Black Lives Matters, Antifa i zamieszki. Problemy USA z wyborami w tle
25 maja 2020 roku oczy całego świata zwróciły się w kierunku USA. Nie było to spowodowane lawinowo rosnącą liczbą przypadków koronawirusa, ale śmiercią czarnoskórego mężczyzny. Śmiercią, której konsekwencje - jak się później okazało - szybko przekroczyły granice USA.
2020-10-15, 15:24
Choć nie od dziś wiadomo, że Stany Zjednoczone z uwagi na swoją bogatą różnorodność kulturową na co dzień muszą zmagać się także z rasizmem, nietolerancją czy po prostu zwykłymi uprzedzeniami, to co jakiś czas temat rasizmu (zwłaszcza wobec Afroamerykanów) powraca. Ostatnimi czasy widzimy jednak, że te powroty przybierają na sile.
Powiązany Artykuł
Zamieszki w Minneapolis rozszerzają się na kolejne miasta. Aresztowano oskarżonego policjanta
George Floyd - bohater ruchu BLM
Jest 25 maja 2020 roku. Świat obiega nagranie z aresztowania czarnoskórego mężczyzny w Minneapolis. To George Floyd. 46-letni Amerykanin, który po policyjnej interwencji umiera w szpitalu. Osierocił dwie córki.
Z godziny na godzinę nagranie rozprzestrzenia się coraz szybciej, przekraczając kolejne wirtualne granice państw na całym świecie. Oburzenie brutalną interwencją policji rośnie, a ludzie pytają dlaczego. Na kilkuminutowym nagraniu zobaczymy, jak policjant przez dłuższy czas dociska kolanem szyję zatrzymanego. Ten, ewidentnie nie mogąc już złapać oddechu, kilkukrotnie powtarza: "I can't breathe". Floyd umiera w szpitalu.
Do protestów dochodzi natychmiast, a mieszkańcy, głównie Afroamerykanie, wychodzą na ulice Minneapolis. Domagają się jednego: sprawiedliwości. Wkrótce słowa "I can't breathe" stają się hasłem protestów w całym kraju.
REKLAMA
Historia jednak lubi powracać, a jeśli cofniemy się o kilka lat, szybko znajdziemy podobne przypadki - protestów wybuchających po zabójstwie czarnoskórych Amerykanów.
2014 rok - Eric Garner
Bardzo podobna sytuacja, żeby nie powiedzieć, że wręcz identyczna, miała miejsce w 2014 roku. Wtedy to brutalne zatrzymanie Afroamerykanina Erica Garnera, wywołało natychmiastową falę protestów. Tutaj także sytuacja podobna: policjant uciska kolanem szyję zatrzymywanego Erica. Tutaj także hasłem protestów są słowa: "I can't breathe".
REKLAMA
2015 - Freddie Gray
Jedne z najgłośniejszych zamieszek, a przynajmniej najbardziej w USA nagłośnionych medialnie. Czarnoskóry Freddie Gray umiera po interwencji funkcjonariuszy policji w mieście Baltimore. Jego śmierć, a dokładnie przyczyny, jeszcze długo będą zarzewiem rozmów i dyskusji na temat brutalności policji w USA, podczas interwencji w afroamerykańskich dzielnicach. Tak jak w poprzednich przypadkach szybko pojawiają się protesty mieszkańców miasta.
Jednak to, co na początku wydawało się tylko zwykłymi, pokojowymi protestami, bardzo szybko przybiera na sile, zmieniając się w regularne walki uliczne, bijatyki i przejawy wandalizmu. Miasto dosłownie staje w ogniu, a wszystko, co znajdzie się na drodze "protestujących", zostaje obrzucone kamieniami.
Sytuacja ewidentnie wymknęła się spod kontroli jakichkolwiek służb, dlatego władze miasta zarządzają stan wyjątkowy, a Gubernator decyduje się na wysłanie na ulice Gwardii Narodowej.
Minneapolis zlikwiduje… policję
Protestujący po zabójstwie Georga Floyda szybko przechodzą do swoich postulatów. Ich pomysłem na walkę z przemocą ze strony policji jest... jej likwidacja. Likwidacja jednej ze służb, która porządku ma właśnie pilnować.
REKLAMA
Ku zadowoleniu uczestników protestów, zaledwie dwa tygodnie po śmierci Floyda rada miasta Minneapolis (większością głosów 9 do 12) przegłosowuje ten pomysł.
Powiązany Artykuł
Zniszczone sklepy i bijatyki z policją. Protesty w Nowym Jorku na ogromną skalę
Choć sam pomysł szokuje wielu, to nie była to jedyna zaskakująca sytuacja w tym momencie. Do tłumu protestujących mieszkańców Minneapolis wychodzi ich burmistrz Jacob Frey. Nigdy nie ukrywał swoich lewicowych poglądów, a od samego początku protestów głośno i publicznie krytykuje swoich podwładnych za nadmierną brutalność podczas interwencji. Jednak tym razem sprzeciwia się protestującym. Podnosi hasło, że likwidacja policji w jego opinii niczego nie zmieni, a tylko zaszkodzi, dlatego jest takiej decyzji przeciwny. Szokuje reakcja tłumu. Agresywna, natychmiastowa, jakby rozwścieczona. Urzędnik nie zgodził się (publicznie) z protestującymi.
Burmistrz szybko został odprawiony z miejsca, a protestujący pożegnali go słowami: "go home", "get out" czy "shame".
Międzynarodowy "problem"
REKLAMA
"Black Lives Matter" (w skrócie BLM). Ruch wywodzący się ze środowiska afroamerykańskiego, który w swych postulatach walczy o prawa człowieka i poszanowanie jego życia, skupiając się głównie na społeczności afroamerykańskiej. Na fali protestów po śmierci Georga Floyda szybko zyskał na popularności, stając się wręcz wydarzeniem roku. BLM opanowało media społecznościowe. Gwiazdy, celebryci, dziennikarze, sportowcy i zwykli ludzie z całego świata manifestowali swoje poparcie dla protestujących w USA. Nie ominęły one także naszego kraju, choć odbyły się w zdecydowanie mniejszej skali niż w innych krajach Europy, np. Szwecji.
Bardzo szybko okazało się jednak, że pokojowe do tej pory protesty stały się podłożem do wydarzeń, które z obroną praw człowieka miały niewiele wspólnego. Obserwatorzy protestów coraz częściej zaczęli raportować o kolejnych aktach przemocy, wandalizmu i zachowań całkowicie odbiegających od ogólnie przyjętych norm społecznych. Nowi "protestujący" utożsamiani są z Antifą.
Antifa i BLM - "mieszanka wybuchowa"
Po opublikowaniu w mediach społecznościowych nagrań nie ma już wątpliwości, że w protesty włączył się ktoś, kogo może sami protestujący sobie nie życzyli. Pokojowe manifestacje przeradzają się w akt wandalizmu i niczym nieuzasadnionej przemocy. Podpalenia samochodów, sklepów, rabunki i wandalizm. Telewizja jakby uciekała od tematu, ale internet nie pozostaje dłużny.
REKLAMA
Protesty, które - z początku pokojowe - miały być manifestacją poszanowania życia, głównie "czarnego życia" - "Black Lives Matter", szybko przeradzają się w skrajność, a każda opozycja czy brak zgody, zostaje brutalnie tłumiona. Opozycyjne hasło "White Lives Matter" lub "All Lives Matter" nie ma praktycznie racji bytu. Protestujący, nierzadko w brutalny sposób, próbują przekonać innych do swojego zdania. Każdy opór spotyka się z agresją.
Manifestacje i protesty stają się zarzewiem walk i wandalizmu, wychodząc poza granice USA.
Powiązany Artykuł
W USA zdewastowano pomnik Kościuszki – bohatera walk o prawa Afroamerykanów
W USA dochodzi do masowego niszczenia pomników, w tym np. Tadeusza Kościuszki. Choć sami zainteresowani, jakby nie mieli pojęcia, kim Polak w rzeczywistości był.
REKLAMA
Palone są sklepy, niszczone samochody. Grabieże i wandalizm spotykają każdego, kto choćby przypadkowo znajdzie się na drodze protestujących. Coraz więcej osób przekonuje się, że Antifa na protestach BLM jest problemem i rzeczywistością. Skrajnie lewicowa organizacja (czy wręcz bojówka) jaką niewątpliwie jest Antifa, przejmuje protesty BLM, manifestując swoje poglądy. Pokojowe marsze zamieniają się w skrajnie lewicową formę przekazu, która przybiera wymiar siłowy. Nie zgadzasz się ze mną - jesteś przeciwko mnie.
Polityczna przepychanka
W USA trwa właśnie najgorętszy okres 2020 roku. Oprócz wciąż rosnącej liczby nowych przypadków koronawirusa, protesty po śmierci Georga Floyda nie ustają, stając się coraz brutalniejszymi pokazami siły Antify. Na dodatek to właśnie teraz rozpoczyna się kampania wyborcza. To właśnie teraz obaj kandydaci mają przedstawić program i pomysł na kierowanie krajem.
Powiązany Artykuł
"To był krajowy terroryzm". Trump odwiedził Kenoshę po zamieszkach
Zamieszki w Kenoshy:
Reakcja urzędującego prezydenta Donalda Trumpa zdaje się być do przewidzenia. Na sytuację panującą w Kenoshy (w stanie Wisconsin) reaguje stanowczo - zapowiada, że jeśli sytuacja w mieście nie ustabilizuje się i nie wróci do normy, wyśle tam Gwardię Narodową, aby przywrócić "prawo i porządek".
REKLAMA
Podkreślając przy tym, że jeśli Gubernatorzy odmówią bądź nie poradzą sobie z "problemem" sami, "zrobi to za nich".
Co więcej, Trump zapowiedział, że jeśli wygra wybory, uzna zarówno Ku Klux Klan, jak i Antifę za organizacje terrorystyczne. Jego sztab nazwał je "radykalnymi i nieamerykańskimi". Co do Antify prezydent już wcześniej zapowiadał podjęcie takiego kroku. We wpisach na Twitterze sugerował, że "radykalnie lewicowi anarchiści" pod przewodnictwem Antify odpowiadają za przemoc w wielu amerykańskich miastach, gdzie odbywały się demonstracje po śmierci Floyda.
REKLAMA
Czy do takiej decyzji dojdzie? Pokażą to zbliżające się wybory prezydenckie, w których Trump ubiega się o reelekcję.
Biden jakby problemu nie widział
Zdecydowanie przeciwna reakcja płynęła ze strony kandydata Demokratów w wyborach prezydenckich - Joe Bidena. Od początku protestów zdawał się przemawiać tylko w jednym tonie: protesty są winą Trumpa. Choć otwarcie podkreślał, że wandalizm, walki z policją czy przemoc "nie są formą normalnych protestów", to zdawał się też nie widzieć udziału Antify czy skrajnie lewicowych działaczy BLM w "pokojowych" manifestacjach. Choć zniszczenia w miastach takich jak Kenosha były ewidentne.
Joe Biden obrał retorykę obarczania Trumpa winą za agresywne protesty. Twierdził, że Trump praktycznie podsyca je i nigdy realnie nie wezwał swoich zwolenników do tego, "by przestali zachowywać się jak uzbrojona milicja". Sam Biden osobiście wielokrotnie podkreślał swoje wsparcie dla ruchu BLM i tak jak reszta demokratów otwarcie i publicznie nie potępił skrajnie lewicowej Antify.
Powiązany Artykuł
Przewaga Bidena nad Trumpem w stanie Michigan. Są wyniki nowego sondażu
Co więcej, retoryka, którą obrał Biden, zdawała się usprawiedliwiać działania protestujących. Wielokrotnie powtarzał on, że ludzie wyszli na ulice, gdyż są wściekli, żądają sprawiedliwości i domagają się szanowania ich praw. Kandydat demokratów nie wspomniał jednak, że ich domaganie się sprawiedliwości, żądania i działania wpływają na ludzi, którzy ze sprawą nie chcą mieć nic wspólnego lub swoje poglądy wyrażają w spokojniejszy sposób. A obrazki ze słownych napadów Antify i protestujących (BLM) na zwykłych ludzi siedzących w restauracji jakby dla Bidena nie istniały.
REKLAMA
Czy coś się zmieni?
Protesty w Stanach Zjednoczonych po raz kolejny pokazały, jak wielowątkowy jest problem rasizmu w USA. Dlaczego protesty po śmierci Georga Floyda tak szybko opanowały internet, stając się międzynarodową sprawą? Ich siłą zdecydowanie były media społecznościowe i... fake newsy, które w dobie pandemii koronawirusa mają jeszcze większy zasięg "rażenia". Nie sposób zliczyć, ile tzw. fałszywych newsów zostało stworzonych w czasie protestów BLM, a ile dopiero powstanie.
Amerykanie mogą dzisiaj zadawać sobie pytanie, czy protesty z lata coś w kraju zmienią. Czy wpłyną one znacząco na postrzeganie rasizmu, całkowicie go eliminując. W idealnym świecie zapewne mogłoby do tego dojść. Jednak jak pokazuje historia, protesty te nie były pierwszymi i zapewne nie ostatnimi. Jak na razie podejmowane działania (takie jak likwidacja policji w Minneapolis) są nacechowane emocjami, przypływem złości, których skutki długofalowe mogą być bardzo negatywne.
Czy Donald Trump lub Joe Biden uporają się z problemem rasizmu w Stanach Zjednoczonych? Czas pokaże. Teraz wyzwaniem są mające się odbyć 3 listopada wybory i dokończenie kampanii szarganej pandemią, protestami, aferami i fake newsami.
REKLAMA
Zebrała i opracowała: Ada Skowron
twitter.com/FoxNews/YouTube/tvp.info/CNN/SkyNews
REKLAMA