Ekspert: sytuacja na świecie negatywnie wpływa na kurs złotego
Oczekiwane ożywienie gospodarcze w USA, wzrost inflacji i rentowności obligacji rynków rozwiniętych szkodzą złotemu – uważa główny ekonomista Santander Bank Polska Piotr Bielski. Do tego dochodzi niepewność związana z orzeczeniem Sądu Najwyższego w sprawie kredytów walutowych i obawy o interwencje NBP.
2021-03-09, 08:11
Jeżeli spojrzy się w szerszym kontekście, nie tylko na złotego, to widać wyraźnie, że od połowy lutego mamy do czynienia z wyraźnym osłabieniem walut rynków uważanych za rozwijające się.
– To dotyka szerokiej grupy walut, w tym tureckiej liry, randa południowoafrykańskiego, meksykańskiego peso, a nawet rubla, który powinien rosnąć wraz ze wzrostem cen ropy – zwraca uwagę Piotr Bielski.
Według niego, genezą tego trendu jest sytuacja na światowych rynkach finansowych związana z oczekiwaniem tzw. reflacji – powrotu inflacji do wysokich poziomów w ślad za mocnym ożywieniem gospodarczym. Inwestorzy spodziewają się bowiem silnego odbicia w Stanach Zjednoczonych. Z tym wiąże się także trend wzrostu rentowności obligacji na rynkach rozwiniętych – w Stanach Zjednoczonych czy w strefie euro – i umocnienia dolara. Te czynniki nie pomagają walutom rynków rozwijających się.
Powiązany Artykuł
"Nie wierz w szybki, pewny i wysoki zysk bez ryzyka". UOKiK ostrzega przed inwestycyjnymi oszustami
Złoty nie jest walutą pierwszego wyboru
REKLAMA
– Ogólnie mocniejszy dolar, jak i wyższe rentowności amerykańskich obligacji nie sprzyjają rynkom rozwijającym się. Jeśli rentowność obligacji amerykańskich jest prawie tak wysoka, jak rentowności obligacji polskich, to jaki sens dla amerykańskiego inwestora ma kupowanie naszych obligacji? On zarobi tyle samo kupując papiery amerykańskie, a jednocześnie nie bierze na siebie ryzyka kursowego – tłumaczy ekonomista.
Tym samym większa atrakcyjność inwestycji na rynkach rozwiniętych powoduje mniejszą atrakcyjność inwestycji na rynkach o podwyższonym ryzyku. Taka mieszanka trendów dla naszej waluty oraz walut, które są z nią w tym samym koszyku, jest niekorzystna.
W tle są jeszcze przynajmniej dwa powody, dla których złoty – spośród walut rynków rozwijających się – nie jest walutą pierwszego wyboru. Pierwszy to niepewność związana z planowanym w marcu orzeczeniem Sądu Najwyższego dotyczącym kredytów walutowych, a drugi – niepewność dotycząca działań Narodowego Banku Polskiego.
– Co prawda od początku roku nie mieliśmy do czynienia z interwencjami walutowymi, niemniej bank centralny miesiąc w miesiąc podtrzymuje stanowisko, że wkroczy, jeżeli będzie to uzasadnione. To tworzy pewną granicę tego, jak daleko złoty może się umocnić, ale jeśli chodzi o osłabienie, to tej granicy nie ma – mówi Piotr Bielski.
Zaznacza przy tym, że inwestorzy mają świadomość, iż potencjał do umocnienia złotego w krótkim horyzoncie jest ograniczony działalnością NBP.
W drugiej połowie roku złoty będzie się umacniał
REKLAMA
Zdaniem analityka Santander Bank Polska potencjał osłabienia złotego jeszcze nie został wyczerpany.
– Dopóki nic nie zakłóci wiary, że ożywienie w Stanach Zjednoczonych i wyższa inflacja powróci, możemy widzieć osłabienie naszej waluty i innych walut naszego regionu. W ciągu najbliższego tygodnia możemy testować poziom 4,65 zł za euro – uważa ekonomista.
W jego ocenie wahanie w okolicach 4,60 za euro możemy obserwować do połowy tego roku.
– Do połowy roku, w związku z przedłużającymi się lockdownami, pewnie nie zobaczymy też mocniejszych danych z gospodarki. Zakładamy natomiast, że w drugiej połowie roku złoty będzie się umacniał, bowiem gdy globalne ożywienie się zacznie, a poziom szczepień będzie wystarczający, polska gospodarka ma szanse pozytywnie się wyróżnić w tempie odbicia od dna. Nie będzie też powodu, aby NBP nadal stał na straży kursu, więc groźba interwencji zejdzie na dalszy plan – podsumowuje Piotr Bielski.
W jego ocenie to oznacza, że do końca roku złoty może dojść do poziomu 4,3 zł za euro, czyli wartości sprzed pandemii.
PolskieRadio24.pl, PAP, DoS
REKLAMA
REKLAMA