Niemcy wciąż w okowach strachu
Dziś mija rok od zamachu dokonanego w Berlinie przez tunezyjskiego migranta Anisa Amriego. Islamista po zabiciu polskiego kierowcy Łukasza Urbana przejął jego ciężarówkę i wjechał w tłum na jarmarku na placu Breitscheid zabijając 12 osób i raniąc prawie 100. Niemieckie służby wyciągnęły wnioski z ataku, w rezultacie cały okres przedświąteczny naznaczony był wzmocnieniem środków bezpieczeństwa.
2017-12-19, 10:54
Wyjątkowo zaostrzone środki bezpieczeństwa towarzyszą w Niemczech jarmarkom bożonarodzeniowym, które mogą być szczególnie "atrakcyjnym" celem dla islamskich terrorystów. Są one bowiem tradycyjnym elementem znienawidzonych przez islamistów chrześcijańskich świąt (Zachód to dla nich świat "krzyżowców") i skupiają w jednym miejscu wiele potencjalnych ofiar. To zaś umożliwia zamachowcom zrealizowanie swojego podstawowego celu – zabicia jak największej liczby osób, w możliwie jak najbardziej "medialny" sposób – co ma następnie służyć do wzmocnienia ich wymierzonej w Zachód propagandy.
Powiązany Artykuł
Berlin: obława antyterrorystów na ekstremistów islamskich
Aby w jak największym stopniu zmniejszyć ryzyko zamachu, wszystkie jarmarki w Niemczech zostały w tym roku zabezpieczone betonowymi blokami lub wielkimi pojemnikami z wodą, których celem jest udaremnienie ewentualnego wjazdu dużego samochodu lub ciężarówki, kierowanego przez zamachowca. Znacznie zwiększono też liczbę patroli policyjnych, a także wzrosła liczba funkcjonariuszy po cywilnemu. Zwiększono też liczbę kamer wideo, a osoby odwiedzające jarmarki muszą liczyć się z częstszymi i dokładniejszymi kontrolami. Niemieckie służby i władze chcą w ten sposób uniemożliwić powtórkę z zamachu 19 grudnia 2016 roku dokonanego przez islamskiego terrorystę Anisa Amriego, któremu udało się zbiec z miejsca zamachu i który ostatecznie, cztery dni później, został zabity przez włoską policję w okolicach Mediolanu.
Niemcy wciąż zagrożone
Czy rok po dokonaniu przez niego zbrodniczego czynu można powiedzieć, że Niemcy stały się krajem bezpieczniejszym? Władze zapewniają, że choć nie udało się wykluczyć możliwości wystąpienia kolejnych ataków, to sytuacja poprawiła się. Niedawno przekonywał o tym szef MSW Niemiec Thomas de Maiziere, który poinformował, że służbom udało się w mijającym roku zapobiec kilku zamachom i że sytuacja uległa polepszeniu dzięki zmianom w prawie i reorganizacji policji. - Podjęliśmy szereg działań: w prawie dotyczącym deportacji i wydalania z kraju, w tworzeniu wspólnych banków danych w Europie. Mamy więcej ludzi, nową organizację pracy i lepsze wyposażenie policji - powiedział de Maiziere.
Problemy z deportacja
Niemieckie władze starają się też zaostrzyć swoją dotychczas bardzo liberalną politykę migracyjną, w efekcie której do tego kraju dotarło 1,2 miliona migrantów, z czego duży procent stanowią młodzi mężczyźni z państw muzulmańskich, szczególnie podatni na wpływ islamskich radykałów. Media wielokrotnie informowały, że część z nich zaraz po dotarciu do Niemiec "zniknęła" z ośrodków migracyjnych i władze nie wiedzą gdzie obecnie przebywają. Tunezyjczyk Anis Amri również był nielegalnym migrantem i został osobiście zwerbowany przez radykalnego kaznodzieję Abu Walaa, który był imamem w meczecie w Hildesheim w Dolnej Saksonii. Od września trwa jego proces przed sądem w Celle. Prokuratura zarzuca mu głoszenie islamistycznych kazań wzbudzających nienawiść i werbowania na terenie Niemiec terrorystów IS na wojnę w Syrii i Iraku. Niemieckie służby uważają, że udało mu się nakłonić do wyjazdu w rejon walk 24 osoby.
REKLAMA
Powiązany Artykuł
TERRORYZM
Obecnie w Niemczech przebywa 115 tysięcy obcokrajowców, którym władze odmówiły przyznania azylu lub innej formy ochrony. W przypadku 80 tysięcy z nich ich dalszy pobyt jest z przyczyn osobistych lub politycznych tolerowany, a 35 tysięcy powinno natychmiast opuścić terytorium kraju. Od początku roku deportowano jedynie 19,5 tys. osób. Niemieckie władze są na tyle zdesperowane, że nawet oferują pieniądze za wyjazd. Przyspieszenie deportacji nielegalnych migrantów, którym nie przyznano azylu, było jedną z głównych obietnic złożonych przez kanclerz Angelę Merkel. Jej partia – CDU, pomimo zdobycia pierwszego miejsca podczas wrześniowych wyborów parlamentarnych, straciła poparcie części tradycyjnych wyborców ze względu na swoją liberalną politykę migracyjną.
Zaniedbania służb
Rok po ataku dokonanym przez Anisa Amriego na jaw wychodzą kolejne fakty świadczące o ogromie błędów i zaniedbań popełnionych przez niemieckie służby. Dziennik "Welt am Sonntag" poinformował w niedzielę, że tunezyjski migrant na długo przed zamachem znajdował się pod czujną obserwacją niemieckich służb. W artykule czytamy, że Federalny Urząd Kryminalny (BKA) i jego regionalna filia w Nadrenii Północnej-Westfalii (LKA) zarządziły w listopadzie 2015 roku jego obserwację przez informatora policji o pseudonimie "Murat", ten zaś wielokrotnie informował swoich przełożonych o radykalnych poglądach Amriego. W rezultacie w grudniu 2015 roku objęto jego telefon podsłuchem, dzięki czemu wiedziano, że islamista ściąga z internetu instrukcje budowy bomb. W lutym 2016 roku zarejestrowano jego rozmowę telefoniczną z dżihadystami z Państwa Islamskiego (IS) w Libii, w której zaoferował się on jako zamachowiec samobójca.
Czemu go nie aresztowano?
Redakcja gazety dotarła też też do profilu terrorysty sporządzonego na potrzeby Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji (BfV) w styczniu 2016 roku, który był podpisany przez szefa kontrwywiadu Hansa-Georga Maassena. Federalny Urząd Kryminalny (BKA) przekazał zaś kontrwywiadowi liczne informacje dotyczące Amriego. Obie służby po zamachu poinformowały, że nie podejmowały żadnych czynności w sprawie Tunezyjczyka.
Jeśli jednak informacje podawane przez dziennik zostaną potwierdzone, należy sobie zadać pytanie, dlaczego Amri nie został wcześniej aresztowany. Zdaniem redakcji "Welt am Sonntag" nie można wykluczyć wpływu służb innych krajów, które liczyły na to, że dzięki Amriemu uda się dotrzeć do jego mocodawców z IS w Libii.
REKLAMA
Merkel wciąż milczy
Sprawa ta jest na tyle tajemnicza, że szef klubu parlamentarnego CDU/CSU Volker Kauder opowiedział się pod koniec listopada za powołaniem przez Bundestag komisji śledczej do wyjaśnienia błędów popełnionych przez władze.
Rocznica tragicznego wydarzenia na placu Breitscheidplatz to czas na stawianie pytań i domaganie się odpowiedzi. Na razie Angela Merkel i podległe jej służby milczą.
Petar Petrović
REKLAMA