Polak podbija świat golfa. Adrian Meronk - indywidualista, którego porównują do Tigera Woodsa
Adrian Meronk to pierwszy polski zawodowy golfista. 27-latek z sukcesami rywalizuje w prestiżowym cyklu PGA European Tour, ale stawia sobie jeszcze ambitniejsze cele. - Chcę grać w turniejach wielkoszlemowych. Jeszcze kilka dobrych startów i takie zaproszenie przyjdzie - powiedział w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl.
2020-12-24, 13:00
Golf nigdy nie zaliczał się do najważniejszych dyscyplin sportu w Polsce. Inaczej jest np. w Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii. Choć dotąd nasz kraj nikomu nie kojarzył się z tym sportem, od niedawna Polska może pochwalić się utalentowanym zawodnikiem, który coraz lepiej radzi sobie w zawodowych turniejach najwyższej rangi.
Powiązany Artykuł
PGA European Tour: historyczny sukces polskiego golfisty. Adrian Meronk drugi w RPA
Adrian Meronk urodził się w Hamburgu, a wychowywał w Pniewach. W tamtejszej szkole podstawowej uprawiał skok wzwyż i bieganie, grał też w piłkę nożną w Sokole Pniewy, a w ramach szkolnej reprezentacji koszykarskiej i siatkarskiej rywalizował na poziomie wojewódzkim. Wybrał jednak golfa. Dlaczego? Między innymi o tym opowiedział naszemu portalowi w długiej rozmowie.
27-latek największy sukces w dotychczasowej karierze odniósł w listopadzie, zajmując dzielone drugie miejsce w turnieju Alfred Dunhill Championship, który odbył się w Republice Południowej Afryki.
Polak, który ma za sobą studia w USA, nie chce się na tym zatrzymywać i już stawia sobie cele na 2021 rok. Liczy między innymi na dobry występ podczas igrzysk olimpijskich.
REKLAMA
PolskieRadio24.pl: - Golf nie należy do najpopularniejszych sportów w naszym kraju. Jak Adrian został golfistą?
Adrian Meronk: - Wszystko zaczęło się od mojego taty, który jako pierwszy w rodzinie zaczął grać, zresztą jeszcze podczas pobytu w Niemczech.
- Urodziłeś się w Hamburgu.
- Tak, ale gdy miałem dwa lata, rodzice wrócili do Polski. Po powrocie, tata nadal grywał w golfa, więc i ja spróbowałem, mając może cztery lata… Zresztą od dziecka miałem do czynienia z tym sportem. Wakacje kojarzą mi się z grą w golfa.
- Golf był jedynym sportem, którego próbowałeś?
- Od urodzenia uwielbiałem sport. Uprawiałem różne dyscypliny: piłkę nożną, koszykówkę, siatkówkę… W golfa zaczął grać tata i nieuniknione było, żebym też spróbował. W wieku 13 lat dostałem pierwsze powołanie na obóz kadry narodowej w golfa. Pojechałem tam i mi się spodobało. Przypadł mi do gustu trening, ale też to, że w tej grze kontroluję wszystko sam i nie muszę liczyć na kolegów z zespołu. Wtedy postanowiłem się skupić na golfie.
REKLAMA
- Dlaczego golf, a nie piłka nożna czy siatkówka?
- Bardzo lubię te sporty, podobnie jak koszykówkę, w którą też grałem. Ale to są gry zespołowe i czasem pojawiały się nieporozumienia z innymi, bo ktoś mi nie podał albo nie wystawił… Nieraz mnie to irytowało. Jak wspominałem, w golfie to ja jestem odpowiedzialny za swój wynik. Sukces czy porażka – wszystko zależy ode mnie i mojego przygotowania.
- Urodzony indywidualista?
- Tak! Dlatego ten golf tak bardzo mi się spodobał. Na tamtym zgrupowaniu kadry spodobała mi się też rywalizacja między zawodnikami. Lubię porównywać swoje wyniki z innymi. To mnie napędza do lepszej gry.
- Jako dziecko mieszkałeś w wielkopolskich Pniewach. Miałeś blisko pole golfowe czy trzeba było jechać przez pół Polski?
- Kiedy dorastałem, w okolicy nie mieliśmy żadnego pola. Zresztą, moja mama też z czasem zaczęła grać, więc co tydzień mieliśmy rodzinne wyjazdy. Dwie i pół godziny jazdy do Binowa pod Szczecinem, żeby tylko pograć w weekend w jakimś turnieju albo po prostu potrenować.
- Grałeś raz na tydzień?
- Na szczęście mieliśmy dość duży ogród, w którym mogłem trenować i uderzać piłki na odległość 50-60 metrów.
REKLAMA
- Sąsiedzi musieli być przeszczęśliwi.
- Czasami piłeczka wypadała przez płot, fakt. Ale z biegiem czasu się do tego przyzwyczaili i sami odrzucali nam piłki (śmiech).
- Dzisiaj pól golfowych w Polsce jest więcej niż w czasach, gdy zaczynałeś?
- Na pewno jest więcej pól, więcej golfistów i większa jest świadomość ludzi o golfie. Jeśli jednak porównamy się z innymi krajami Europy, to wciąż jesteśmy w tyle.
- A do kogo moglibyśmy się porównać?
- Choćby do Czech. Mimo, że to kraj mniejszy od Polski, mają więcej pól i zawodników, dużo większe tradycje gry w golfa. Mamy więc trochę do nadrobienia w popularyzacji tej dyscypliny.
REKLAMA
- Twoje wyniki mogą w tym pomóc. Spotykasz się w ogóle z takimi sytuacjami, że jakiś młody zawodnik podchodzi do Ciebie na zawodach, albo wysyła wiadomość na Facebooku, w której pisze, że chce iść Twoją drogą?
- Szczerze mówiąc, odkąd jestem zawodowcem i odkąd pojawiły się sukcesy, odzywa się do mnie dużo więcej młodzieży grającej w golfa. Po sukcesie w RPA dostawałem wiadomości od golfistów, że ich zainspirowałem. To mnie bardzo cieszy. Wypromowanie golfa w Polsce jest zresztą jednym z moich celów.
- Jak to właściwie się stało, że z pola pod Szczecinem, gdzie grałeś z rodziną, trafiłeś do tak prestiżowej organizacji, jak PGA European Tour?
- To była długa droga. Poznałem na niej wielu dobrych ludzi, którzy mi pomogli. Będąc w liceum spotkałem brytyjskiego trenera Matthew Tippera, z którym współpracuję do dzisiaj. Wtedy mieszkałem już pod Wrocławiem. On uświadomił mi, że mam potencjał, aby wyjechać do USA i dostać tam stypendium uczelniane. Tak się też stało.
- Szkołę średnią skończyłeś jednak w Polsce.
- Po maturze wyjechałem do Stanów. Dostałem stypendium dla studentów-sportowców i reprezentowałem college w Tennessee w lidze NCAA – największej akademickiej organizacji sportowej na świecie. To wtedy zdecydowałem, że chcę zostać zawodowcem. Podczas studiów ciężko trenowałem pod okiem Matthew. Po zajęciach na uczelni spędzałem na polu golfowym po cztery godziny dziennie.
REKLAMA
- Jak długo grałeś na uczelni?
- Spędziłem tam cztery lata. To był dla mnie przełom. Po dwóch latach rywalizacji i treningów w szkole, uświadomiłem sobie, że chcę z tego żyć. Chcę zostać zawodowcem. To było doskonałe przetarcie przed rozpoczęciem profesjonalnej kariery.
- Często startowałeś w zawodach uczelnianych?
- Średnio co dwa tygodnie. Wierz mi, że te zawody stały na naprawdę wysokim poziomie. Spotykałem tam golfistów, którzy dzisiaj rywalizują w PGA Tour czy w PGA European Tour, gdzie i ja startuję. NCAA to świetne przygotowanie dla młodych golfistów. Bardzo wielu utalentowanych zawodników próbuje swoich sił właśnie na uczelni, zanim przejdą na zawodowstwo. Kojarzysz Jona Rahma? Hiszpan, który aktualnie jest drugim zawodnikiem świata, a przed niedawnym wielkoszlemowym Mastersem jedno z jego uderzeń podbiło Internet. Rywalizowałem z nim na uczelni. To też mnie motywuje. Tak długo z nim rywalizowałem. Skoro on może grać na takim poziomie, to dlaczego nie ja?
- Rahm od pewnego czasu gra już w turniejach wielkoszlemowych. Co musi się stać, żebyśmy w którymś z czterech głównych turniejów* zobaczyli Adriana Meronka?
- Potrzeba kilku dobrych startów w moim tourze. Europejska seria jest właściwie tak samo prestiżowa jak amerykańskie PGA Tour. I tu, i tu za sukcesy otrzymujesz dużo rankingowych punktów. Żeby dostać zaproszenie np. na Mastersa, muszę mieć sporo punktów i być wysoko w rankingu. Jeszcze kilka startów na poziomie najlepszej dziesiątki i takie zaproszenie się pojawi.
REKLAMA
- Kilka tegorocznych wyników na pewno może Ci w tym pomóc. Spodziewałeś się tak dobrych miejsc w turniejach?
- Trzy razy kończyłem w najlepszej dziesiątce, z czego największy sukces to drugie miejsce w listopadowym Alfred Dunhill Championship w RPA. Czy się tego spodziewałem? Na pewno wiedziałem, że moja gra jest na tyle dobra, że mogę walczyć o zwycięstwo w każdym turnieju. To, co osiągnąłem ostatnio, traktuję jako sukces, ale też dobry prognostyk na przyszłość.
- Amerykański cykl jest jednak bardziej prestiżowy w oczach przeciętnego fana sportu, który nie zna się specjalnie na golfie. Kojarzymy takie nazwiska jak Tiger Woods czy Phil Mickelson. Skąd w ogóle taki podział: USA ma jeden tour, Europa drugi, Azja jeszcze inny?
- Golfistów na świecie jest bardzo dużo, więc ciężko byłoby wkomponować wszystkich w jedną ligę. Stąd też PGA prowadzi kilka równoległych cykli, z których najsilniejsze sportowo i finansowo są dwa: amerykański i europejski. Oczywiście zawody PGA European Tour odbywają się na całym świecie. Niech przykładem będzie choćby Alfred Dunhill Championship. Skąd ta większa rozpoznawalność amerykańskiego touru? Zainteresowanie golfem w USA jest nieco wyższe niż w Europie. Pieniądze też można zarobić większe. Dlatego celem każdego gracza są występy w Stanach Zjednoczonych, ale europejska liga też jest na bardzo wysokim poziomie. Wielu Amerykanów przyjeżdża tu rywalizować.
- Jak to porównujesz? Zawodnicy z tych lig mogą spotkać się tylko na Wielkich Szlemach?
- Nie. Co dwa lata rozgrywany jest prestiżowy mecz między Europą a USA – słynny Ryder Cup. Mecze są wyrównane i nieraz wygrywa Europa, a ci zawodnicy przecież często występują w naszym tourze. To pokazuje, że wcale nie jesteśmy w tyle.
REKLAMA
- To prawda, że obecnie w USA od rozgrywek PGA Tour bardziej popularne są jedynie NFL, MLB, NBA, NHL i ewentualnie piłka nożna, czyli „soccer”?
- Wydaje mi się, że tak. Golf jest tam bardzo popularny. Jest nawet specjalna telewizja poświęcona golfowi, która jest bardzo profesjonalna. Setki sklepów golfowych, tysiące pól dostępnych dla wszystkich. Ludzie o tym sporcie rozmawiają, komentują wyniki zawodów…
- Nawet Prezydent gra w golfa.
- Tam większość ludzi gra w golfa. (śmiech).
- Co może pomóc w rozpropagowaniu golfa u nas? Twój sukces w RPA nie przeszedł bez echa, ale przecież zbliżamy się do igrzysk olimpijskich, które śledzi zwykle cała Polska. Golf też znalazł się w ich programie. Jest szansa, że wystąpisz w Tokio?
- To jeden z moich celów. Na razie jestem na dobrej drodze. Chciałbym, żeby ludzie przypomnieli sobie, że to sport olimpijski i że mamy w nim reprezentanta. Wierzę w to, że pokazując się z dobrej strony na świecie, reprezentując Polskę, zachęcę wielu młodych i nie tylko młodych Polaków do uprawiania golfa. Jeśli dostanę się na igrzyska olimpijskie, ludzie zobaczą, że taki sport jest na igrzyskach i mamy w nim swojego reprezentanta. To może zmienić postrzeganie golfa.
- Jak się dostać na igrzyska?
- Z rankingu… Do Tokio pojedzie 60 zawodników. Ranking olimpijski różni się nieco od tego światowego, bo każdy kraj ma limit zawodników, którzy mogą wziąć udział w zawodach. Na igrzyskach nie może startować na przykład czterdziestu Amerykanów. W tej chwili jestem 54. w olimpijskim rankingu i liczę, że jeszcze poprawię tę pozycję. Olimpijska nominacja jest blisko.
REKLAMA
- Niektórzy nazywają Cię „polskim Tigerem Woodsem”. Jak do tego podchodzisz?
- To na pewno miłe. Wciąż wiele mi brakuje do Tigera… Nie miałem jeszcze przyjemności poznać go osobiście, ale od dziecka śledziłem jego karierę. Miał lepsze i gorsze momenty, ale moim zdaniem jest zawodnikiem numer jeden w historii tego sportu. Zmienił postrzeganie golfa. Cieszę się, że ktoś mnie do niego porównuje.
- Jak wyglądają prywatne relacje między golfistami wewnątrz touru? Jesteście bardziej jak skoczkowie narciarscy, którzy zwykle sobie dobrze życzą i gratulują sukcesów, czy bokserzy, gdzie przyjaźni między rywalami raczej nie ma?
- Atmosfera jest bardzo fajna. Mam wrażenie, że każdy tu życzy innym jak najlepiej. Zdajemy sobie sprawę, jak trudnym sportem jest golf. Rywalizujemy między sobą, ale tak naprawdę wychodzimy, aby pokonać pole i wszystkie dołki. W RPA, kiedy prowadziłem w turnieju, inni zawodnicy, nawet ci, których wcześniej nie znałem, podchodzili do mnie, gratulowali dobrej gry, życzyli powodzenia. Nie patrzyli na mnie tylko jak na rywala.
- Drugie miejsce w RPA sprawiło, że na polskiej ulicy stałeś się rozpoznawalny?
- Na ulicy jeszcze nie, ale kiedy pojawiam się na jakimś obiekcie golfowym, muszę liczyć się z tym, że zostanę rozpoznany. Z drugiej strony, to środowisko w naszym kraju jest wciąż dość małe.
REKLAMA
- A jakie są perspektywy dla polskiego golfa? Zawodników będzie przybywało? Nowe pola będą powstawać?
- Z roku na rok jest lepiej. Coraz więcej golfistów i pól… Nawet pod Poznaniem powstaje teraz nowe pole. Gdybym urodził się trochę później, nie musiałbym jeździć do aż Binowa. (śmiech). Zauważyłem też, że podczas pandemii trochę osób szukało sportu, który bezpiecznie można uprawiać na powietrzu. Golf nadaje się tu doskonale. Nieskromnie powiem, że wzrost zainteresowania golfem w Polsce będzie też zależał od tego, czy będę notował kolejne sukcesy.
- Wciąż dominuje stereotyp golfa jako sportu dla bogaczy… Ludzie myślą, że do rozpoczęcia gry, potrzeba dużych środków finansowych.
- W golfa może grać każdy. Tak naprawdę nie ma ograniczeń. Spójrzmy na Amerykanów. Tam golf jest bardzo popularny, grają całe rodziny, dzieci, starsi, bardzo dużo kobiet… Nawet w zawodowych tourach widzimy graczy, którzy mają 18 lat i tych, którzy mają 50-60 i też grają na wysokim poziomie. Golf jest jedynym sportem, który możesz uprawiać zawodowo przez kilkadziesiąt lat, dopóki jesteś zdrowy i nie masz kontuzji.
REKLAMA
- Amatorom tak łatwo zacząć przygodę z golfem?
- W teorii rekreacyjna gra też jest dostępna dla wszystkich. To jednak wiąże się z tym, ile mamy pól golfowych. Niestety, w Polsce wciąż nie ma ich za dużo. Nasz sport nie jest więc tak dostępny jak choćby w Niemczech czy w Czechach. Większość pól jest prywatna. Jeśli jednak porównamy golf choćby do nart, to koszty są niższe. Utożsamianie golfa ze sportem tylko dla bogaczy jest stereotypem. Zachęcam wszystkich do gry. Przy każdym większym mieście w Polsce znajdziemy jakieś pole, gdzie można spróbować swoich sił i samemu przekonać się, że golf jest dla każdego.
Jak wygląda trening golfisty?
- Jest bardzo złożony. Codziennie trenujemy nawet po osiem godzin. Pole golfowe jest dla mnie jak biuro. Trening to nie tylko technika, ale też zajęcia fizyczne, przygotowanie motoryczne, współpraca z psychologiem… Jak to wygląda w praktyce? Nawet cztery godziny dziennie pracy na polu, potem dwie-trzy godziny szlifowania techniki, siłownia… Tak wygląda dzień profesjonalnego golfisty. Trochę monotonnie, ale ja to lubię (śmiech).
- 2020 rok zbliża się do końca. Z wiadomych względów nie będziemy go wspominać zbyt dobrze, ale sportowo był dla Ciebie najlepszy w karierze.
- Ten rok na pewno był dla mnie dobrym doświadczeniem. W ciężkich czasach pandemii mieliśmy cztery miesiące przerwy. Wtedy zrobiłem naprawdę dobrą robotę, jeśli chodzi o trening, choć długo nie wiedzieliśmy, czy w ogóle wrócimy w tym roku do rywalizacji. Po wznowieniu touru, rywalizacja była intensywna, ale udało mi się rozegrać kilka bardzo dobrych turniejów.
- Teraz odpoczywasz i ładujesz baterie.
- Jestem po sezonie, więc czas na odpoczynek. Ostatnie turnieje miałem na początku grudnia. Czekam na święta, ale mam też czas na wyciągnięcie wniosków oraz pracę mentalną i fizyczną przed nowym sezonem, który ruszy w styczniu. Na początku roku planuję wznowić treningi, ale teraz skupiam się na ładowaniu akumulatorów i regeneracji.
REKLAMA
- Stawiasz sobie jakieś cele na nadchodzący sezon?
- Mam trzy duże cele, które chciałbym zrealizować. Przede wszystkim finał European Tour. Na koniec roku w turnieju w Dubaju walczy 60 najlepszych zawodników sezonu. W tym roku trochę mi zabrakło (Adrian był 84. – przyp. red.), w kolejnym chcę tam być. Drugi cel to igrzyska. W Tokio chcę się zaprezentować dobrze, godnie reprezentować Polskę i… walczyć o medale. W końcu będzie tam sześćdziesięciu golfistów, z których każdy ma szansę wygrać. Trzeci cel to oczywiście debiut w turnieju wielkoszlemowym.
- I tego Ci życzę. Dzięki za rozmowę i przedstawienie naszym Czytelnikom tajników golfa.
- Dzięki. Wierzę, że o golfie będzie coraz głośniej!
Rozmawiał: Paweł Majewski, PolskieRadio24.pl
*W golfie zdobycie Wielkiego Szlema oznacza wygranie czterech prestiżowych turniejów. Są to rozgrywany w kwietniu Masters, w czerwcu US Open, w lipcu The Open Championship (także pod nazwą British Open) oraz sierpniowy PGA Championship.
REKLAMA
REKLAMA