Białoruski publicysta: robotnicy są pełni gniewu, jak Polacy w PRL. Wiedzą, że to Łukaszenka dał rozkaz bicia ich dzieci
Aleksander Łukaszenka jest nieprzewidywalny i w tym tkwi niebezpieczeństwo. Tym samym stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa Białorusi i dla bezpieczeństwa regionu. Wydaje się ponadto, że waha się pomiędzy różnymi możliwościami, nie wie, co ma robić, wykonuje sprzeczne ze sobą ruchy, miota się – mówi białoruski publicysta Roman Jakowleuski w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl. Dlatego może się tu jeszcze wydarzyć wszystko - mówi.
2020-08-19, 21:32
Powiązany Artykuł
Łukaszenka: ustaliliśmy z Putinem, że zostanie udzielona pomoc Białorusi, jeśli będzie potrzeba
- Wciąż nie wiemy, w którą stronę rozwinie się sytuacja na Białorusi – mówił portalowi PolskieRadio24.pl Roman Jakowleuski, niezależny publicysta białoruski. Podkreślił, że protestom, także strajkom pracowniczym, brakuje często organizacji i kierownictwa, które potrafiłoby doprowadzić do tego, że postulaty protestujących zostaną spełnione.
Warto zwrócić uwagę, że Łukaszenka składał obietnice zmiany konstytucji etc. – to wszystko jednak gra na czas. Czeka aż zapał i determinacja protestujących wygasną. Protestujący się zmęczą, kiedy nie będzie wyników – mówi Roman Jakowleuski.
Więcej w rozmowie.
REKLAMA
.
Powiązany Artykuł
Łukaszenka nie wierzył, że Cichanouska będzie jego końcem
***
PolskieRadio24.pl: To kolejny już dzień wielotysięcznych protestów. Co w pana ocenie będzie działo się teraz na Białorusi, w którą stronę zmierza sytuacja?
Roman Jakowleuski, niezależny komentator polityczny: Niepokoi mnie informacja, że Aleksander Łukaszenka nagrodził za nienaganną służbę ponad 300 funkcjonariuszy struktur siłowych – katów.
Miało to miejsce po protestach – 13 sierpnia – stąd połączono to z brutalnymi pobiciami, torturami wobec zatrzymanych podczas protestów na Białorusi.
Moim zdaniem może to niestety oznaczać, że w perspektywie możliwe są krwawe wydarzenia. Po spotkaniu Łukaszenki z robotnikami, gdzie ci w sposób otwarty go wygwizdywali i wyzywali. Trzeba się postarać, żeby doprowadzić ludzi do takiego wzburzenia. Mam wrażenie, że oburzenie białoruskich robotników było tak wielkie, jak polskich robotników w czasie Solidarności. Robotnicy byli świadomi sytuacji, ich oburzenie nie było agresywne, nie byli w żaden sposób żądni krwi, ale zachowywali się zdecydowanie. Tak jak to robili w swoim czasie polscy robotnicy.
REKLAMA
Nikt nie może powiedzieć, jak się rozwinie sytuacja. Są też rozmaite pogłoski o zagrożeniu ze strony Rosji i nie można do nich podchodzić obojętnie. Aleksander Łukaszenka jest nieprzewidywalny i w tym tkwi niebezpieczeństwo. Tym samym stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa Białorusi i dla bezpieczeństwa regionu.
Wydaje się ponadto, że waha się pomiędzy różnymi możliwościami, nie wie, co ma robić, robi sprzeczne ze sobą ruchy, miota się.
Obecnie powołana została Rada Koordynacyjna. Jej celem ma być przekazanie władzy.
Nie widzę w niej jednak dużego udziału tych robotników, którzy tak silnie krytykowali Aleksandra Łukaszenkę.
Jeszcze zapewne kierunek jej działań będzie modyfikowany.
Wszyscy zastanawiają się obecnie, czy będzie erozja w aparacie władzy, w strukturach siłowych Białorusi.
REKLAMA
Obecnie, tak jak kiedyś w Polsce było za PRL - Łukaszenka nie może zdobyć poparcia robotników, choć liczył na to, odwiedzając zakłady. Skąd to się wzięło? Zobaczmy, że robotnicy ciut później zaczęli masowo mówić głośno o tym, że wybory sfałszowano. Być może tak wypadło, być może miara się przebrała, kiedy można było zobaczyć, jak struktury siłowe Aleksandra Łukaszenki pobiły ich córki i synów, którzy wyszli na protest.
Robotnicy jasno widzą, kto mógł wydać taki rozkaz. Wiedzą, że tylko Łukaszenka. Dlatego gniew, nienawiść za to kierowana jest do niego osobiście.
Białoruś już nigdy nie będzie taka jak wcześniej – cokolwiek będzie.
Czy można powiedzieć jednak, że Białorusini otworzyli swoje drzwi do wolności? Widzieliśmy przecież tak liczne protesty, jak nigdy wcześniej, mamy początek strajków.
Nic pewnego tutaj nie można powiedzieć. Zaczęły się strajki. Jednak nie ma struktur organizacyjnych – to cecha szczególna białoruskiej rewolucji, pojawiają się jedynie w niektórych zakładach. Generalnie rzecz biorąc, brak liderów, brak struktur kierowniczych, komitetów strajkowych. Widzimy samoorganizację, solidarność, silna wewnętrzna motywacja. To ruch bardzo silny i bardzo nieoczekiwany. Czy on może doprowadzić do przełomu?
REKLAMA
Warto zwrócić uwagę, że Łukaszenka składał obietnice zmiany konstytucji etc. – to wszystko jednak gra na czas. Czeka aż zapał i determinacja protestujących wygasną, protestujący się zmęczą - kiedy nie będzie wyników.
Bardzo niepokojąca jest jednak informacja o tym, że 98 osób po protestach zaginęło.
To prawda, pewnie wszyscy jeszcze mają nadzieję na ich odnalezienie, ale to niezwykle niepokojące.
To jak za reżimu stalinowskiego. Bardzo wielka jest też liczba zatrzymanych – ponad 7 tysięcy. Łukaszenka próbuje przekonywać, że napadali oni na OMON-owców, a ci musieli się bronić. A przecież te wszystkie pobicia miały miejsce już za murami więzienia.
Albo na posterunku. To rzeczywiście szokujące.
Temat zagubionych i tych brutalnych pobić będzie wzburzał opinię publiczną. Ten temat będzie wracał.
REKLAMA
Z pewnością tak.
Inną specyfiką tegorocznej rewolucji jest to, że protestuje nie tylko Mińsk. Podniosła się także prowincja.
Co jest też specyficzne, na mityngach nie ma antyrosyjskich haseł. Są nastroje antykremlowskie, ale nie antyrosyjskie, ale nie tak jak na Ukrainie. Łukaszenka zaś w ostatnim czasie wypowiadał się w sposób antyzachodni. Zaś na jednym z mityngów robotników słychać było hasło: „ani NATO, ani Rosja”.
Po co Aleksander Łukaszenka przerzucił brygadę desantową z Witebska do Grodna?
Stara się sztucznie generować naprężenie, napięcie. Może i chce sprowokować armię Władimira Putina, chce wciągnąć Rosję w swoją grę. Jednak zgadzam się z tym, że Putinowi potrzebny jest słaby Aleksander Łukaszenka. Obecnie jednak, w mojej ocenie, nastroje Białorusinów są krytyczne względem Putina i Kremla, ale nie Rosjan i Rosji.
A jeśli chodzi o relacje z sąsiadami, popsuły się m.in. stosunki z Ukrainą – ambasadora z Ukrainy wezwano na konsultacje. Z pozostałymi państwami teraz mamy „sankcyjne sąsiedztwo”, do tego doprowadził kraj Aleksander Łukaszenka.
REKLAMA
***
Rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl
REKLAMA