Małgorzata Wassermann o polityce: nic mnie tak nie poruszyło, jak obłuda płynąca z ust opozycji
- Do mojego sztabu zaprosiłam ekspertów ze wszystkich możliwych dziedzin. Natomiast przyznam, że - z uwagi na moje wykształcenie - w największej części moimi ekspertami są prawnicy i profesorowie wyższych uczelni - mówi w rozmowie z portalem PolskieRadio.pl Małgorzata Wassermann, przewodnicząca komisji ds. Amber Gold oraz kandydatka Zjednoczonej Prawicy w wyborach na prezydenta Krakowa.
2018-06-27, 15:00
Klaudia Dadura, PolskieRadio.pl: Po sieci krąży filmik pokazujący akta dotyczące samej sprawy karnej małżeństwa Marcina i Katarzyny P., które Pani przeanalizowała. Przyznam, że ich ilość robi wrażenie. Czy da się oszacować liczbę wszystkich akt, jakimi się Pani zajęła?
Małgorzata Wassermann: To byłoby możliwe do oszacowania, gdyby nie metodologia, która została przyjęta. Wszystkie dokumenty otrzymujemy bowiem na dyskach przenośnych. Rzadko dysponujemy aktami w formie papierowej. To powoduje, że nawet nie jesteśmy w stanie tego zliczyć. Na pewno są to setki, a nawet nie wiem, czy nie tysiące tomów. Wielokrotnie mówiłam, że praktycznie ostatnie dwa lata spędziłam nie wychodząc z domu - czytając akta. Sami państwo widzą, że mówiłam prawdę.
Zważywszy na fakt, że materiału jest ogrom, nowemu członkowi komisji Bartoszowi Kownackiemu na pewno nie jest łatwo się wdrożyć - tak szczegółowo - w sprawę Amber Gold.
Poseł Kownacki jest bardzo dobrym prawnikiem. Jest więc o tyle w komfortowej sytuacji, że potrafi czytać akta. Jest dobrze przygotowany.
Nie podpowiada mu Pani pytań?
Nie ma takiej potrzeby. Pan Bartosz Kownacki, czytając akta, bardzo szybko łapie o co chodzi.
Ostatnio zapowiedziała Pani złożenie do prokuratury sześciu zawiadomień ws. Amber Gold. Mają one dotyczyć wątku służb specjalnych. W zeszłym roku – tyle samo zawiadomień - komisja złożyła po zakończeniu wątku lotniczego. Chodziło wówczas o byłe kierownictwo Urzędu Lotnictwa Cywilnego, Wojciecha Łuniewskiego, warszawskiego prokuratora i Krzysztofa Wicherka, byłego właściciela firmy Jet Air. Na jakim etapie są te śledztwa?
REKLAMA
Nie mamy dostępu do bieżących akt. Poza tym dobrze jest, gdy postępowania karne toczą się bez kamer i wiedzy osób trzecich. Natomiast słyszymy, że - co jakiś czas - są stawiane zarzuty konkretnym osobom. Najbardziej interesującym wątkiem dla pokrzywdzonych jest zawiadomienie przeciwko pracownikom banku BGŻ, który – co wynika z dokumentów - nie dopełnił obowiązku, a tym samym umożliwił Marcinowi i Katarzynie P. prowadzenie swojej działalności. Uważamy, że to zawiadomienie jest podparte bardzo mocnymi dowodami. Ale toczą się też procesy cywilne przeciwko bankowi. Komisja dostarczyła dużo materiału, który - mamy nadzieję - umożliwi pokrzywdzonym odzyskanie swoich pieniędzy. Szanse są bardzo duże.
Niedawno zaczęli państwo badać wątek skarbowy. Czy po pierwszych przesłuchaniach świadków widzi Pani zasadność do złożenia kolejnych zawiadomień?
Już sam materiał, który jest w posiadaniu komisji, dostarcza wystarczających argumentów do złożenia zawiadomień do prokuratury. Taka skala zaniedbań, jaka była w gdańskiej skarbówce jest rzadko spotykana. Uważam, że to nie były działania przypadkowe. Jest wiele informacji wskazujących na to, że była wiedza o nieprawidłowościach odnośnie Amber Gold, ale sprawę zamiatano pod dywan. Ciekawe jest też to, jak postępowano po wybuchu afery. Oczywiście byli tacy ministrowie i takie instytucje, którzy przeprowadzili rzetelną kontrolę. Mam na myśli Jarosława Gowina, ówczesnego ministra sprawiedliwości. Przygotował on bowiem uczciwą białą księgę i zrobił wszystko, by ukarać osoby odpowiedzialne za tę aferę, w tym kuratora prowadzącego sprawę Marcina P. Natomiast są tacy ministrowie jak pan Jacek Cichocki, kierujący wówczas resortem spraw wewnętrznych, czy Sławomir Nowak, w latach 2011-2013 nadzorujący transport, budownictwo i gospodarkę morską, którzy przekazywali opinii publicznej nieprawdziwe informacje.
Oprócz badania sprawy Amber Gold powalczy Pani również o prezydenturę w Krakowie. Podobno była Pani niechętna do startu w wyborach samorządowych.
To nie jest prawda. Po prostu rozważane były różne aspekty. Natomiast nie mam zwyczaju ujawniana treści rozmów z moim szefostwem.
Czy zamawiała Pani wewnętrzne sondaże określające szansę na wygraną?
Nie, podobnie nie znałam sondaży startując do parlamentu, a uzyskałam trzeci wynik w Prawie i Sprawiedliwości, a piąty w Polsce. Ważniejsza jest jednak analiza bieżących problemów Krakowa. Jestem w kontakcie z naszymi radnymi ale też z mieszkańcami Krakowa, którzy opowiadają np. o nierównym traktowaniu mieszkańców przez obecne władze.
REKLAMA
W jednym z wywiadów mówiła Pani, że z grupą ekspertów przygotowywany jest program kampanii wyborczej...
Bo nie ma kampanii wyborczej.
W Warszawie też jej nie ma?
Warszawa jest specyficznym miastem. Nie chce oceniać tego co robią kandydaci. Tam kampania toczy się na oczach całej Polski. Nie ma takiego zainteresowania jeśli chodzi o inne miasta. Ponadto pan Rafał Trzaskowski, który ubiega się o prezydenturę w stolicy z ramienia Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej, próbował narzucić pewne reguły rozpoczynając kampanię wiele miesięcy wcześniej. To się obróciło przeciwko niemu. Patryk Jaki zapędza go do narożnika.
Wracając jednak do wyborów w Krakowie. Kto jest w Pani sztabie wyborczym?
Do mojego sztabu zaprosiłam ekspertów ze wszystkich możliwych dziedzin. Natomiast przyznam, że - z uwagi na moje wykształcenie - w największej części moimi ekspertami są prawnicy i profesorowie wyższych uczelni. Staram się z nimi opracowywać rozwiązania problemów Krakowian.
Czego – Pani zdaniem – dotyczą te problemy?
To bardzo wiele spraw. Chodzi choćby o uchwalany plan zagospodarowania przestrzennego, który pewne grupy Krakowian bardzo mocno krzywdzi. Władze betonowały to miasto, a teraz usiłują znaleźć tereny zielone na działkach mieszkańców. Nie może być tak, że już nie tylko centrum miasta jest zabudowane do granic możliwości, co więcej towarzyszy temu nieprzemyślana infrastruktura. Wydawane są zgody, powstają nowe osiedla ale bez miejsc parkingowych. Miasto stoi w korkach, bo urzędnicy źle planują remonty. Nowe inwestycje są przesuwane, a strategiczne decyzje – choćby o budowie metra – są opóźniane.
REKLAMA
Zmieniając już zupełnie temat. W jednym z wywiadów padło stwierdzenie, że bardzo wiele rzeczy nie podoba się Pani w polityce. Co konkrertnie?
W ciągu trzech lat bycia posłanką nic mnie tak nie poruszyło, jak obłuda, która płynie z ust opozycji. Przoduje w tym Platforma Obywatelska. Nie ma takiego odwrócenia problemu do góry nogami, jakiego nie wykorzysta na potrzeby bieżącej polityki to ugrupowanie. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich posłów PO.
Ale dotyczy to też części polityków PiS.
Nie spotkałam się w mojej partii z tym, żeby ktoś tak cynicznie kłamał. Ale nie chcę oceniać poszczególnych osób. Uważam, że mój komentarz nie jest potrzebny na każdy temat. Wolę się wypowiadać, na tematy, na których się znam. Natomiast jest część takich posłów, z każdej partii, zabierających głos w każdej sprawie.
Można powiedzieć, że jest Pani rozczarowana polityką?
Może nie tyle rozczarowana, bo zdaję sobie sprawę z tego, że tu się toczy ciężka walka o kształt naszego kraju, o bycie niemarginalizowanym w Europie. Ale trudno rozmawia się z ludźmi, którzy nie mają argumentów i mówią ciągle "ty kłamiesz". Kiedyś analizowałam program ze swoim udziałem - a rzadko to robię - w którym mój rozmówca kilkanaście razy mówił w ciągu programu "kłamiecie, kłamiecie, kłamiecie". Nie był w stanie podać żadnego argumentu.
Z Małgorzatą Wassermann rozmawiała Klaudia Dadura, Polskie Radio.pl
REKLAMA
REKLAMA