Włodzimierz Zawadzki - mistrz olimpijski i "diabeł", przed którym drżeli rywale
- Najgorszemu wrogowi nie życzę walki z Zawadzkim. To prawdziwy diabeł na macie, o niewiarygodnej wprost wytrzymałości fizycznej - tak oceniali go przeciwnicy. 23 lipca, 25 lat temu, Włodzimierz Zawadzki zdobył złoty medal olimpijski w zapasach w stylu klasycznym.
2021-07-23, 05:00
Wszędzie było go pełno
Włodzimierz Zawadzki przyszedł na świat 28 września 1967 roku, w maleńkiej wsi Polany, leżącej pomiędzy Radomiem a Starachowicami. Od dziecka pomagał w gospodarstwie, ale nie tylko ciężko pracował. Miał niespożyte pokłady energii. Problem polegał na tym, że nie miał jej gdzie wyładować. Kiedy miał chwilę wolnego, rzucał się w wir wymyślonych przez siebie konkurencji sportowych. Dosiadał na oklep rączego, gospodarskiego rumaka i próbował ścigać się z wiatrem. Jak tylko znalazł kolegów, natychmiast organizował mecze piłki nożnej. Ale nadal było mu mało. Rodzice postanowili znaleźć synowi jakąś formę zorganizowanego sportu. Traf chciał, że w pobliskiej Wierzbicy działał klub sportowy Orzeł, który prowadził sekcję zapasów. I tam posłali swoją pociechę. Zajął się nim trener Marian Osiński.
W tamtych czasach transfery odbywały się resortowo
Początki wcale nie były łatwe. Zawadzki był osobą filigranową. Niski, chudy, nadawał się do wagi piórkowej, do 62 kilogramów. Na początku kariery był mocno krnąbrny. Do tej pory sam o wszystkim decydował, dlaczego teraz miałoby być inaczej? Na szczęście trener znalazł na niego sposób. Młody Włodzimierz był wyjątkowo odporny na zmęczenie fizyczne. Praktycznie był niezniszczalny. Brakowało mu tylko techniki. A tę wypracował, wspólnie ze szkoleniowcem, na zwiększonej liczbie godzin treningowych. Od tamtego czasu przylgnął do niego pseudonim, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, „Diabeł”. Jednak wzmożona praca pociągnęła za sobą kontuzje i infekcje, które prześladowały Zawadzkiego. Karierę w Orle musiał przerwać, ze względu na powołanie do wojska. Jako poborowy przeszedł do Legii Warszawa.
- Częste choroby wręcz demolowały jego kalendarz startów. Zrezygnowany i zrozpaczony wsłuchiwał się wtedy w przepowiednie Bolesława Dubickiego (trener zapasów Legii Warszawa - przyp. red.): „Kiedy poprawisz obronę w parterze i będziesz zdrowy, to będą i medale” - wspominano początki kariery Włodzimierza Zawadzkiego w stolicy, na łamach olimpijski.pl.
Przez przypadek trafił do reprezentacji kraju
Ówczesny selekcjoner polskiej drużyny narodowej Stanisław Krzesiński szukał zastępstwa dla kontuzjowanego Mieczysława Tracza. Budował reprezentację na igrzyska olimpijskie w Barcelonie w 1992 roku. Za namową Dubickiego postanowił sprawdzić młodego zapaśnika. Wysłał go na memoriał Władysława Pytlasińskiego. Zawadzki zajął na nim bardzo dobre, drugie miejsce. Został wysłany do Niemiec, na mistrzostwa Europy. I tam wywalczył tytuł czempiona starego kontynentu. Zdobycie tego trofeum zadecydowało o wysłaniu go na igrzyska do Hiszpanii.
REKLAMA
Debiutancka olimpiada Włodzimierza Zawadzkiego
Jego pierwszym przeciwnikiem był reprezentant Japonii Shigeki Nisiguchi. Został pokonany 3:1. W drugiej rundzie wypunktował 4:0 Chińczyka Hu Guohonga. W walce o pierwsze miejsce w grupie kwalifikacyjnej A przegrał jednym punktem 8:9 z Rosjaninem Sergiejem Martynowem. Prowadził już 5:0, jednak dosyć dziwne decyzje sędziów doprowadziły do zwycięstwa faworyzowanego reprezentanta Wspólnoty Niepodległych Państw. Tak nazywana była reprezentacja Kraju Rad w okresie przejściowym pomiędzy ZSRR a Rosją. Załamany pojedynkiem z Sowietem, nie znalazł już sił na bój o brązowy medal z Kubańczykiem Juanem Marenem. Poległ 0:5. Wrócił do kraju, osiągając najgorsze dla sportowca czwarte miejsce, tuż za podium. Złotym medalistą olimpijskim został Turek Mehmet Akif Prim.
23 lipca, 25 lat temu, wywalczył najcenniejszy trofeum w swojej karierze
W oczekiwaniu na XXVI olimpiadę w amerykańskiej Atlancie Zawadzki zdobył tytuł mistrza Europy i drugie miejsce na czempionacie globu. Jechał do Stanów Zjednoczonych po zwycięstwo. Jednak za przeciwników miał Martynowa i Marena. Na jego szczęście losowanie skojarzyło obu tych zapaśników już w drugiej rundzie. A Polak mógł na jednego z nich trafić dopiero w finale. Kubańczyk jednym punktem pokonał Rosjanina. W ten sposób z turnieju odpadł obrońca tytułu wicemistrzowskiego sprzed czterech lat. Polak zaczął od skromnego zwycięstwa z Białorusinem Igorem Petrenką 4:3. Później 3:1 pokonał Usama Aziza ze Szwecji. W ćwierćfinale uporał się z Gruzinem Kobą Guliaszwilim, także 3:1. W półfinale, bez większego problemu odprawił Ukraińca, Hryhorija Kamyszenkę, 8:2. I tak trafił do finału. A tam już czekał na niego Maren. Bitwa obu gladiatorów była godnym rewanżem za pojedynek o brązowy medal sprzed czterech lat.
- Walczyło się z nim źle. Byłem od niego niższy. Kiedy jednak okazałem się lepszy w pierwszym parterze, nabrałem wiary. Było 1:1 i wyszedł mi wózek, który solidnie "przepracowałem" z trenerem Stanisławem Krzesińskim. Pod koniec walki miałem dosyć siły, by zapanować nad atakami Kubańczyka - stwierdził tuż po pojedynku Włodzimierz Zawadzki w wypowiedzi dla Polskiej Agencji Prasowej.
Nasz reprezentant odniósł zwycięstwo w stosunku 3:1 i został mistrzem olimpijskim. Czwartym, po Kazimierzu Lipieniu, Andrzeju Wrońskim i Ryszardzie Wolnym, w historii występów polskich zapaśników w stylu klasycznym.
REKLAMA
W pełni zasłużył na swój przydomek „Diabeł”
Po największym sukcesie w swojej karierze zdobywał jeszcze medale na mistrzostwach świata. W roku 1999 osiągnął swój ostatni wielki sukces, zostając czempionem starego kontynentu na zawodach w bułgarskiej Sofii.
Tak określał jego styl walki jeden z przeciwników z zapaśniczych aren, cytowany za olimpijski.pl:
- Najgorszemu wrogowi nie życzę walki z Zawadzkim. To prawdziwy diabeł na macie, o niewiarygodnej wprost wytrzymałości fizycznej. Nieustannym atakiem doprowadza przeciwników do rozpaczy. Mistrz olimpijski Turek Akiw Pirim ugryzł go nawet kiedyś w nos ze złości, że przegrywa, że nie może dać mu rady.
Po zakończeniu kariery zawodniczej nie mógł rozstać się z zapasami, postanowił zostać trenerem
Miał olbrzymi bagaż doświadczeń, zebranych w czasie wszystkich swoich walk. Postanowił go przekazać młodym zapaśnikom. Zajął się szkoleniem grup juniorskich. Szło mu to dosyć dobrze. Władze polskich zapasów zaproponowały mu przejęcie reprezentacji młodzieżowych. Później został drugim trenerem drużyny narodowej. W końcu zapadła decyzja o złożeniu mu propozycji objęcia pozycji selekcjonera.
REKLAMA
- Rozmawiamy, trzeba wyjaśnić kilka spraw. Sytuacja nie jest łatwa, bo w tym roku rozpoczną się kwalifikacje olimpijskie. Mamy niewiele czasu, ale wierzę w naszych zawodników - mówił w 2019 roku zloty medalista olimpijski na łamach cozadzien.pl.
Prawo występu na XXXII olimpiadzie, w zapasach w stylu klasycznym, wywalczył tylko Tadeusz Michalik, w wadze do 97 kilogramów.
AK
REKLAMA