"Prezydent Warszawy twierdziła, że decyzje ws. Dahlbergha 5 są zgodne z prawem"

- Prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz mówiła, że decyzja reprywatyzacyjna ws. kamienicy przy Dahlbergha 5 została sporządzona zgodnie z prawem i jest jej przykro - zeznała w poniedziałek przed komisją weryfikacyjną lokatorka kamienicy Bożena Baranek. 

2018-04-16, 15:40

"Prezydent Warszawy twierdziła, że decyzje ws. Dahlbergha 5 są zgodne z prawem"
Lokatorka Bożenna Baranek zeznaje przed komisją weryfikacyjną, podczas posiedzenia komisji nt. reprywatyzacji nieruchomości położonej przy ul. Dahlbergha 5. Foto: PAP/Marcin Obara

Posłuchaj

Wiceprzewodniczący komisji weryfikacyjnej Sebastian Kaleta o działaniach władz Warszawy ws. Dahlberga 5 (IAR)
+
Dodaj do playlisty

Komisja weryfikacyjna ds. reprywatyzacji bada sprawę zwrotu kamienicy przy ul. Dahlbergha 5 na warszawskiej Woli. W grudniu 2006 r. prezydent m.st. Warszawy podjął decyzję o ustanowieniu użytkowania wieczystego na okres 99 lat na rzecz dwójki nowych właścicieli. Miasto zachowało 4/12 udziału w tej nieruchomości. 

Baranek powiedziała, że mieszkańcy ws. reprywatyzacji pisali m.in. do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, Rzecznika Praw Obywatelskich, Trybunału Konstytucyjnego i prezydent miasta. 

Świadek zeznała, że w czerwcu 2007 r., kiedy mieszkańcy spotkali się w stołecznym ratuszu z prezydent Warszawy Hanną Gronkiewicz-Waltz mieszkańcy mówili, że są w takiej sytuacji po reprywatyzacji, że "mogą nawet błagać". 

REKLAMA

"

Bożena Baranek Prezydent Warszawy ogóle nie zareagowała, siedziała jak siedziała, jest jej przykro i już, ale takie decyzje zapadły zgodnie z prawem i już

Przewodniczący komisji Patryk Jaki zapytał, jak prezydent na to zareagowała. - W ogóle nie zareagowała, siedziała jak siedziała, jest jej przykro i już, ale takie decyzje zapadły zgodnie z prawem i już - odpowiedziała Baranek.

Jaki dopytywał, czy to prezydent powiedziała, że decyzje ws. zwrotu części nieruchomości zapadły zgodnie z prawem. Baranek potwierdziła. - Decyzja została sporządzona zgodnie z prawem, takie jest prawo i nie mamy o czym dyskutować - relacjonowała wypowiedź Gronkiewicz-Waltz świadek. 

Pytana, czy na spotkaniu można było odnieść wrażenie, że prezydent ma zaufanie do Jakuba R. (b. wiceszef Biura Gospodarki Nieruchomościami, obecnie przebywa w areszcie), odpowiedziała: "na pewno". 

REKLAMA

"Nikt z nami nie chciał rozmawiać"

Świadek przyznała, że wraz z mężem odbyła również spotkanie z ówczesnym wiceprezydentem Warszawy Andrzejem Jakubiakiem, który powiedział, że jest mu przykro, ale - jak zeznała świadek - Jakubiak miał dodać w tym kontekście, że "on swoje mieszkanie zdążył wykupić". 
Baranek mówiła, że "załamanie przyszło po rozmowach z urzędnikami". - Jak żeśmy zaczynaliśmy sobie zdawać sprawę, kim my jesteśmy, że my jesteśmy nikim, że nikt z nami nie chce rozmawiać, że my nie jesteśmy stroną, z nami się nie rozmawia, choć my mamy umowy cywilno-prawne, umowy najmu, to z nami nikt nie chce rozmawiać - dodała. 

- Jak pisaliśmy pisma, że coś się dzieje, to miasto odpowiadało, że przekazuje to zarządcy - zeznawała. Jak dodała, zarządca się z lokatorami nie spotykał. 

Świadek mówiła, że współpracownik "handlarza roszczeń" i współwłaściciela Marka M. miał kilkukrotnie uderzyć lokatorów, a w mieszkaniu, które zajmował przy Dahlbergha, non stop odbywały się imprezy z głośną muzyką. 

TVP Info

REKLAMA

Zeznania Janusza Baranka

Wcześniej inny lokator, Janusz Baranek. zeznał przez komisją, że lokatorzy dowiedzieli się o reprywatyzacji 5 stycznia 2007 r. ok. godz. 22, kiedy przyklejone został na drzwiach frontowych i na drzwiach od podwórza kartki z informacją, że nieruchomość stanowi własność osób prywatnych, a decyzja jest ostateczna z dniem 4 stycznia 2007 r. 

Świadek zeznał, że grupa lokatorów 8 stycznia 2007 r., chcąc wyjaśnić zaistniałą sytuację, udała się do administracji, gdzie potwierdzono wydanie decyzji zwrotowej kamienicy. Z kolei w Zarządzie Gospodarowania Nieruchomościami poinformowano mieszkańców, że jednym ze współwłaścicieli jest Marek M., "handlarz roszczeń". 

Następnym krokiem - zdaniem Baranka - była wizyta w urzędzie dzielnicy Wola, podczas której ówczesny wiceburmistrz Marek Lipiński wyraził zaskoczenie zwrotem kamienicy. 

REKLAMA

Podpisał i nie wiedział

Podczas wizyty w Biurze Gospodarki Nieruchomościami - według zeznań lokatora - mieszkańcy dowiedzieli się, że nie są stroną i niczego się nie dowiedzą, więc zdecydowali się - jak powiedział - "wtargnąć" do sekretariatu ówczesnego dyrektora BGN Marcina Bajko. Zostali tam przyjęci przez b. wiceszefa BGN Jakuba R. (obecnie przebywa w areszcie - PAP), który - według zeznań Baranka - nie potrafił odpowiedzieć na pytania lokatorów i obiecał, że poinformuje ich na piśmie o zwrocie kamienicy. 

- W piśmie z dn. 10 stycznia 2007 r. Jakub R. wyjaśnił skomplikowaną procedurę przedmiotowej nieruchomości. Lokatorzy zapoznając się z udostępnioną przez Jakuba R. kopią decyzji pozbawioną danych osobowych ze zdziwieniem spostrzegli, że decyzję z upoważnienia prezydent podpisał właśnie Jakub R. - mówił Baranek. Dodał, że "zapytany przy innej okazji p.o. dyrektora BGN Marcin Bajko powiedział, że on nie podpisałby decyzji zwrotu kamienicy przy ul. Dahlbergha 5".

Spotkanie z prezydent Warszawy

Lokatorzy - jak mówił Baranek - w czerwcu 2007 r. spotkali się z prezydent Warszawy Hanną Gronkiewicz-Waltz. Na spotkaniu byli m.in. przedstawiciele BGN, w tym Jakub R.  - Wraz z lokatorami na spotkanie przybył radny m.st. Warszawy Paweł Terlecki z klubu Prawo i Sprawiedliwość. Zaskoczeniem dla lokatorów była reakcja prezydent na radnego Terleckiego, która podniesionym głosem powiedziała: ale zrobiliście sobie wejście, przecież dobrze wiecie, że z PiS nie rozmawiam - relacjonował Baranek. Dodał, że radny "zażenowany" opuścił salę, "aby nie szkodzić lokatorom swoją obecnością". 

Świadek przyznał, że atmosfera na spotkaniu była nerwowa, a mieszkańcy pytali, co z nimi będzie. Wyrażali obawy, że Marek M. podwyżkami czynszów chce się ich pozbyć i żądali wzruszenia decyzji reprywatyzacyjnej jako niezgodnej z prawem. 

REKLAMA

- Zawiedzeni spotkaniem lokatorzy wyszli z gabinetu pani prezydent Warszawy z niczym. Pozostali sami z problemem utraty dachu nad głową - powiedział Baranek. Świadek mówił, że strony miasta lokatorzy nie uzyskali żadnej pomocy, żadnej obietnicy, że dostaną jakieś lokale zamienne. 

Jak pozbyć się lokatorów?

Baranek zeznał, że "mieszkańcy szybko zdali sobie sprawę, że są ofiarami bezwzględnych czyścicieli kamienic, których głównym celem jest pozbyciem sie niechcianych lokatorów". Przyznał, że po zwrocie szukał informacji o Marku M. i tak natknął się na artykuł o próbie włamania do mieszkania działaczki lokatorskiej Jolanty Brzeskiej i jej męża przy ul. Nabielaka 9. Świadek nawiązał kontakt z Brzeskimi, którzy udzielili mu "wielu niepokojących informacji" o Marku M. i "jego metodach pozbywania się ludzi z kamienic". 

Baranek opowiadał o nękaniu lokatorów, o których poinformował prokuraturę. Było to m.in. uporczywe działania mające na celu zmuszenie mieszkańców do opuszczenia budynku i utrudnianie korzystania z lokalu. 

Przyznał, że Marek M. zakwaterował w kamienicy swojego wspólnika, który swoim zachowaniem uprzykrzał życie innym lokatorów m.in. przez głośne imprezy. Dodał, że wspólnik M. zorganizował "tydzień piromana", który polegał na rozpalaniu ogniska na terenie sąsiadującym z kamienicą, do którego wrzucał m.in. opony, materace, drabinę, ławki czy śmieci. Mieszkaniec zeznał, że lokatorom został podwyższony czynsz - najpierw z 2,39 na 16 zł za mkw, a następnie z 16 na 32 zł. Ocenił, że działania przeciw mieszkańcom odbyły się "przy biernym przyzwoleniu urzędników miasta". 

REKLAMA

***

Według części członków komisji weryfikacyjnej, władze Warszawy już w 2007 roku wiedziały, że głównym celem Marka M. jest eksmisja lokatorów. Doprowadzić do niej miała spirala zadłużenia, w którą byli oni wpędzani. O planach Marka M. burmistrz Woli Marek Andruk miał poinformować ówczesnego wiceprezydenta stolicy Andrzeja Jakubiaka. Miasto nie stanęło w obronie lokatorów, pół roku później natomiast przekazało w zarząd wspólnikowi Marka M., także swoją część nieruchomości. 

Jak tłumaczy, wiceprzewodniczący komisji weryfikacyjnej, Sebastian Kaleta, w 2010 roku warszawski Ratusz dołączył do spraw sądowych, w których Marek M. najpierw żądał od lokatorów spłaty gigantycznego zadłużenia a później ich eksmisji.

Dziś w kamienicy pozostała tylko jedna rodzina.

fc/koz

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej