"Proces pokazowy". Wiceszef Biełsatu: sankcje UE powinny być masowo nakładane na winnych represji, to nic nie kosztuje
- Na Białorusi mamy ponad 250 więźniów politycznych, 1800 spraw karnych po protestach, 33 tysiące osób zatrzymano. A na liście unijnych sankcji jest 88 białoruskich urzędników. To śmieszne. Trzeba w taki sposób wprowadzać sankcje, by sędzia, która staje się instrumentem systemu represji, jak np. w przypadku dziennikarek Biełsatu, miała świadomość tego, że następnego dnia po wyroku zostanie wpisana na listę sankcyjną i cały świat zachodni będzie dla niej zamknięty – mówi portalowi PolskieRadio24.pl wicedyrektor Biełsatu Alaksiej Dzikawicki.
2021-02-18, 21:30
Powiązany Artykuł
Ekspert OSW: Kreml szantażuje Europę, nie wierzy w sankcje UE i może wznowić działania zbrojne przeciw Ukrainie
Wicedyrektor Biełsatu Alaksiej Dzikawicki powiedział portalowi PolskieRadio24.pl, że wyrok dwóch lat łagrów dla dziennikarek tej stacji w intencji władz ma zastraszyć Białorusinów i media niezależne, w związku z tym, że władze obawiają się kolejnej fali protestów wiosną.
Dziennikarz podkreśla, że władze starają się zniszczyć kanały wsparcia i przekazywania informacji na Białorusi i wsparcie dla nich jest teraz niezwykle potrzebne.
***
REKLAMA
Więcej w rozmowie.
***
PolskieRadio24.pl: To sprawa bardzo szczególna i szokująca, wiele mówi o tym, co się dzieje obecnie na Białorusi. Dziennikarki Biełsatu, 27-letnia Kaciaryna Andriejeua i 23-letnia Daria Czulcowa zostały skazane na dwa lata więzienia za rzekomą "koordynację protestów". W rzeczywistości relacjonowały protest po śmierci 31-letniego aktywisty Ramana Bandarenki, który zmarł pobity na śmierć przez grupy milicyjnych tajniaków na Placu Przemian. Według nagrań, które wyciekły w tej sprawie, w zabójstwie możliwy jest współudział osób z otoczenia Aleksandra Łukaszenki.
A dziennikarki po prostu pokazywały stream wideo z protestów po śmierci Bandarenki. Dzięki ich relacjom wiemy, że tłumy zgromadzone na Placu Przemian zostały rozpędzone przez dużą liczbę funkcjonariuszy, którzy potem rozebrali także spontanicznie utworzone miejsce pamięci Ramana Bandarenki: zebrane w jednym miejscu kwiaty, znicze, portrety działacza.
Gdyby nie te dziennikarki, gdyby nie inni niezależni dziennikarze, Łukaszenka mógłby mówić, że nic na Białorusi się tak naprawdę nie dzieje, że wszystkie oskarżenia są fałszywe… Ten wyrok to wyraz strachu reżimu przed tym, że świat pozna o nim całą prawdę?
Alaksiej Dzikawicki, wicedyrektor telewizji Biełsat: Wyrok ten jest barbarzyństwem. Przez wiele lat nazywano Aleksandra Łukaszenkę ostatnim dyktatorem Europy, dziś można powiedzieć, że to naczelny terrorysta Europy.
REKLAMA
Widzimy, że jak terroryści przetrzymuje zakładników. Dziś tymi zakładniczkami stały się dwie dziennikarki telewizji Biełsat.
Dziewczyny są niewinne: nie trzeba być prawnikiem, żeby to dostrzec. Żadne dowody, które przywołała prokuratura, nie wskazują na winę. Żaden ze świadków nie zeznawał przeciwko dziennikarkom jako organizatorkom wiecu czy protestu.
Te oskarżenia o organizację protestów wobec dziennikarek oczywiście były absurdalne.
Mimo kabaretowego procesu obie dziennikarki skazano. Miało to być przesłanie do dziennikarzy niezależnych mediów, ale też do zwykłych obywateli: "Zobaczcie, nawet gdy nie ma żadnych dowodów, i tak możemy zamknąć w więzieniu każdego, na dowolnie długi czas. I tu proszę bardzo: dwa lata więzienia".
REKLAMA
Władze chcą zastraszyć społeczeństwo przed ewentualnymi protestami na wiosnę.
Ten wyrok jest oczywiście nieuzasadniony. Dziennikarki były na 13. piętrze, przekazywały stream wideo manifestacji z tego miejsca, bo w tym czasie przedstawicielom mediów groziło niebezpieczeństwo, jeśli znajdowali się bezpośrednio na miejscu protestów. Oskarżenie, że przekazując, jak wygląda rzeczywistość "koordynowały protesty" jest wręcz śmieszne.
Niestety organy ścigania, wymiar sprawiedliwości na Białorusi są represyjne, w coraz większym stopniu stają się jednym z instrumentów represji. Jednak w tym przypadku widać, że Łukaszence i władzom już tak bardzo zależało na skazaniu dziennikarzy za wszelką cenę, że nawet nie dbano o pozory, konstruując zupełnie nielogiczne oskarżenia. To także odwet za pokazywanie światu rzeczywistości, za nagłaśnianie sprawy morderstwa Ramana Bandarenki i gniewu Białorusinów, wywołanego tym faktem?
Nie jestem w stanie określić białoruskiego sądownictwa "wymiarem sprawiedliwości". Sytuacja zmierza dużymi krokami w stronę systemu stalinowskiego, gdzie wyroki wydawały tzw. trojki. Na procesach nie dopełnia się formalności, więc po co całe to postępowanie, skoro bez żadnych dowodów można każdego wtrącić do więzienia.
To był oczywiście pokazowy proces. Miał jeden cel: zamknąć w więzieniu, żeby zastraszyć i dziennikarzy, i zwykłych obywateli. Wiadomo przecież, że dziennikarki Biełsatu są niewinne.
REKLAMA
Ostatnio na Białorusi dużo jest podobnych absurdalnych procesów. Rusza sprawa dziennikarki portalu tut.by Kaciaryny Barysewicz, która ujawniła, że pobity na śmierć Raman Bandarenka był trzeźwy. Za poszkodowanego uznano wojskowego, który zastrzelił jednego z uczestników protestu.
Władza chroni swoich pretorian. I prześladowane są oczywiście media – pierwszy był proces Biełsatu, teraz będzie proces dziennikarki tut.by.
W aresztach jest obecnie nie mniej niż 9 dziennikarzy i menadżerów mediów. Po protestach na Białorusi wszczęto już ponad 1800 spraw karnych. Ponad 250 osób uznano za więźniów politycznych.
A procesy nieprzypadkowo mają miejsce od połowy lutego. Władze obawiają się, że wczesną wiosną mogą mieć miejsce kolejne protesty: dlatego reżim stara się prewencyjnie zastraszyć Białorusinów.
REKLAMA
Reżim uderza też w organizacje, które są wsparciem dla społeczeństwa obywatelskiego. W środę miały miejsce przeprowadzone niemal jednocześnie przeszukania u działaczy Białoruskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy, w Centrum Obrony Praw Człowieka "Wiasna".
Reżim prześladuje także organizacje, które organizują zbiórki pomocy dla represjonowanych. Nikt nie oczekiwał takiej fali solidarności. Zebrano ogromne sumy dla tych, którzy stracili zdrowie, pracę, swoje biznesy. Władze próbują zamknąć kanały informacji, wsparcia. Próbują pokazać Białorusinom, że są sami wobec brutalnego reżimu i nie ma przed nim ucieczki. Po to także reżim zamknął granice kraju.
Widzimy skoordynowaną akcję represji wobec niezależnych środowisk. Nawet jeśli brać pod uwagę białoruskie realia, to są one bardzo intensywne i bardzo szeroko zakrojone.
Władze są przyparte do ściany. Reżim zdaje sobie sprawę, że w przypadku zmiany władzy winni brutalnych zbrodni odpowiedzą za swoje czyny.
REKLAMA
Białorusini są wstrząśnięci, wielu nie mieściło się w głowie, że władza może ważyć się na tego rodzaju represje przeciwko obywatelom.
Możemy tylko apelować do społeczności całego demokratycznego świata, by naciskano na reżim w celu uwolnienia więźniów politycznych i zaprzestania brutalności.
Nie wiem, co jeszcze mogłoby się zdarzyć, żeby Unia Europejska wprowadziła poważne sankcje. Obecnie mamy do czynienia z karykaturą tego rodzaju restrykcji.
Mamy ponad 250 więźniów politycznych, 1800 spraw karnych po protestach, 33 tysiące zatrzymanych osób. A na liście unijnych sankcji jest 88 białoruskich urzędników. To śmieszne.
REKLAMA
Trzeba w taki sposób wprowadzać sankcje, by sędzia czy prokurator, która staje się instrumentem narzędzi represji, np. w przypadku dziennikarek Biełsatu, miały świadomość tego, że następnego dnia po wyroku zostanie wpisana na listę sankcyjną i cały świat zachodni będzie dla nich zamknięty.
Personalne sankcje nic nie kosztują Unii Europejskiej. Imiona i nazwiska takich osób są znane, należy tylko przydzielić odpowiednim urzędnikom zadanie wpisywania ich na listę sankcji.
Eksperci zauważają, że sankcje UE w kwestii Białorusi są symboliczne, gdyby zaś na listę sankcji wpisać nazwiska setek, tysięcy osób, które skazują niewinne osoby, torturują, wówczas reżim mógłby się zachwiać w posadach.
Oprócz tego trzeba wspierać media białoruskie, bo Łukaszence, Putinowi, chodzi o to, by prawda o rzeczywistości na Białorusi nie docierała do świata.
Media białoruskie są bardzo potrzebne z wielu względów. Białorusini nie tylko czerpią z nich informacje. Odczuwają dzięki nim solidarność innych i okazują ją poprzez media. Do Biełsatu Białorusini bardzo często wysyłają wideo akcji solidarności, zdjęcia z partyzanckich protestów. Proszą by opublikować te filmy. To sprawia, że czują się lepiej, nie czują się sami i bezsilni.
REKLAMA
Zbliża się spotkanie Aleksandra Łukaszenki i Władimira Putina w Soczi. Zwykle nie mamy informacji o rzeczywistych ustaleniach po rozmowach Putina i Łukaszenki. Niestety jest obawa, że mowa będzie o dalszej integracji. Spotkanie odbędzie się 22 lutego w Soczi – poinformował rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow.
Z pewnością Aleksander Łukaszenka będzie prosił Putina o pieniądze. Gospodarka białoruska jest w opłakanym stanie, a trzeba płacić bardzo wysokie pensje tym, którzy chronią reżim, biją i torturują współobywateli.
Reżim nie ma już na to pieniędzy. Padła już nawet kwota 3 mld dolarów kredytu, jaki Mińsk ma otrzymać od Moskwy. Kreml nigdy nie żałuje pieniędzy na wsparcie bratniego białoruskiego reżimu. Tym razem ta pomoc może być niestety uwarunkowana dalszym zbliżeniem procesów integracyjnych obu państw. Moskwa będzie chciała w zamian za fundusze ratujące reżim jeszcze większej uległości ze strony Aleksandra Łukaszenki.
Dziękuję za rozmowę.
REKLAMA
***
Rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl
REKLAMA