Goran Ivanisević skończył 50 lat

- Przyszedł Wimbledon i to był właściwie mój czas - wspominał po latach. 13 września, 50 lat temu, urodził się Goran Ivanisević. Najlepszy chorwacki tenisista ziemny.  

2021-09-13, 05:00

Goran Ivanisević skończył 50 lat
Tenis. Foto: pixabay / domena publiczna

13 września 1971 roku na świat przyszedł Goran Ivanisević. Szczupły, w gronie rówieśników zawsze jeden z najwyższych, zainteresował się koszykówką. W szkole podstawowej grał także w piłkę nożną. Jego tata Srdjan był tenisista. Bacznie przyglądał się poczynaniom latorośli na zawodach sportowych. W dodatku Goran w wieku 12 lat niepodziewanie pokonał tatę na korcie. Rodzic uznał, że to najwyższy czas aby zapisać go do szkoły tenisa.

- Jako dziecko kochałem koszykówkę i chciałem zostać koszykarzem, ale mój ojciec nauczył mnie grać w tenisa, zmusił mnie do pracy i zakochałem się w tym. Ale nadal kocham koszykówkę (...) Ojciec nauczył mnie najwięcej. (…) Być może jest najważniejszą osobą w moim rozwoju. Szczególnie pomógł mi psychicznie - wspominał Chorwat na łamach portalu goranonline.com.

Cała rodzina zaangażowała się w karierę Ivanisevicia. Posunięto się nawet do zaciągnięcia kredytu, aby finansować jego tenisową przyszłość.

Zaczynał jako deblista, a został najlepszym chorwackim zawodnikiem w singlu

Uznano, że najlepiej będzie, aby młody Goran rozpoczął starty, w zawodowej rywalizacji, u boku doświadczonego tenisisty. Jednak nikt nie chciał tracić czasu na naukę młokosa. W końcu wybór padł na starszego, o dwa lata, Niemca Rudigera Hassa. Goran był wtedy siedemnastoletnim młodzieńcem. Po kilku latach wspólnej gry Ivanisević uznał, że powinien rozpocząć karierę solową. W 1992 zupełnie niespodziewanie dotarł do finału Wimbledonu. W półfinale pokonał legendę trawiastych kortów, turnieju wielkoszlemowego rozgrywanego w Londynie, Amerykanina Peta Samprasa, 3:1. Jednak w meczu o zwycięstwo w turnieju, nie dał rady innej wielkiej gwieździe, także reprezentantowi Stanów Zjednoczonych, Andre Agassiemu. Przegrał po bardzo wyrównanym pojedynku 2:3. W latach 1994 oraz 1998 także dotarł tak wysoko, ale bez ostatecznego sukcesu. Jednak co się odwlecze to nie uciecze. Chorwat musiał jednak czekać jeszcze trzy lata.

REKLAMA

Rozgrywany od 1877 roku, najstarszy i najbardziej prestiżowy turniej tenisa ziemnego, Wimbledon

W 2001, w dowód uznania, za dokonania w poprzednich latach, organizatorzy postanowili przyznać mu dziką kartę. A Goran odwdzięczył się im największą niespodzianką w historii turnieju. Nie było na niego mocnych. Przeciwników mijał jak tyczki slalomowe, nie pozostawiając żadnych złudzeń, kto rządzi na korcie. I tak, po raz czwarty w swojej karierze doszedł do finału. Tam czekał na niego Australijczyk, Patrick Rafter. Nie odbyło się bez przeszkód. Mecz nie mógł być dokończony, zgodnie z planem w niedzielę, ze względu na opady deszczu. Końcówka odbyła się następnego dnia.

- Kiedy wróciliśmy do szatni, byłem zdenerwowany sposobem, w jaki grałem. Przez pół godziny byłem bardzo zdenerwowany, ale potem zacząłem się śmiać. Później tego samego wieczoru, kiedy sędzia turniejowy Alan Mills oficjalnie ogłosił, że mecz zostanie przeniesiony na poniedziałek, wiedziałem, że to będzie mój pojedynek - powiedział Ivanisević, cytowany w artykule, który ukazał się w dzienniku The Telegraph.

I tak się stało. Mecz zakończył się po pięciu setach. Ostatnia partia rozgrywana była na przewagi. Wojnę nerwów wygrał Chorwat zwyciężając piątą odsłonę 9:7 w gemach. Ciekawostką finału było to, że na trybunach zasiedli kibice obu tenisistów i nie zachowywali się jak na pojedynek turnieju na kortach Wimbledonu przystało. Zamiast ciszy, kibice w czasie całego pojedynku głośno dopingowali swoich ulubieńców.

- Po raz pierwszy poczułem, po tylu miesiącach, a właściwie roku, że moja rakieta odzyskała dźwięk (naciąg wydawał przy uderzeniu specyficzny odgłos, przyp. red.). Straciłem ten dźwięk na półtora roku i w ten poniedziałek odzyskałem go. Powiedziałem: „To dobry znak”. Przyszedł Wimbledon i to był właściwie mój czas. Gdzieś było napisane, że nadszedł mój czas - wspominał Goran Ivanisević, w rozmowie z Johnnym Wattersonem, na irishtimes.com.

REKLAMA

Nigdy więcej nie udało mu się wygrać turnieju Wielkiego Szlema, ale sukcesów miał dosyć dużo

W pojedynkach singlowych tryumfował w 22 finałach, z 49 w których występował. W każdej lewie Wielkiego Szlema dochodził minimum do ćwierćfinału. Startował czterokrotnie na igrzyskach olimpijskich. W 1992 roku, w Barcelonie, zdobył dwa brązowe medale. W grze pojedynczej oraz w deblu w parze z rodakiem Goranem Prpiciem. W grze podwójnej udało mu się dotrzeć dwa razy do finału French Open na ceglanych kortach Rolanda Garrosa. Wielokrotnie reprezentował swoją ojczyznę w Pucharze Davisa, ale nigdy nie udało mu się tych rozgrywek wygrać. Karierę zawodniczą zakończył na kortach swojego ulubionego Wimbledonu, w roku 2004. W trzeciej rundzie uległ Australijczykowi Lleytonowi Hewittowi, w trzech krótkich setach 0:3.

Obecnie zajmuje się pracą szkoleniową i doradczą w sztabie Serba, Novaka Djokovicia

W czasie kariery Ivanisević reprezentował bardzo ciekawy styl gry. Był tenisistą leworęcznym. Dużo punktów zdobywał po uderzeniach serwisowych. Grał piękne woleje i wyróżniał się finezyjnymi zagrywkami, w atakach przy siatce. Djoković uznał, że Goran pomoże mu wznieść się na jeszcze wyższy poziom wiedzy tenisowej. Współpracę rozpoczęli w 2019 roku.

- Jest geniuszem, osobą, która zawsze stara się być lepsza. Będzie grał na tym poziomie tak długo, jak zechce, dwa, trzy, cztery lata. Jest głodny zwycięstw i rekordów i cieszy się, gdy jest na korcie. Powiedział, że w przyszłym roku jeszcze bardziej odciąży swój harmonogram, chociaż nie jestem pewien, czy może grać rzadziej. Gra, bo kocha tę grę i lubi ją. Ale jak długo będzie to trwało nikt nie wie - opisywał Goran Ivanisević,

AK

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej