Epidemiolodzy: szpitale muszą przekazywać informacje o zakażonych bakterią New Delhi

Aby zapobiec rozprzestrzenianiu się lekoopornej bakterii New Delhi szpitale muszą informować się o zakażonych pacjentach - apelował do dyrektorów warmińsko-mazurskich szpitali szef NFZ w Olsztynie Andrzej Zakrzewski podczas konferencji o zakażeniach szpitalnych. 

2018-09-13, 18:56

Epidemiolodzy: szpitale muszą przekazywać informacje o zakażonych bakterią New Delhi
Wysokie temperatury pomagają bakteriom i wirusom w atakowaniu ludzi swoimi patogenami.Foto: shutterstock/paulista

W woj. warmińsko-mazurskim gwałtownie wzrasta liczba zakażonych bakterią New Delhi - poinformował w czwartek na konferencji dla dyrektorów szpitali szef wojewódzkiego sanepidu Janusz Dzisko. Podał, że w 2017 roku zanotowano w regionie dwa ogniska tej bakterii, w tym roku już cztery. 

- Jedno z tych ognisk w jednym z dużych szpitali liczyło aż 89 przypadków. Bakteria była na wielu oddziałach, m.in. chirurgii, więc można zaryzykować stwierdzenie, że w tym szpitalu bakteria ta była niemal wszędzie - przyznał Dzisko i zaapelował do dyrektorów szpitali, by nie ukrywali notowanych w swoich placówkach przypadków New Delhi. 

- Nie udawajcie państwo, że tego problemu nie ma, bo on jest. Szczerość w tej sprawie jest niezwykle ważna, bo mówimy o ludzkim życiu - podkreślał szef warmińsko-mazurskiego NFZ Andrzej Zakrzewski. 

Groźne zapalenie płuc

New Delhi to potoczna nazwa Klebsiella pneumoniae - pałeczki zapalenia płuc, należącej do grupy bakterii jelitowych. Odpowiada za groźne dla życia zapalenie płuc, zapalenie układu moczowego, pokarmowego, opon mózgowo-rdzeniowych i wielu innych chorób. Zapalenia nią wywołane mogą prowadzić do sepsy. Jest oporna na działanie większości antybiotyków. 

REKLAMA

Podczas spotkania przyznano, że zdarzają się przypadki przekazywania sobie przez szpitale pacjentów z New Delhi bez braku odpowiedniej informacji. "Znamy przypadek, gdy placówka, która przekazała pacjenta z New Delhi innej placówce ani słowem się o tym nie zająknęła" – podał Dzisko. 

Obecna na spotkaniu dyrektor warszawskiego szpitala bielańskiego Dorota Gałczyńska-Zych podała, że w jej ocenie "taki pacjent powinien być na czerwono podświetlony we wszystkich bazach", a tak się obecnie nie dzieje. - Jako kierownicy lecznic podejmujemy oddolnie takie inicjatywy, a one powinny być podejmowane odgórnie. Dla dobra nas wszystkich - powiedziała Gałczyńska-Zych, która w tym roku zanotowała w swoim szpitalu siedem ognisk tej bakterii. Gałczyńska-Zych wyliczyła, że leczenie jednego pacjenta z New Delhi kosztuje od 65 do 100 tys. zł. 

Pierwszy przypadek w 2011 roku

Krajowy konsultant w dziedzinie mikrobiologii lekarskiej prof. Waleria Hryniewicz powiedziała, że lekceważenie problemu i ukrywanie go sprawiło, że de facto jeden chory pacjent spowodował, że New Delhi rozprzestrzeniła się na cały kraj, na co wskazują badania genetyczne.

- Powinno to być dla nas powodem do strasznego wstydu - podkreśliła prof. Hryniewicz i dodała, że odpowiednia informacja o postępowaniu z zakażonym New Delhi winna iść nie tylko do placówek medycznych, lecz także do środowiska, w którym mieszka i funkcjonuje pacjent. 

REKLAMA

Pierwszy przypadek New Delhi w Polsce zanotowano w Warszawie w 2011 roku. Wkrótce potem duża liczba chorych pojawiła się w Poznaniu. W ocenie prof. Hryniewicz Poznań, wprowadzając wiele procedur (m.in. izolacja chorych), poradził sobie z New Delhi. Najwięcej przypadków tej bakterii notowanych jest na Mazowszu, Podlasiu oraz na Warmii i Mazurach. 

dcz

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej