Kibice nie pomogli w debiucie. 53 lata temu pierwszy mecz w reprezentacji zagrał Kazimierz Deyna
24 kwietnia, 53 lata temu, w wygranym 8:0 meczu z Turcją, po raz pierwszy w drużynie narodowej wystąpił Kazimierz Deyna. Nie był to debiut, którego można był pozazdrościć.
2021-04-24, 05:00
Tak hartowała się stal
Powiązany Artykuł

SERWIS SPECJALNy - KAZIMIERZ GÓRSKI
Najlepszy pomocnik w historii naszego futbolu, przyszedł na świat zaraz po zakończeniu II wojny światowej w Starogardzie Gdańskim. Miał ośmioro rodzeństwa, a także jedną przybraną siostrę.
W domu się nie przelewało. Tata zawsze powtarzał dzieciom, że muszą sami walczyć o swoje. I taki był Kazik. Za namową starszych braci zainteresował się piłką nożną. Pierwszy trener, Henryk Piotrowski, docenił jego talent.
REKLAMA
Deyna w wieku 14 lat zadebiutował w pierwszej drużynie lokalnego Włókniarza. Już wtedy spotkał się z buntem. Starsi piłkarze zaprotestowali, ale na szczęście trener był nieugięty, a nastoletni Kazimierz strzelił w debiucie trzy bramki. Zamknął usta przeciwnikom.
W tamtych czasach kwestie transferów rozstrzygali dygnitarze komunistyczni, powtykani w struktury piłkarskie. Deyną zaczęły się interesować Arka Gdynia i Lechia, najlepsze kluby z Trójmiasta. Aby zapobiec niezdrowym zakusom zespołu z Gdyni, władze klubu z Gdańska rozpoczęły starania o zawodnika.
Takiej treści pismo zostało wysłane do lokalnego związku piłki nożnej, przez działaczy Lechii:
„Wasz Trener-Koordynator poinformował przedstawiciela naszego Klubu, że w Starogardzie jest utalentowany zawodnik o nazwisku Deyna i może być, po odpowiednim przygotowaniu, predestynowany do gry w zespole II ligi w linii ataku".
REKLAMA
Ale Deyna, jak to miał w zwyczaju, sam decydował o tym, jak prowadzić swoją karierę i ani myślał o przejściu do klubu znad Bałtyku.
Pojechał do miasta włókniarzy, w centralnej Polsce
Jego starszy brat Henryk, namówił Deynę do przeniesienia się do Łodzi. Tam trafił do Łódzkiego Klubu Sportowego.
REKLAMA
W debiucie w rezerwach strzelił pięć bramek. To spowodowało, że trener pierwszego zespołu, Longin Janeczek wystawił go na mecz pierwszej ligi z Górnikiem Zabrze. Gola nie strzelił. Spotkanie zakończyło się wynikiem 0:0, ale Deyna pokazał się z dobrej strony.
Parol na niego zagięła Legia Warszawa. I znowu pokazał, że sam będzie decydował o swojej przyszłości. Celowo nie odbierał korespondencji z Wojskowej Komisji Uzupełnień. Jednak armia miała swoje sposoby. Generał Zygmunt Huszcza, ówczesny prezes Legii, postawił ŁKS ultimatum. Nie będzie powoływał do wojska zawodników z Łodzi, jeżeli oddadzą dobrowolnie Deynę. Nie było wyjścia.
W bardzo krótkim czasie stał się ikoną klubu z Łazienkowskiej 3
Tak Lucjan Brychczy opisał początki Deyny w klubie ze stolicy Polski w książce Wiktora Bołby „Deyna. Geniusz futbolu. Książę nocy”.
REKLAMA
"Kazio zwracał się do mnie per 'Mistrzu' i wielokrotnie wspominał, że jego wielkim marzeniem było, by mógł kiedykolwiek zagrać ze mną w jednej drużynie. Spełniło się to marzenie i nawet w późniejszym okresie, pomoc, którą tworzyliśmy ja, Kazik i Bernard Blaut zaliczana była do najsilniejszych formacji w Europie”.
Debiut w Legii zaliczył pod koniec 1966 roku w meczu z Ruchem Chorzów. Mecz zakończył się remisem 0:0. "Debiutancka trema paraliżowała ruchy Deyny" - można było przeczytać w "Przeglądzie Sportowym".
Po niecałych dwóch latach gry w zespole z Warszawy przyszedł czas na debiut w reprezentacji Polski.
REKLAMA
Wymarzona drużyna narodowa
Deyna miał okazję zagrać siedem razy w zespołach młodzieżowych naszego kraju. Na występ w pierwszej drużynie musiał poczekać aż do początku 1968 roku.
Właśnie w tamtym czasie misję zbudowania reprezentacji na eliminacje mistrzostw świata otrzymał Ryszard Koncewicz. To było jego ostatnie podejście do tej roli. W latach poprzednich współpracował z drużyną narodową jako asystent, a także selekcjoner. Postanowił stworzyć zespól na miarę awansów do najważniejszych turniejów piłkarskich.
- Liczyć na szczęście lub przypadek? Tak grać nie wolno. Trzeba prowadzić zawsze otwartą grę - zadeklarował Koncewicz.
REKLAMA
Do tej koncepcji bardzo pasował ofensywny rozgrywający Kazimierz Deyna.
Debiut, który chciał jak najszybciej zapomnieć
Reprezentacja Polski zawsze powinna być nad jakimikolwiek podziałami. Jednak, jak się okazało, nie wszyscy dobrze życzyli naszej drużynie narodowej, bo tak należy ocenić to, co wyprawiali rzekomi kibice naszego zespołu.
REKLAMA
24 kwietnia 1968 roku odbył się pierwszy mecz po objęciu zespołu przez Koncewicza. Na rywala wybrano Turcję, reprezentację w tamtych czasach uważaną za futbolowego kopciuszka. Postanowiono dobrą atmosferą w reprezentacji, jak i wokół niej zbudować już na początku na bazie sukcesu. Na stadionie w Chorzowie zasiadło prawie 40 000 osób. Selekcjoner postanowił wystawić Deynę w pierwszym składzie.
„Nie przejmuj się tym, co się będzie działo, graj spokojnie” - powiedział Brychczy do Deyny przed meczem, co relacjonował "Przegląd Sportowy".
Deyna nie zrozumiał o co chodzi do momentu, kiedy spiker wyczytał jego nazwisko. Prawie 40 000 gardeł zabuczało i rozległy się ogłuszający gwizd. Jak rozpoczęła się gra, każdy kontakt z piłką był wygwizdywany, tylko dlatego, że był on zawodnikiem Legii Warszawa. Nie miało żadnego znaczenia, że reprezentuje Polskę.
REKLAMA
Koledzy z drużyny próbowali go wspierać. Hubert Kostka i Włodzimierz Lubański robili, co mogli. Ale przecież to nie oni siedzieli na trybunach. Tam znajdowało się stado zacietrzewionych Ślązaków. Deyna nie poradził sobie z takim przyjęciem.
„Nie potrafiłem celnie podać piłki na 5 metrów” - wspominał w "Przeglądzie Sportowym".
Trener zdjął go z boiska w przerwie meczu. Spotkanie, zgodnie z przewidywaniami, zakończyło się wysokim zwycięstwem Polski 8:0. Bramki zdobyli: Eugeniusz Faber - 3, Włodzimierz Lubański - 3 oraz po jednej Bronisław Bula i Janusz Żmijewski.
Deyna Kazimierz, nie rusz Kazika, bo zginiesz
REKLAMA
A Deyna? Bardzo szybko zapomniał o tej sytuacji. Został jednym z najlepszych piłkarzy świata. Zdobył złoty i srebrny medal olimpijski. Wywalczył trzecie miejsce na mistrzostwach naszego globu. Po tym mundialu, jako pierwszy Polak, został wybrany, przez France Football, trzecim najlepszym piłkarzem kuli ziemskiej. Za takimi gwiazdami, jak Niemiec Franz Beckenbauer i zwycięzcą tego plebiscytu w 1974 roku, Holender Johan Cruijff.
Deyna po raz kolejny poczuł wrogość kibiców na Śląska w 1977 roku. Walczyliśmy w eliminacjach mistrzostw świata. Graliśmy w Chorzowie przeciwko Portugalii (1:1). Tak samo jak w 1968 kibice przywitali Deynę i reagowali na jego boiskowe poczynania.
Ale wtedy on już nie zwracał na to uwagi. Zdobył piękną bramkę z rzutu rożnego, która dała nam awans na MŚ. Z godnością zszedł z murawy w 84. minucie spotkania.
REKLAMA
AK
REKLAMA