Min. Adamczyk: szukamy kompromisu ws. dyrektywy o pracownikach delegowanych
Chcemy i szukamy kompromisu ws. unijnej dyrektywy o pracownikach delegowanych – zapewnił w sobotę w Krzepicach (Śląskie) minister infrastruktury Andrzej Adamczyk, który rozmawiał na ten temat z ministrami innych krajów UE w Lublanie.
2018-04-29, 09:15
W rozmowie z PAP przypomniał, że część państw UE opowiada się ws. dyrektywy o pracownikach delegowanych za najbardziej restrykcyjnymi przepisami. - Naszym zdaniem to bardzo szkodliwe dla transportu międzynarodowego rozwiązania. Grupa państw, które się nie zgadzają na te rozstrzygnięcia jest, o dziwo, bardzo szeroka, ona się powiększa – powiedział minister.
- My mówimy, że jesteśmy otwarci, gotowi do negocjacji, tylko negocjacje nie mogą polegać na tym, że jedna strona ma wszystko zabrać, a druga strona chce wszystko dać. Szukamy i chcemy kompromisu, który przede wszystkim będzie zabezpieczeniem przedsiębiorstw transportu międzynarodowego w Polsce, na Litwie, w Rumunii, na Słowacji, na Węgrzech, w Hiszpanii. Rozmawiałem z ministrem transportu Hiszpanii - mówi dokładnie to samo, co Polacy, Estończycy mówią dokładnie to samo – dodał.
Wolność przepływu usług w UE
Podkreślił, że wolność przepływu usług w UE musi być szanowana. -To nie może być tak, że w obszarze, w którym polskie firmy - a jesteśmy tutaj potentatem – litewskie, słowackie, węgierskie, czeskie, bułgarskie, rumuńskie, hiszpańskie firmy, które zajmują tę pozycję na rynku, będą teraz traktowane przepisami, które podważą czy skruszą fundament ekonomiczny, na którym te firmy stoją – zaznaczył minister.
Minister mówił w sobotę o ostrożnym optymizmie w tej sprawie: - Rysuje się nadzieja na to, że znajdziemy kompromis. Po tych spotkaniach z kilkunastoma ministrami transportu państw UE – a były to spotkania bilateralne - odnoszę wrażenie, że jest nadzieja, i to niemała, żeby w tej kadencji Parlamentu Europejskiego te przepisy lex specialis korzystne dla polskich firm uchwalić. Daleka droga przed nami, czasu bardzo mało, więc wydaje się, że będzie bardzo trudno, ale wróciłem z optymizmem" – powiedział.
Przyjęty tekst
11 kwietnia ambasadorowie państw członkowskich przy UE przyjęli ostateczny tekst dyrektywy o pracownikach delegowanych, przy sprzeciwie Polski i Węgier. Wielka Brytania, Litwa, Łotwa i Chorwacja wstrzymały się od głosu. Ambasadorowie UE zatwierdzili tekst kompromisowy wynegocjowany przez reprezentującą kraje członkowskie bułgarską prezydencję z Parlamentem Europejskim. Ostateczne przyjęcie dyrektywy ma nastąpić po poparciu jej przez Parlament Europejski.
Dyrektywa jest niekorzystna dla Polski, bo - jak argumentują polskie władze - spowoduje dodatkowe obciążenia dla polskich firm działających za granicą. Okres delegowania ustalono na 12 miesięcy z możliwością przedłużenia go o sześć miesięcy w określonych przypadkach. Po tym czasie pracownik delegowany zostanie objęty prawem pracy kraju przyjmującego. PE proponował dłuższy, bo 24-miesięczny okres delegowania, co dawałoby szanse na lepsze z punktu widzenia polskich firm rozwiązania. Nie udało się go jednak przeforsować w trakcie negocjacji.
REKLAMA
Polska: chodzi o protekcjonizm gospodarczy
Kraje zachodniej Europy i Komisja Europejska podkreślają, że nowe przepisy są wyrazem poparcia dla nadrzędnej unijnej zasady – równego wynagrodzenia za tę samą pracę w tym samym miejscu pracy. Część krajów UE - w tym Polska - uznaje, że w rzeczywistości chodzi o protekcjonizm gospodarczy krajów Zachodu.
Nowe przepisy zaczną być stosowane dwa lata po wejściu w życie nowej dyrektywy. Biorąc pod uwagę, że głosowanie nad nowelizacją w Radzie przewidziano na 21 czerwca 2018 i również w czerwcu prawdopodobnie odbędzie się głosowanie w PE, kraje będą musiały ją stosować od lipca lub sierpnia 2020 r.
Pracownik delegowany jest czasowo wysyłany przez pracodawcę w celu wykonania usługi w innym państwie członkowskim UE.
PAP NRG, kw
REKLAMA