MŚ siatkarzy: jak co mundial... polsko-brazylijski mecz o tytuł. Biało-czerwoni chcą złota
21 września 2014 roku – niesiona fantastycznym dopingiem kilkunastu tysięcy kibiców zgromadzonych w katowickim Spodku reprezentacja Polski pokonuje broniącą tytułu Brazylię i po czterdziestu latach przerwy sięga po tytuł mistrzów świata w siatkówce. Po ponad czterech latach odmieniona polska drużyna znowu stanie do walki o mundialowe złoto. I znów rywalami będą słynni „Canarinhos”, którzy w finale mundialu zagrają piąty raz z rzędu.
2018-09-30, 12:50
Posłuchaj
Polscy kibice stawiają na biało-czerwonych (IAR)
Dodaj do playlisty
W dniach 10-30 września odbywa się 19. edycja MŚ w piłce siatkowej mężczyzn. Z tej okazji sekcja sportowa portalu PolskieRadio24.pl przygotowała specjalny serwis, na którym można śledzić wszystkie wydarzenia związane z turniejem rozgrywanym w Bułgarii i we Włoszech. Zapraszamy również do słuchania relacji naszych wysłanników na antenach radiowej Jedynki i Trójki.
Powiązany Artykuł
Siatkarskie MŚ Bułgaria/Włochy 2018
To były wyjątkowo burzliwe cztery lata dla polskiej siatkówki. Nowi trenerzy, nowi siatkarze, zawiedzione nadzieje w kolejnych turniejach – to wszystko sprawiało, że przed rozpoczęciem włosko-bułgarskiego mundialu mało kto spodziewał się powtórki z 2014 roku. Zarząd Polskiego Związku Piłki Siatkowej postawił przed trenerem Vitalem Heynenem, dla którego to pierwszy turniej w roli selekcjonera, cel awansu do najlepszej szóstki. Jak pokazała przyszłość – mimo, że samo znalezienie się w trzeciej fazie grupowej nie przyszło łatwo, możliwości podopiecznych belgijskiego trenera sięgały znacznie wyżej.
Półfinałowy thriller ze Stanami Zjednoczonymi pokazał, że znowu doczekaliśmy się wielkiej drużyny. Drużyny w pełnym tego słowa znaczeniu. Takiej, w której wszyscy wierzą we wspólny cel i razem go osiągają. Takiej, w której zawodnicy wspierają się także poza parkietem. Takiej wreszcie, w której rezerwowi wcale nie są marginalizowani, a wręcz mogą przyczyniać się do triumfów, tak jak Aleksander Śliwka w meczu z USA.
Gdy na początku lutego, po kilku miesiącach przeciągających się poszukiwań, PZPS ogłosił nazwisko nowego trenera kadry, oczekiwania wobec Heynena dotyczyły głównie igrzysk w Tokio i zdobycia tam upragnionego olimpijskiego krążka. Mistrzostwa świata miały być „tylko” przystankiem w drodze do tego celu. Nikt nie dopuszczał jednak do siebie kompromitacji podobnej do tej sprzed roku, gdy biało-czerwoni prowadzeni przez Ferdinando di Giorgiego na własnych parkietach bardzo szybko pożegnali się z mistrzostwami Europy.
Wielu fanów i ekspertów chciało, by kadrę wreszcie poprowadził rodzimy szkoleniowiec. Taki zresztą przekaz płynął też z ust szefów PZPS. Gdy do gry włączył się Heynen, który wcześniej odnosił sukcesy z reprezentacjami Niemiec i Belgii, stało się jednak jasne, iż fachowiec tej klasy będzie murowanym faworytem konkursu na selekcjonera.
REKLAMA
Belg szybko dał się poznać polskim kibicom jako ekscentryk, który zwłaszcza w Lidze Narodów, chętnie rotował składem. Często sprzecza się z sędziami i podczas meczu nie potrafi usiedzieć w miejscu. Ma też doskonały kontakt z zawodnikami, których współpraca z jego poprzednikiem nie układała się najlepiej. Heynen jest wymagający i często ostro krytykuje siatkarzy podczas meczów, ale oni sami wiedzą, że skoczyłby za nimi w ogień.
Reprezentanci o selekcjonerze i jego warsztacie szkoleniowym wypowiadają się z najwyższym szacunkiem. Przyznają też, że ekspresywne zachowania Belga są jego znakiem rozpoznawczym.
- Początkowo byłem w szoku, ale z czasem przywykłem – mówił Artur Szalpuk podczas wywiadu na YouTubowym kanale „Prawda siatki” o wybuchowych reakcjach szkoleniowca w trakcie meczów, dodając – Trzeba być z nim maksymalnie szczerym, bo on jest taki wobec nas.
Heynen cieszy się w Polsce coraz większym szacunkiem. Były znakomity środkowy Daniel Pliński uważa wręcz, iż jest najlepszym selekcjonerem reprezentacji w XXI wieku. Teza ta jest odważna, zważywszy na sukcesy takich trenerów jak Raul Lozano, Daniel Castellani, Andrea Anastasi czy Stephane Antiga, jednak pokazuje, iż początkowo nieco lekceważony przez niektórych Belg buduje sobie silną pozycję.
REKLAMA
Pozycję, którą dzisiejszym finałem może tylko wzmocnić. Biało-czerwoni przystąpią do finału z Brazylijczykami po morderczej pięciosetowej batalii z Amerykanami. Batalii, która wydawała się być już przegrana, ale polscy siatkarze po raz kolejny pokazali wielkiego ducha walki i zwyciężyli znakomitych rywali po raz pierwszy od trzech lat.
Do wykonania biało-czerwonym pozostał więc jeden krok. Krok bliźniaczo podobny do tego, który przed czterema laty postawić musieli podopieczni Stephane’a Antigi. Wówczas także finałowym rywalem byli Brazylijczycy. Fenomenalna gra Mariusza Wlazłego i spółki sprawiła, iż sen całej siatkarskiej Polski się spełnił – „Canarinhos” prowadzeni przez legendarnego Bernardo Rezende utracili prymat na świecie. Pierwsza dekada XXI wieku to okres dominacji Brazylijczyków na siatkarskich parkietach. Zawodnicy z Ameryki Południowej zdobywali mistrzostwo świata trzy razy z rzędu (2002,2006,2010). W 2006 roku w finale pokonali zresztą w trzech setach biało-czerwonych prowadzonych przez Raula Lozano.
Po raz trzeci w ciągu 12 lat w wielkim finale dojdzie zatem do starcia Polski z Brazylią. Można więc uznać, iż obie nacje zdominowały siatkarskie mundiale XXI wieku. Nie ma jednak wielkiego sensu mówienie o rewanżu za mecz sprzed czterech lat. Obie ekipy, zwłaszcza biało-czerwoni, posiadają w składzie nowych zawodników. Na ławkach trenerskich także nie zobaczymy już ani Antigi, ani Rezende.
Kariery zakończyli Paweł Zagumny, Michał Winiarski czy Krzysztof Ignaczak. W kadrze nie ma też innych czołowych postaci drużyny z 2014 roku: Mariusza Wlazłego czy Mateusza Miki, któremu w wyjeździe na tegoroczny mundial przeszkodziła operacja wyrostka robaczkowego. W kadrze na włosko-bułgarskie mistrzostwa znalazło się zresztą tylko pięciu triumfatorów sprzed czterech lat.
REKLAMA
Źródło: TVP Sport
Ci, którzy ich zastąpili, mimo wielu obaw, stanęli na wysokości zadania. Największym bohaterem decydujących spotkań okazał się Bartosz Kurek. Atakujący przed czterema laty w ostatniej chwili został sensacyjnie odstawiony od składu przez Antigę. Wówczas decyzja Francuza wywołała niemal ogólnonarodową dyskusję, jednak nieobecność Kurka nie przeszkodziła biało-czerwonym w zdobyciu medalu.
W tym roku sytuacja była inna. Gdy biało-czerwoni lecieli do Warny, wielu kibiców krytykowało Heynena za zabranie na turniej Kurka. Siatkarz w poprzednim sezonie zmagał się z kontuzjami, z kolei w meczach Ligi Narodów nie błyszczał. W Bułgarii, a następnie we Włoszech rósł jednak z każdym meczem. Starcie z Amerykanami było popisem siatkarza Stoczni Szczecin – 24 punkty zdobyte atakiem oraz 5 blokiem. Jeżeli wczoraj ktoś jeszcze powątpiewał w formę i umiejętności 31-latka, teraz powinien uderzyć się w pierś.
W porównaniu z turniejem sprzed czterech lat zupełnie innym siatkarzem jest też Michał Kubiak. Wówczas był jedynie ważnym rezerwowym. Na przyjęciu błyszczeli bowiem Winiarski i Mika. Kubiak często pojawiał się na parkiecie i był pewnym punktem drużyny, lecz najwięcej mówiło się o innych zawodnikach. Dzisiaj jest inaczej. Kubiak to kapitan nie tylko na parkiecie. Przyjmujący swoją naturalną charyzmą wywalczył sobie pozycję prawdziwego lidera drużyny.
REKLAMA
Jak na kapitana przystało, Kubiak nie ucieka od odpowiedzialności w ważnych momentach, zarówno gdy trzeba skończyć ważny atak (jak np. przy piłce meczowej w półfinale) , ale także wtedy, gdy między biało-czerwonymi a ich rywalami dojdzie do spięcia w trakcie meczu. To Kubiak jako pierwszy ruszał pod siatkę w tego typu sytuacjach podczas meczów z Iranem czy Serbią. Na początku turnieju zmagał się z kłopotami zdrowotnymi, co nie przeszkadzało mu w grze na wysokim poziomie. Podobnie jak Kurek, najwyższy poziom osiągnął w najważniejszych momentach.
Wielkim atutem Heynena jest fakt, iż potrafił udanie połączyć doświadczenie starszych siatkarzy, takich jak mistrzowie świata: Kubiak, Fabian Drzyzga, Paweł Zatorski, Piotr Nowakowski i Dawid Konarski z brawurą reprezentacyjnej młodzieży, która błyszczała zwłaszcza podczas bułgarskiej części turnieju. Mowa tu o Szalpuku, Mateuszu Bieńku czy Jakubie Kochanowskim, którego seria genialnych zagrywek pozwoliła na odwrócenie losów trzeciego seta i w konsekwencji zwycięstwo w grupowym meczu z Iranem (3:0). Widać więc, że drużyna, choć inna niż przed czterema laty, wcale nie jest od tamtej słabsza.
Źródło: TVP Sport
To samo zresztą można powiedzieć o Brazylijczykach. Gdy siatkarze z Ameryki Południowej wywalczyli upragnione olimpijskie złoto w Rio de Janeiro, swoją piętnastoletnią pracę na stanowisku selekcjonera zakończył Bernardo Rezende – człowiek, pod którego wodzą „Canarinhos” zdominowali światowe parkiety. Jego następcą został Renan Dal Zotto –kiedyś bardzo dobry siatkarz, wicemistrz olimpijski z Los Angeles. W ubiegłym roku drużyna pod jego wodzą zajęła drugie miejsce w ostatniej edycji Ligi Światowej, co zwiastowało kolejne sukcesy.
REKLAMA
Brazylijczycy nie byli jednak wymieniani jako murowany faworyt do złota. W Final Six Ligi Narodów zaprezentowali się przeciętnie, zajmując czwarte miejsce (biało-czerwoni zostali sklasyfikowani jedną lokatę niżej). Nie brakowało też problemów zdrowotnych: kontuzje wykluczyły z udziału w turnieju chyba najlepszego obecnie brazylijskiego siatkarza Ricardo Lucarellego oraz innego świetnego przyjmującego Mauricio Borgesa.
Ich koledzy nie rozpoczęli turnieju najlepiej. W pierwszej fazie potrafili po stojącym na kosmicznym poziomie pokonać znakomitych Francuzów, ale też ulegli rewelacyjnej, choć niedocenianej Holandii. W kolejnej dopiero po tie-breaku wygrali z Belgami. Awans do czołowej szóstki zapewnili sobie dość pewnie, choć w grze siatkarzy z Ameryki Południowej brakowało fajerwerków.
Te pojawiły się w starciu trzeciej rundy grupowej z Rosją. „Sborna” pewnie wygrała dwa pierwsze sety i wydawało się, że Brazylijczykom może być trudno o odwrócenie losów meczu. Po raz pierwszy w tym turnieju Dal Zotto pokazał jednak, iż potrafi wpłynąć na grę zespołu nie gorzej niż słynny poprzednik. Kluczowa była zmiana na pozycji rozgrywającego. Mającego słabszy dzień Bruno Rezendę zmienił inny weteran - Wiliam Arjona. Uporządkował grę i zaczął kierować niezwykle dokładne piłki do atakującego Wallace’a, który miał wielki udział w wielkim zwycięstwie nad Rosjanami.
Wygrana z Rosją tak wpłynęła na zespół, że zwyciężył w kolejnych dwóch meczach bez straty seta. Najpierw „Canarinhos”, grając w mocno rezerwowym składzie, pokonali występujących bez swoich najlepszych zawodników Amerykanów w starciu o zwycięstwo w grupie I. Popisem było natomiast półfinałowe spotkanie z Serbią, którą Brazylijczycy zdominowali, wybijając podopiecznym Nikoli Grbicia z głów marzenia o finale.
REKLAMA
W składzie finałowych rywali nie brakuje znakomitych siatkarzy, choć trzeba zgodzić się ze środkowym Lucasem Saatkampem, który przyznał, że największym atutem zespołu jest jedność drużyny. Dal Zotto może wystawić praktycznie dwie równie mocne szóstki, co udowodnił w meczu z USA, gdy błyszczał choćby zwykle wchodzący na zmiany Evandro Guerra.
Polscy siatkarze znają Brazylijczyków bardzo dobrze, mierzą się z nimi od lat. Na mistrzostwach świata doszło do tej pory do dziewięciu starć, w tym dwóch finałowych. Pięć z nich wygrali biało-czerwoni. Liczymy, że niedzielny późny wieczór pozwoli jeszcze poprawić tę statystykę. Polacy już dokonali wielkiej rzeczy, ale mają świadomość, że stać ich na jeszcze więcej. Heynen, Kubiak i Kurek jak jeden maż przekonywali w pomeczowych wywiadach po meczu półfinałowym, że interesuje ich tylko końcowa wygrana. Wierzymy, że nasi siatkarze nadal będą mogli tytułować się mianem mistrzów świata. Panowie, dziękujemy za to, co już zrobiliście i prosimy o więcej!
Paweł Majewski, PolskieRadio24.pl
REKLAMA
REKLAMA