Kilkanaście osób kolejny dzień koczuje na polsko-białoruskiej granicy. Drogę powrotną zagradzają im funkcjonariusze

Piątek to kolejny dzień, w którym grupa osób koczuje po białoruskiej stronie przy granicy z Polską w pobliżu miejscowości Usnarz Górny. Rozstawili już kilka namiotów, mają nowe maseczki. Wciąż pilnują ich funkcjonariusze dwóch państw - Białorusi i Polski.

2021-08-20, 12:22

Kilkanaście osób kolejny dzień koczuje na polsko-białoruskiej granicy. Drogę powrotną zagradzają im funkcjonariusze

Kilkunastu młodych mężczyzn leży w piątek rano w grubych śpiworach. Wielu z nich jeszcze śpi. Część z nich ma nowe – nie noszące śladów zużycia - maseczki. U tych, którzy nie zasłaniają ust i nosa na twarzach rysuje się grymas zmęczenia i znużenia.

Obstawieni są paczkami, torbami i pakunkami. Mają kilka rozstawionych namiotów. Za ich plecami leży sterta gałęzi, którą używają do palenia ognisk. Przestrzeń od strony polskiej jest już wypalona.

Powiązany Artykuł

granica PAP 1200.jpg
Prof. Żurawski o sytuacji na granicy z Białorusią: ta akcja nie jest przypadkowa

Kordony służb

Grupa uchodźców znajduje się między dwoma szczelnie ustawionymi kordonami wojska i pograniczników. Z białoruskiej strony przed ewentualnym odwrotem zagradza im drogę białoruskie służy. Część z około dwudziestu mundurowych ma kaski na głowach, kamizelki, wyposażeni są w pałki. Inni uzbrojeni są w pistolety maszynowe. Stoją w milczeniu.

Przejście na polską stronę zagradzają im żołnierze i funkcjonariusze SG. Wojskowi w hełmach na głowach, kamizelkach taktycznych. Niektórzy są uzbrojeni w pistolety maszynowe. Polscy pogranicznicy mają na wyposażeniu broń krótką. Polakom towarzyszy wojskowy samochód ciężarowy i bus.

REKLAMA

Za polskim kordonem gromadzi się coraz więcej dziennikarzy i fotoreporterów. Są wozy transmisyjne głównych stacji telewizyjnych i radiowych. Do dziennikarzy przychodzą miejscowi mieszkańcy i fotografują się na tle sprzętu.

Czytaj także:

- Jeszcze do niedawna nikt nie wiedział o naszej wsi. Teraz stała się głośna. Chyba dzięki temu, że zjechało się tylu dziennikarzy i byli posłowie, w nocy nie wyłączyli nam światła – mówi jedna z mieszkanek Usnarzu. Wyjaśnia, że już od kilkunastu lat na noc wyłączane są latarnie uliczne. - Wyłączają, żeby oszczędzić na prądzie – dodaje.

Usnarz Górny to niewielka wioska leżąca za Krynkami, tuż przy granicy Białorusią. Przy przydrożnym krzyżu stojącym na początku wsi kończy się zasięg polskich sieci komórkowych i asfalt. Zaczyna się szutrowa droga, która następnie przechodzi w nawierzchnię z "kocich łbów".

REKLAMA

We wsi znajduje się wiele opuszczonych drewnianych chałup. - Panie, jakby ci uchodźcy weszli do naszej wsi i zobaczyli, jak my tu skromnie żyjemy, to może by wrócili do siebie – mówi ze wschodnim zaśpiewem w głosie jeden z gospodarzy.

Miejscowi przyznają, że zielona granica jeszcze kilkanaście lat temu była miejscem przemytu. - Przenosili tędy wódkę, papierosy, a od czasu do czasu przechodziło kilka osób, ale zawsze ich wyłapywała nasza Straż Graniczna – opowiada starszy mężczyzna.

dz

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej