"Musimy bardziej otworzyć się na import pracowników z zagranicy"
Perspektywy dla rynku pracy są bardzo pesymistyczne. Nie za dziesięć czy dwadzieścia lat, a już za trzy czy cztery Polska będzie musiała poradzić sobie z brakiem rąk do pracy.
2017-11-10, 15:03
• Jeśli chcemy utrzymać PKB na obecnym lub wyższym poziomie, pilnie musimy znaleźć odpowiedź na pytanie: skąd wziąć pracowników?
• Ratunkiem ma być m.in. siła robocza z zagranicy. Zdaniem Marcina Budzewskiego, wiceprezesa Instytutu Analiz Rynku Pracy, nie uda się w pełni wypełnić nimi luki na rynku pracy.
• Głównie eksportujemy specjalistów, a importujemy pracowników do prac prostych - wskazuje ekspert.
Z wyliczeń prof. Mariusza Zielińskiego z Wydziału Ekonomii i Zarządzania Politechniki Opolskiej, członka Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, wynika, że warianty są dwa. Pierwszy pesymistyczny - rok 2020. Drugi również pesymistyczny - rok 2021. Wtedy, w zależności od tego, jaki poziom PKB będziemy chcieli utrzymać w Polsce, zabraknie w naszym kraju rąk do pracy.
REKLAMA
- Jeśli w latach 2016-2020 aktywność zawodowa rosłaby w takim tempie jak do 2015 roku, to dla utrzymania 3-procentowego wzrostu PKB zabraknie nam ludzi do pracy w 2021 roku. Jeśli chcielibyśmy utrzymać PKB na poziomie 4 procent, to problem wystąpi już rok wcześniej. W obydwu przypadkach będzie to poziom PKB, który nie satysfakcjonowałby nas - wyjaśnia. I od razu zaznacza: - Nie mamy wyjścia, musimy się jeszcze bardziej otworzyć na import pracowników z zagranicy. Nie tylko z Ukrainy, ale też z Białorusi.
Pracownik z zagranicy na wagę złota
Z danych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej wynika, że polski rynek pracy zasiliło już ponad milion pracowników z Ukrainy. 11 czerwca 2017 r. zniesiono obowiązek wizowy dla tego kraju. Jak podaje Urząd ds. Cudzoziemców, do końca września korzystając z tej możliwości ukraińsko-polską granicę przekroczono 644 tys. razy. Zaś Straż Graniczna informuje, że w okresie luty – maj 2017 r. do Polski przybyło 3,36 mln obywateli Ukrainy. Zaś od czerwca do września było to 3,65 mln osób (w tym 644 tys. w ramach ruchu bezwizowego).
- Po niespełna 5 miesiącach od zniesienia obowiązku wizowego nie zaobserwowano zasadniczej zmiany w dynamice czy charakterze migracji z Ukrainy. Porównując 4-miesięczne okresy przed i po wprowadzeniu ruchu bezwizowego, zauważalny jest niespełna 9-proc. wzrost liczby obywateli Ukrainy przyjeżdżających do Polski. O 6 proc. wzrosła natomiast liczba złożonych wniosków o zezwolenia na pobyt - czytamy w komunikacie UdsC.
Jednak Marcin Budzewski zwraca uwagę, że importowani pracownicy nie wypełnią w pełni luki na polskim rynku pracy.
REKLAMA
- Głównie eksportujemy specjalistów, a importujemy pracowników do prac prostych. Dodatkowo osoby, które do nas przyjeżdżają, często traktują nasz kraj jako tranzyt. Nie ma się co dziwić. Dalej na zachód płace są bardziej atrakcyjne niż w Polsce - komentuje.
2 miliony 515 tysięcy, czyli gigantyczne wyzwanie
Zieliński wskazuje też na następny problem, z jakim w jeszcze większej skali niż obecnie będziemy musieli się zmierzyć. To wyjazdy Polaków za granicę. Najnowsze dane Głównego Urzędu Statystycznego nie napawają optymizmem. W 2016 roku z kraju wyjechało kolejne 100 tys. Polaków. Tym samym właśnie przekroczyliśmy barierę 2,5 mln (dokładnie 2 mln 515 tys.) osób stawiających na rozwój w innych krajach. Okazuje się, że to o 118 tys. (4.7 proc.) więcej niż w 2015 r. Poza Polską są dłużej niż trzy miesiące. Jednak aż 80 proc. emigrantów wyjeżdża na dłużej niż 12 miesięcy.
Zdaniem Zielińskiego te liczby nie obrazują górnej granicy. - Badania pokazują, że jeśli chodzi o poziom wynagrodzeń, to polscy pracownicy dogonią niemieckich za 83 lata. Dlatego nie możemy wykluczyć, że wzrośnie emigracja - przekonuje.
Także Stanisław Szwed, wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej, przyznaje, że "emigracyjne" dane stanowią spore wyzwanie. - W dużej mierze wyjeżdżają ludzie młodzi, którzy tworzą rynek pracy. Tej luki nie da się tak szybko wypełnić. Stąd działania, jakie podejmujemy w resorcie i w powiatowych i wojewódzkich urzędach pracy - komentuje Szwed. To m.in. prace nad ustawą o urzędach pracy, które mają umożliwić lepsze i łatwiejsze zagospodarowanie osób, które w zasobach UP nadal funkcjonują. Szczególnie chodzi o młodych bezrobotnych oraz osoby powyżej 50. roku życia.
REKLAMA
MŚP będą miały problem
Kolejną konsekwencją zmian na rynku pracy może okazać się coraz trudniejsza sytuacja małych i średnich przedsiębiorstw. Jak wyjaśnia Zieliński, chodzi o proporcje w liczbie osób, które odchodzą na emeryturę, a wchodzą na rynek pracy (najgorsza sytuacja jest w woj. śląskim i opolskim). Małe i średnie przedsiębiorstwa będą zagrożone werbowaniem ich pracowników przez zagraniczne koncerny, które dynamicznie wchodzą na polski rynek.
– Dobrze, że się pojawiają, ich obecność podnosi możliwości eksportowe i tworzy nowe miejsca pracy, ale ktoś musi te miejsca zajmować, kogoś trzeba zwerbować. A dużym przedsiębiorstwom łatwiej jest zaoferować lepsze warunki niż MŚP. Zacznie się walka - komentuje ekonomista.
Jak ją wygrać? Zdaniem Zielińskiego poza wprowadzeniem w życie dobrze wszystkim znanych ogólników o szanowaniu, docenianiu i finansowym nagradzaniu pracowników, trzeba zrobić wszystko, aby nie dać odejść tym kluczowym.
Artykuł powstał podczas debaty „Praca 4.0, czyli wyzwania stawiane rynkowi pracy”, która odbyła się w ramach Europejskiego Kongresu Małych i Średnich Przedsiębiorstw w Katowicach.
REKLAMA
Katarzyna Domagała-Szymonek
REKLAMA