Milicjant podejrzany o strzelanie do górników z kopalni "Wujek" zatrzymany w Chorwacji
Roman S., zatrzymany w Chorwacji były funkcjonariusz plutonu specjalnego MO, podejrzany o strzelanie do górników w kopalni Wujek, jest w rękach polskiej policji. - Sprawiedliwości stanie się zadość - ocenił minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro.
2019-06-06, 20:58
Roman Zdzisław S. był funkcjonariuszem plutonu specjalnego pułku manewrowego Komendy Wojewódzkiej MO w Katowicach, który 16 grudnia 1981 roku podczas stanu wojennego - według ustaleń prokuratury - strzelał do górników kopalni "Wujek". W śledztwie IPN był poszukiwany europejskim nakazem aresztowania. Od czwartku wieczorem jest w rękach policji w Polsce, władze Chorwacji zdecydowały o wydaniu podejrzanego polskim organom wymiaru sprawiedliwości.
Powiązany Artykuł
Radio Solidarność - głos wolnej Polski
Milicjant zrzekł się polskiego obywatelstwa
- W przypadku zbrodni przeciwko ludzkości, w wyniku których ginęli niewinni ludzie, upływ czasu nie powinien mieć dla prokuratury znaczenia. Nikt, kto dopuścił się przestępstw w przeszłości, nawet jeśli to było niemal 40 lat temu, nie powinien czuć się spokojny - powiedział Zbigniew Ziobro. - Sprawiedliwość nawet po latach powinna być wymierzona. Dziś mamy kolejny dowód na to, że dzięki wytężonej pracy śledczych i rozwoju nauki i techniki mamy szansę skutecznie ścigać sprawców przestępstw dokonanych wiele lat temu - dodał.
- Na nic mu się zdało zrzeczenie polskiego obywatelstwa i chowanie się po Europie. Koniec ukrywania się i unikania odpowiedzialności. Już jest w rękach polskich prokuratorów. I wreszcie odpowie za to, co zrobił. Sprawiedliwości stanie się zadość - zaznaczył Zbigniew Ziobro.
Podejrzany Roman S. nie mieszkał w Polsce, na stałe przebywał w Niemczech. Wiadomo też, że zrzekł się polskiego obywatelstwa i przyjął niemieckie, co u polskich organów ścigania zrodziło podejrzenie, że były milicjant ukrywa się przed wymiarem sprawiedliwości. Wniosek o wydanie europejskiego nakazu aresztowania wobec milicjanta jeszcze w 2012 roku złożył do katowickiego sądu prokurator IPN w Katowicach. Nakaz przekazano niemieckim władzom, które jednak odmówiły jego realizacji.
Powiązany Artykuł
Jacek Kaczmarski: ja wiem, że walczyłem o wolność
Zobacz specjalny serwis Polskiego Radia poświęcony wydarzeniom stanu wojennego
REKLAMA
Wyrok po prawie 28 latach
Osądzenie byłych milicjantów oskarżonych o największą zbrodnię stanu wojennego - strzelanie do górników m.in. z kopalni "Wujek" - okazało się niezwykle trudne. Proces w pierwszej instancji toczył się trzy razy. Ostateczny wyrok, w którym sąd uznał winę i wymierzył kary po kilka lat pozbawienia wolności kilkunastu byłym członkom milicyjnego plutonu specjalnego, zapadł dopiero w kwietniu 2009 roku - po niemal 28 latach od tragedii. Sąd Najwyższy oddalił wówczas kasacje obrony, uznając je za niezasadne, a wyroki sądów niższych instancji - za zgodne z prawem.
Według SN sądy dwóch instancji słusznie uznały, że funkcjonariusze użyli broni bezprawnie, gdyż strzelając, nie byli w bezpośrednim zwarciu z górnikami, oddawali strzały z bezpiecznej odległości, a ich życiu nie groziło bezpośrednie niebezpieczeństwo. SN podkreślił, że obrażenia górników świadczą, iż "strzały były mierzone", bo spośród dziewięciu zabitych górników czterech trafiono w głowę, jednego w szyję, dwóch w pierś, dwóch w brzuch, a spośród rannych tylko dwóch doznało ran od rykoszetów.
Powiązany Artykuł
Śmiertelne ofiary stanu wojennego
Teraz również zatrzymany w Chorwacji były milicjant odpowie przed sądem.
REKLAMA
Największa tragedia stanu wojennego
Protest w kopalni "Wujek" rozpoczął się 14 grudnia po tym, gdy górnicy dowiedzieli się o aresztowaniu szefa zakładowej "Solidarności" Jana Ludwiczaka. 16 grudnia kopalnię otoczyły siły milicji i wojska z czołgami i wozami pancernymi. Negocjacje strajkujących z władzami nie przyniosły rezultatu. Przed godziną 11 czołgi sforsowały kopalniany mur, a uzbrojone oddziały ZOMO wkroczyły na teren zakładu. Do akcji wprowadzony został milicyjny pluton specjalny, padły strzały. Na miejscu zginęło sześciu górników, jeden umarł kilka godzin po operacji, dwóch kolejnych na początku stycznia 1982 roku. Ponad 20 innych górników zostało rannych. Była to największa tragedia stanu wojennego.
mbl
REKLAMA