"Aktorem zostałem wskutek prowokacji". Posłuchaj archiwalnych nagrań Krzysztofa Kowalewskiego
Niewiele brakowało, by nie stał się jednym z najpopularniejszych polskich aktorów, odtwórcą słynnych ról w "Nie ma róży bez ognia" i "Brunecie wieczorową porą" oraz tytułowym bohaterem kultowej radiowej audycji "Kocham Pana, Panie Sułku". Na szczęście pewnego dnia ktoś tak zdenerwował młodego Krzysztofa Kowalewskiego, że ten postanowił: "będę aktorem!".
2024-03-20, 05:45
Aktor na przekór wszystkim
Krzysztof Kowalewski grał niemal do samego końca. Gdy w 2012 roku świętował 75 urodziny, miał za sobą ponad 50 lat występów na deskach teatralnych, w filmach kinowych i telewizyjnych, serialach oraz w radiu. Tuż przed tym jubileuszem w Muzycznym Studiu Polskiego Radia im. Agnieszki Osieckiej odbył się benefis Krzysztofa Kowalewskiego, w czasie którego artysta wspominał m.in. moment decyzji o aktorskiej przyszłości.
Na początku artystycznej drogi młodzieniec natrafił na pewne przeszkody. Jego matka, znana przedwojenna aktorka Elżbieta Kowalewska, odradzała mu pójście w jej ślady. – Powiedziała: "ja do tego ręki nie przyłożę". I nie przyłożyła – opowiadał Krzysztof Kowalewski. – A potem, gdy pierwszy raz nie zdałem do szkoły teatralnej, pod kaplicą na Miodowej odradzał mi pan Rakowiecki (świeć, Panie, nad jego duszą). Troszeczkę mnie zdenerwował tym odradzaniem. Postanowiłem: "nie, zdam i będę aktorem". I prawdopodobnie dzięki tej, nazwijmy ją, prowokacji jestem aktorem – słyszymy w nagraniu archiwalnym.
REKLAMA
Posłuchaj
Szlachcic szlocha, cham czaruje
Powiązany Artykuł

"Był też wybitnym aktorem dramatycznym, nie tylko komediowym". Wspomnienie o Krzysztofie Kowalewskim
Krzysztof Kowalewski urodził się 20 marca 1937 roku. Był absolwentem warszawskiej PWST. Zagrał około 100 ról filmowych w polskich filmach i serialach. Na dużym ekranie zadebiutował w 1960 roku niewielką rolą łucznika w "Krzyżakach" w reżyserii Aleksandra Forda. Wtedy nie został nawet wymieniony w napisach końcowych. W innej ekranizacji prozy Sienkiewicza - "Ogniem i mieczem" w reżyserii Jerzego Hoffmana (1999) - zagrał już jako sławny i uznany aktor. Był Zagłobą, który tak sugestywnie rozpaczał po śmierci Podbipięty, że grający zmarłego rycerza Wiktor Zborowski prawie sam zaczął szlochać. - Stwierdziłem wówczas, że, jeśli chodzi o Krzysia, trzeba się mieć na baczności, ponieważ on nawet nieboszczyka jest w stanie doprowadzić do płaczu - mówił Zborowski podczas radiowego benefisu Krzysztofa Kowalewskiego.
Dwa aktorzy pierwszy raz spotkali się w warszawskiej PWST, gdzie Kowalewski był wieloletnim wykładowcą. W czasie gdy studiował tam Wiktor Zborowski, Krzysztof Kowalewski był asystentem Sławomira Lindnera, który uczył szermierki. Nabytą wówczas wiedzę o posługiwaniu się bronią białą z powodzeniem mogli wykorzystać na planie "Ogniem i mieczem".
Powiązany Artykuł

Scorupco w miłosnym trójkącie. 22 lata od premiery "Ogniem i mieczem" Hoffmana
- "Rodzina to szczęście". Przypominamy rozmowę z Krzysztofem Kowalewskim
- Prof. Osterloff: Kowalewski wielokrotnie nas zaskakiwał
Jednak to nie role dramatyczne przyniosły aktorowi największą popularność, a nadzwyczajny talent komediowy. Pokazał go m.in. w filmach: "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz" (1978), "Miś" (1980), "Rodzina Leśniewskich" (1980), "Wyjście awaryjne"(1982), "C.K. Dezerterzy" (1985), "Nowy Jork - czwarta rano"(1988), "Rozmowy kontrolowane"(1991), "Nic śmiesznego"(1995), "Ryś" Stanisława Tyma (2007) i "Sercu na dłoni" (2008, reż. Krzysztof Zanussi).
REKLAMA
Posłuchaj
Powiązany Artykuł

Marta Lipińska i Krzysztof Kowalewski o "Kocham pana, panie Sułku"
Aktor jest również znany słuchaczom radiowym jako Pan Sułek w satyrycznym słuchowisku radiowym autorstwa Jacka Janczarskiego pt. "Kocham Pana, Panie Sułku". "Starszy bęcwał w młodym wieku" (jak określił tę postać sam Kowalewski) pojawił się na antenie radiowej Trójki w 1973 roku. Od początku towarzyszyła mu Pani Eliza (w tej roli Marta Lipińska). Na każde jej "Kocham Pana, Panie Sułku...", Sułek odpowiada nerwowym: "Cicho, wiem!".
Kowalewski, pytany w jednym z wywiadów prasowych na czym, jego zdaniem, polega wielka popularność tej w gruncie rzeczy mało sympatycznej postaci, odparł: "socjologowie określiliby to krótko - czar chama". W opinii Kowalewskiego ludzie pokochali Sułka za jego "prostolinijność, za to, że wali prosto z mostu to, co ma na myśli". "To dziwne, ale mam wrażenie, że wielu pisarzy jest wręcz zafascynowanych tego typu postaciami. Wystarczy wymienić Edka w »Tangu« czy Pełnomocnika w »Ambasadorze« Mrożka" - ocenił aktor.
Posłuchaj
Powiązany Artykuł

Humorysta przed mikrofonem. Jacek Janczarski, pan Sułek i inni
- Ten Sułek był bardzo nam bliski, bo graliśmy go kilkadziesiąt lat - wspominała Marta Lipińska w Polskim Radiu w dniu śmierci Krzysztofa Kowalewskiego. - Nawet czasem żartowaliśmy, że właśnie to po nas zostanie, a nie te wszystkie mądre role w teatrze i filmie - dodała.
REKLAMA
Aktorka zauważyła, że ze wszystkich ról Krzysztofa Kowalewskiego przebijało poczucie humoru. - Ta radość życia, którą się dzielił z nami wszystkimi, to było szalenie ważne w jego pracy. Nie spotkałam nigdy tak lojalnego partnera, pełnego inwencji. Każdy aktor jest skupiony na sobie i przędzie swoją nić, a Krzyś zawsze współpracował ze wszystkimi, nawet z najmniejszymi rolami - podkreślała aktorka.
W innej audycji przypomniano archiwalną rozmowę z Martą Lipińską, która podkreślała zdolność Krzysztofa Kowalewskiego do stwarzania atmosfery porozumienia w czasie pracy artystycznej. – To jest wielkie szczęście, kiedy pracuje się z kolegą, którego tak się lubi i ceni. To nie jest przypadek. Poza tym, kiedy rozmawiamy ze sobą na różne inne tematy, okazuje się, że świetnie rozumiemy się i że mamy bardzo podobne poglądy na wiele spraw oraz podobny gust, co jest bardzo ważne w sztuce (…). Krzyś ma słodki charakter, jest spolegliwy. Z nim ugoda jest bardzo łatwa. Wzajemnie uczy się od siebie, bo on ma bardzo dobre słowo – mówiła o Krzysztofie Kowalewskim w archiwalnej rozmowie Marta Lipińska.
Posłuchaj
Posłuchaj
Posłuchaj
Posłuchaj
Posłuchaj
Posłuchaj
Posłuchaj
Powiązany Artykuł

Krzysztof Kowalewski: premiera komedii czy farsy jest rozpoznaniem w boju
Teatr przed widzem i przed mikrofonem
W teatrze Kowalewski zadebiutował w 1961 roku rolą Willy'ego w przedstawieniu "Robin Hood" (Teatr Klasyczny). Potem grał kolejno w warszawskich teatrach: Klasycznym (1960-1961), Dramatycznym (1961-1962), Polskim (1962-1970), Studenckim Teatrze Satyryków (1970-1973) i w Teatrze Rozmaitości (1974-1977). Od 1977 roku artysta związany był z warszawskim Teatrem Współczesnym. Na deskach tego teatru można było go zobaczyć m.in. w spektaklach: "Namiętna kobieta", "Czarowna noc", "Męczeństwo Piotra Oheya" i "Napis".
Posłuchaj
Tuż po śmierci Krzysztofa Kowalewskiego słuchaliśmy w Polskim Radiu wspomnień aktorów, z którymi grał na deskach Teatru Współczesnego. - Nie przychodzi mi do głowy nikt inny, kto posiadałby taką pogodę ducha jak Krzyś. Naprawdę nie spotkałem drugiego takiego faceta, który miałby tyle dobrej, pozytywnej energii w sobie. On ma swoje lata, jest bardzo utytułowanym, wspaniałym, znanym i uwielbianym przez wszystkich widzów i kolegów aktorem - mówił w archiwalnej rozmowie Andrzej Zieliński.
REKLAMA
Katarzyna Dąbrowska dołączyła do Teatru Współczesnego 30 lat później niż Krzysztof Kowalewski. W Polskim Radiu wyznała, że podczas pierwszych spotkań z wybitnym aktorem miała ogromną tremę. - Praktycznie została ona do końca. Zawsze była we mnie myśl, że jest to ten wielki Krzysztof Kowalewski. Cały czas czułam respekt. Natomiast on nigdy nie dawał odczuć, że ktoś jest młodszy. Był bardzo ciepłą osobą i mądrym człowiekiem. Z równą sympatią traktował każdego i z równym zainteresowaniem do niego podchodził - opowiadała.
Powiązany Artykuł

"Nie gonił za niczym, tylko chciał dawać siebie". Malajkat wspomina Krzysztofa Kowalewskiego
Aktorka odniosła się także do sztuki aktorskiej Krzysztofa Kowalewskiego. - Miał niebywałą zdolność do znajdowania smaczków we frazie i robienia z tego takich arcydzieł. Posiadał wyczucie tego, co jest prawdą w scenie, co jest śmiesznością człowieka, co jest jego bolączką czy wadą, i potrafił to wspaniale oddać. Było to zarówno śmieszne, jak i często bardzo wzruszające. Umiał oddać taką wieloznaczną złożoność ludzkiej natury - mówiła Katarzyna Dąbrowska.
Posłuchaj
Krzysztof Kowalewski był związany także z Teatrem Polskiego Radia. W 1992 roku za kreacje w słuchowiskach został uhonorowany Wielkim Splendorem, prestiżową nagrodą przyznawaną przez zespół radiowego teatru.
6 lutego 2021 roku dyrektor Teatru Polskiego Radia Janusz Kukuła wyznał w rozmowie z Informacyjną Agencją Radiową, że dla niego Krzysztof Kowalewski to "jedna z najważniejszych osób". - Spędziliśmy razem bardzo wiele czasu i były to jedne z najważniejszych chwil w moim życiu. Zawodowo jego dorobek jest tak ogromny, że powiedzenie "nie ma ludzi niezastąpionych" jest błędne - stwierdził. - W Teatrze Polskiego Radia czekało na niego jeszcze wiele pięknych ról, bo ja nie wyobrażam sobie mojej obsady bez niego - podkreślił.
REKLAMA
PAP/IAR/PR/mc
REKLAMA