebywa teraz w jednym z Domów Seniora w Gdańsku. Nie wiadomo, czy jego stan zdrowia pozwoli mu na przyjazd do sądu. Sędzia Piotr Kowalski nie wykluczył, że w razie konieczności do przesłuchania mężczyzny może dojść w ośrodku, w którym przebywa.

Proces toczy się przed Sądem Okręgowym w Gdańsku od maja.

- Według Wałęsy to ja jestem "Bolkiem", a nie on. To oszczerstwa, bełkot i same kłamstwa. Niech pokaże, że ja na kogokolwiek donosiłem. To przez niego przenieśli mnie na inny wydział Stoczni Gdańskiej i przez 10 lat mniej zarabiałem - mówił w maju dziennikarzom, 85-letni Jagielski.

Rejestrację Jagielskiego potwierdził, na pierwszej rozprawie, dyrektor Wojskowego Biura Historycznego Sławomir Cenckiewicz. Przyznał wówczas, że pracując wraz z Piotrem Gontarczykiem nad książką "SB a Lech Wałęsa" (wydana w 2008 r. przez IPN) odkrył, że SB zarejestrowała Jagielskiego w latach 60. jako swojego tajnego współpracownika o pseudonimie "Rak".

- Robiąc jednak wówczas kwerendę wszystkich dostępnych materiałów stwierdziłem, że nie zachowały się w IPN żadne inne dokumenty z lat późniejszych, świadczące o tym, że powód rzeczywiście współpracował z SB. Nie znalazłem żadnych dokumentów, które można by uznać za wytwór działalności TW "Rak". Znalazłem za to zapisy w aktach SB, że Henryk Jagielski jest "zadeklarowanym wrogiem socjalizmu". Był represjonowany, SB prowadziła przeciwko niemu w latach 1970-87 cztery sprawy operacyjne - zeznał Cenckiewicz. 

Złożona sprawa

Historyk przyznał, że przypadek Jagielskiego to sprawa "dość złożona". Tłumaczył, że po rozmowach Jagielskim i kwerendzie akt uznał, że ta historia jest incydentalna.

- Doszedłem do wniosku, że być może doszło do spotkania powoda z funkcjonariuszem SB, który mógł uznać tę rozmowę jako werbunkową i na tej podstawie dokonać rejestracji. Powód mówił mi na przykład, że w tym okresie próbował wraz kolegami uciec z kraju do Szwecji, ale ten pomysł został przez służby udaremniony - nadmienił.

W ocenie Cenckiewicza, sam fakt rejestracji kogoś jako tajnego współpracownika nie wystarcza, żeby uznać taką osobę za agenta. 

dcz

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej