Piąty beatles, który został legendą futbolu. 18 lat temu zmarł George Best

Najlepszy piłkarz kontynentu i zdobywca Pucharu Europy, do tego symbol popkultury, nazywany piąty beatlesem. Celebryta uzależniony od alkoholu, hazardu i szybkiego życia - George Best, który zmarł 25 listopada 2005 roku, był, jest i będzie legendą.

2023-11-25, 16:00

Piąty beatles, który został legendą futbolu. 18 lat temu zmarł George Best
Mural w Irlandii Północnej . Foto: shutterstock.com/Federico Zovadelli

Trudne początki

Przyszedł na świat tuż po zakończeniu II wojny światowej w robotniczej rodzinie. Jego rodzice musieli ciężko pracować, aby w powojennej rzeczywistości wiązać koniec z końcem. Przyszły wielki piłkarz od małego uczył się kręcić nie tylko przeciwnikami na boisku. Podkradał znaczki, roznosił gazety i nie wydawał całej reszty, a pieniądze rozpuszczał w wesołym miasteczku. Od urodzenia jednak jego największą pasją była piłka.

W wieku 11 lat, jako jedyny w klasie, zdał egzamin Eleven Plus i dostał się do Grosvenor High Protestant School, gdzie nic nie układało się po jego myśli. Szykanowano go za bycie protestantem, zmuszano do gry w rugby, do tego codzienne dojazdy – te wszystkie czynniki sprawiły, że młody Best szkoły nie ukończył.

Talent młodego Irlandczyka jako pierwszy odkrył Bud McFarlane, ówczesny trener rezerw Glentoranu, który polecił go łowcy talentów Manchesteru United na Irlandię Północną. To właśnie Bob Bishop zjawił się w domu w Cregach Estate w Belfaście i zaproponował testy w wielkim klubie. Młody George i jego ojciec szaleli ze szczęścia, mimo że młodzian od dziecka kibicował Wolverhampton Wanderers. Katastrofa lotnicza z 1958 roku zmieniła jednak status samego United. Klub miał wrócić na szczyt i oddać hołd zmarłym tragicznie piłkarzom.

Proces aklimatyzacji początkowo zupełnie się nie udał - Best i jego kolega z drużyny po pierwszym dniu zdecydowali się wrócić do domu. Bestie wrócił po dwóch tygodniach i dopiero wtedy poradził sobie z samodzielnym życiem i wielką presją, jaka towarzyszy młodym piłkarzom w wielkich zespołach. Jego talent zaowocował podpisaniem w wieku 17 lat pierwszego profesjonalnego kontraktu. Kilka dni później wschodząca gwiazda była świadkiem, jak na Wembley jego drużyna wygrywa w finale Pucharu Anglii z Leicester City.

REKLAMA

Lata karnawału

Legendarny szkoleniowiec Matt Busby dał szansę debiutu Irlandczykowi 14 września 1963 roku przeciwko West Bromwich Albion. Tego sezonu Czerwone Diabły nie mogły zaliczyć do udanych. Nie udało im się obronić Pucharu Anglii, przegrali walkę o mistrzostwo, a po porażce 0:5 w rewanżu ze Sportingiem Lizbona odpadli z Pucharu Zdobywców Pucharów. Kolejne lata to mozolna wędrówka na sportowy szczyt.

Przełomowy dla Besta był sezon 1965/66, gdy był już rozpoznawalny na całym świecie, zwłaszcza po meczu w Lizbonie przeciwko Benfice w Pucharze Europy. Czerwone Diabły wygrały sensacyjnie 5:1, a długowłosy Irlandczyk został najlepszym zawodnikiem meczu. Portugalska gazeta "Bola" nadała mu przydomek "El Beatle" ze względu na podobieństwo do gwiazd legendarnej kapeli, a pseudonim pozostał przy nim przez resztę kariery. George Best stał się pierwszym piłkarzem celebrytą. Występował w reklamach, brał udział w sesjach fotograficznych jako model, proponowano mu nawet nagranie płyty.

Mimo odpadnięcia w półfinale rozgrywek z Partizanem Belgrad, Manchester pokazał, że wraca do wielkiej gry. Był to dla wyspiarskiej piłki rok szczególny, w którym Anglicy jako gospodarze zdobyli Mistrzostwo Świata. Irlandia Północna była bliska awansu do turnieju, jednak odpadła po wyjazdowym remisie z Albanią.

- Jak każde mistrzostwa był to fantastyczny karnawał, którego oglądanie sprawiło, że czułem jeszcze większy żal, że zawaliliśmy mecz z Albanią, przez co nie mogliśmy stać się jego częścią. Mogłem tylko patrzeć z zazdrością, jak moi koledzy z United, Bobby i Nobby (Bobby Charlton i Nobby Stiles – przyp. red.) unoszą trofeum - pisał w swojej autobiografii.

REKLAMA

Najważniejsze w karierze Besta były rozgrywki w latach 1967/68, gdy dotarł na upragniony szczyt. Po wyeliminowaniu w półfinale wielkiego Realu Madryt, w finałowym meczu o Puchar Europy Manchester United miał zagrać na Wembley z Benfiką, drużyną spragnioną rewanżu za upokorzenie sprzed dwóch lat. Podopieczni Matta Busby'ego wygrali po dogrywce 4:1, a pierwszego gola w dogrywce strzelił nie kto inny jak George Best. Już wtedy jego pozaboiskowe skandale zaczynały mu pokazywać, że sukcesy piłkarskie nie idą w parze z udanym życiem, gdy pijany nie pamiętał większości wydarzeń z tamtego wieczoru. Miał wtedy zaledwie 22 lata, był na ustach całego świata, był dumą swojego małego państwa i jego największym światowym ambasadorem.

- Miałem 22 lata, kiedy z drużyną Manchester United zdobyłem w 1968 roku Puchar Europy i zostałem uznany piłkarzem roku w Europie. Mógł to być początek błyskotliwej kariery, ale tak naprawdę był to początek jej końca - wspominał.

Upadek ikony

Zaczął spotykać się z wieloma kobietami (wśród nich były dwie Miss Świata), wyjeżdżał na kilkutygodniowe suto zakrapiane imprezy. W głębi serca pozostał zwykłym młodym Irlandczykiem, który nie potrafił odmówić wspólnego drinka z napotkanymi fanami. Stracił prawo jazdy za rozbicie samochodu po alkoholu, musiał także radzić sobie z coraz większą presją, a znosił to z wielkimi problemami.

- Wyróżniałem się, bo byłem inny. Piłkarze nie nosili wtedy długich włosów i nie wolno im było grać z koszulką wystającą ze spodenek. Nie pozwalano też zdejmować ochraniaczy. Ale zasady są po to, żeby je łamać, a ja złamałem wszystkie. Nie dlatego, że byłem buntownikiem albo próbowałem coś przez to wyrazić, po prostu taki byłem - wyjaśniał.

REKLAMA

Nie miał wsparcia ani u menedżera, ani u ojca, który był daleko od niego. W sezonie 1970/71 zaczął opuszczać treningi, frustrację wyładowywał na przeciwnikach i sędziach, za co dostawał kary zawieszenia. Sir Matt ciągle wierzył w swojego zawodnika i starał się wyciągać go z problemów, jednak alkoholizm siał w życiu El Beatle coraz większe spustoszenie.

On, jako Irlandczyk z Północy, znalazł się również w centrum narodowościowych konfliktów. Przed meczem wyjazdowym z Newcastle ktoś podający się za przedstawiciela IRA poinformował policję, że jeśli Best wyjdzie na boisko, zostanie zastrzelony. Okazało się to tylko groźbami szaleńca, jednak ukazało to, jak wielki wpływ na brytyjski świat miał futbol.

- Przerażała mnie myśl, że jestem ikoną, piątym beatlesem. Byłem tylko dzieciakiem z Cregagh Estate, z Belfastu, próbującym ułożyć sobie życie jako piłkarz, a zrobiono ze mnie wielką gwiazdę, która ma wpływ na życie innych ludzi - opowiadał po latach.

Bez szczęśliwego zakończenia

Zmagając się z kolejnymi problemami, w wieku 26 lat ogłosił zakończenie kariery. Później podobne oświadczenia składał jeszcze kilkukrotnie. Po kilku tygodniach imprezowania oczywiście wrócił do gry, jednak podświadomie musiał wiedzieć, że życie i kariera uciekają mu przez palce. Dochodziły kolejne zawieszenia za niesportowe zachowanie na boisku. Został skazany na grzywnę za spoliczkowanie kobiety w barze, spowodował po pijanemu wypadek samochodowy, przez co założono mu 57 szwów wokół oczu, do tego wpadł w olbrzymie problemy finansowe przez kolejny nałóg – hazard.

REKLAMA

Kolejne lata mijały pod znakiem pogłębiających się nałogów, nieudanych związków i coraz słabszych klubów, które chciały go zatrudnić. Do tego miał problemy z zaległościami podatkowymi i trafił do więzienia za zaatakowanie policjanta. Kilka lat spędzonych w Stanach Zjednoczonych, gdzie zyskał status gwiazdy, nie pomogło mu wyjść z uzależnień. Przeciwnie, nocne życie coraz mocniej go pochłaniało.

Mistrzostwa Świata w 1982 roku, gdy Irlandia Północna osiągała historyczne sukcesy, oglądał jako ekspert telewizyjny, mimo tego że ciągle pozostawał czynnym piłkarzem. Wtedy też oficjalnie został ogłoszony bankrutem. Kolejne lata to nieudane próby wygrania z nałogiem i powrotu do normalnego życia, kary, odwyki, kobiety. Nałogi, zwłaszcza alkoholizm doprowadziły go do stanu agonalnego, swoją autobiografię zaczyna słowami:

- Cierpiałem tak bardzo, że gdyby ktoś zaoferował mi pigułkę, która zakończyłaby to wszystko, nie wahałbym się jej użyć - opisywał swoje uczucia.

3 października 2005 roku został przyjęty do szpitala z infekcją nerki. Niecałe dwa miesiące później, 25 listopada George Best zmarł w szpitalu w Cromwell, w Londynie. Na jego pogrzeb – według szacunków policji- przyszło ok. 100 tysięcy osób, ceremonia była transmitowana na żywo przez wiele stacji telewizyjnych, w tym BBC. Jego śmierć, choć wydawała się nieunikniona, była wstrząsem dla całych Wysp Brytyjskich.

REKLAMA

Zrozpaczonych po śmierci idola sam Bestie starałby się zapewne pocieszyć słowami kończącymi swoją autobiografię.

- Pomimo wszystkich wzlotów i upadków, kiedy patrzę na swoje życie jako na całość, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jestem wyjątkowym szczęściarzem - podsumował.

Jakub Pogorzelski, tekst ukazał się także w Matchday Magazine

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej