Ekstraklasa: Śląsk Wrocław - Sandecja Nowy Sącz. Goli brak, za to kartek w bród
Bezbramkowym zakończył się mecz Śląska Wrocław z Sandecją Nowy Sącz. Spotkanie obfitowało w twardą walkę, czego efektem było aż dziesięć żółtych kartek.
2018-03-03, 17:55
Posłuchaj
W 56 poprzednich meczach Śląska zawsze padały bramki. Dziś seria została przerwana. We Wrocławiu kibice obejrzeli dziesięć żółtych kartek, ale ani jednego gola. Śląsk i Sandecja nadal pozostają bez wygranej w rundzie wiosennej.
Oba zespoły starały się grać ofensywnie, atakować, ale brakowało dokładności i przez to gra toczyła się głównie w środkowej strefie. Początkowo lepsze wrażenie sprawiał Śląsk, który potrafił dłużej utrzymać się przy piłce, a po kwadransie role się odwróciły i to Sandecja częściej gościła na połowie gospodarzy.
Sytuacji podbramkowym właściwie nie było. Groźnie strzelał z pola karnego Arkadiusz Piech, później głową po rzucie wolnym trafił w środek bramki Piotr Celeban, a tuż przed przerwą Jakuba Słowika sprawdził Aleksandyr Kolew. I tyle.
Więcej było żółtych kartek. Zawodnicy obu zespołów nie oszczędzali nóg rywali i arbiter w pierwszej połowie aż osiem razy sięgał po kartonik – sprawiedliwie po cztery dla każdej z ekip.
Druga połowa rozpoczęła się od… dziewiątej żółtej kartki, którą ujrzał Tomasz Brzyski. Później kibice oglądali to samo, co w pierwszej połowie – próby ataków z obu stron, brak dokładności i dużo walki w środkowej strefie.
Groźniej i płynniej wyglądały akcje Śląska, lecz brakowało im ostatniego otwierającego drogę do bramki podania. Jeżeli już wrocławianie zagrozili bramce rywali, w głównej roli występował Marcin Robak. Zaraz po przerwie napastnik gospodarzy huknął nad bramką, a kilkanaście minut później Sandecję uratował Michał Gliwa. W samej końcówce strzelał jeszcze debiutujący w ekstraklasie Mateusz Cholewiak i na tym było koniec.
Sandecja w ataku zaprezentowała jeszcze słabiej od gospodarzy i we Wrocławiu żadnego gola nie było.
Po meczu powiedzieli:
Kazimierz Moskal (trener Sandecji): Chciałbym podziękować moim piłkarzom za walkę i determinację, co widać po ilości żółtych kartek. Po pierwszej połowie miałem trochę obaw, bo żółte kartki obejrzeli dwaj moi środkowi obrońcy i defensywny pomocnik. Zagrali jednak odpowiedzialnie w drugiej połowie i dograliśmy w komplecie. To był kolejny mecz na styku, gdzie jedna bramka mogła zadecydować o tym, który zespół wygra. Nasza gra była lepsza niż ostatnio, ale martwi brak sytuacji bramkowych. Myślę, że żadna z drużyn nie może być do końca zadowolona z tego wyniku, bo to tylko jeden punkt.
Tadeusz Pawłowski (trener Śląska): Ciężki mecz. Dużo walki. Był moment w drugiej połowie, kiedy myślałem, że zdominowaliśmy przeciwnika, ale to było na krótko. To był trzeci mecz w ciągu tygodnia, a na dodatek po meczu w Poznaniu wróciliśmy do Wrocławia o trzeciej w nocy i można powiedzieć, że Sandecja miała jeden dzień więcej odpoczynku. Jak nie strzelamy goli, to nie możemy wygrać meczu. Cieszę się, że chociaż w tyłach było bez problemu. Jednak w takich sytuacjach jak miał Marcin Robak, czy Sito Riera, trzeba lepiej przymierzyć i wykorzystywać je. Trzeba szanować ten punkt. Mieliśmy obawy, że zespół może fizycznie nie wytrzymać tego spotkania i co do niektórych piłkarzy to się potwierdziło.
Śląsk Wrocław - Sandecja Nowy Sącz 0:0
Żółta kartka - Śląsk Wrocław: Piotr Celeban, Marcin Robak, Mariusz Pawelec, Igors Tarasovs. Sandecja Nowy Sącz: Aleksandru Benga, Płamen Kraczunow, Michal Piter-Bucko, Aleksandyr Kolew, Tomasz Brzyski, Pawlo Ksionz.
Sędzia: Mariusz Złotek (Stalowa Wola). Widzów 4 406.
Śląsk Wrocław: Jakub Słowik - Piotr Celeban, Tim Rieder, Igors Tarasovs, Mariusz Pawelec - Arkadiusz Piech, Augusto, Dragoljub Srnic (68. Michał Chrapek), Sito Riera (81. Mateusz Cholewiak), Robert Pich (62. Sebastian Bergier) - Marcin Robak.
Sandecja Nowy Sącz: Michał Gliwa - Jakub Bartosz, Aleksandru Benga, Płamen Kraczunow, Patrik Mraz - Bartłomiej Kasprzak (90. Grzegorz Baran), Mateusz Cetnarski (79. Pawlo Ksionz), Michal Piter-Bucko, Wojciech Trochim, Tomasz Brzyski (68. Maciej Małkowski) - Aleksandyr Kolew.
ah
REKLAMA
REKLAMA