Magdalena Fularczyk-Kozłowska skończyła 35 lat
- Depresję porównałabym z walką z uzależnieniem, to zostaje z tobą przez dłuższy czas - stwierdziła. 16 września, 35 lat temu urodziła się Magdalena Fularczyk-Kozłowska. Złota medalistka igrzysk w Rio de Janeiro w wioślarskiej dwójce podwójnej. Sportsmenka po zakończeniu kariery stara się wygrać z chorobą.
2021-09-16, 05:00
Przyszła na świat 16 września 1986 roku w Wąbrzeźnie, niewielkiej miejscowości w województwie Kujawsko Pomorskim. Naukę zaczęła w Grudziądzu. W szkole spotkała Justynę Małkowską, uczyła WF-u i namówiła uczennice do trenowania wioślarstwa.
- Nauczycielka była bardzo dumna, tym bardziej, że to ona namówiła mnie na wioślarstwo i do dzisiaj mamy ze sobą dobry kontakt. Zawsze mi kibicuje i wie co się u mnie dzieje. Inni nauczyciele, jak spotykam ich po latach, zawsze mają dla mnie miłe słowo - wspominała cytowana na portalu pztw.pl.
Dwójka podwójna pędziła coraz szybciej
Gdy miała 22 lata zdobyła swój pierwszy medal. Srebro na mistrzostwach starego kontynentu w Atenach. Dokonała tego wspólnie z Julią Michalską. Rok później na torze Malta w Poznaniu wywalczyły tytuł mistrzyń świata. W 2012 popłynęły po brązowy medal olimpijski w Londynie. W 2013 roku Fularczyk połączyła siły z Natalią Madaj. Osiągnęły największy sukces w historii polskiego wioślarstwa kobiet. Wywalczyły złoty medal na igrzyskach w Rio. Potem Fularczyk-Kozłowska zakończyła karierę,
- Przyznaję się bez bicia, że na łódce po Rio de Janerio byłam ze trzy razy. Były to raczej działania marketingowe. Nie tęsknię za tym i myślę, że w odpowiednim momencie zakończyłam karierę - stwierdziła mistrzyni olimpijska w wywiadzie dla Eurosportu.
REKLAMA
Rozbrat ze sportem okazał się trudny.
- Mamy problemy z przystosowaniem się do nowej rzeczywistości, nie umiemy się odnaleźć na nowo. Chcemy czy nie tyle lat spędzonych w sporcie przekłada się na normalne życie, jednak nie da się już żyć tak jak wcześniej. Nie da się robić tego samego, bo nie ma planu. Do perfekcyjnie zorganizowanego dnia można się przyzwyczaić i nagle to wszystko się kończy - stwierdziła Magdalena Fularczyk-Kozłowska w rozmowie z rp.pl.
Potem pojawiła się poważna choroba.
- Człowiek się w coś angażuje, nie wychodzi i łapie się doła. Pojawia się myśl: kurczę potrafiłam tylko wiosłować, do niczego innego się nie nadaję". Depresję porównałabym z walką z uzależnieniem, to zostaje z Tobą przez dłuższy czas - przyznała wioślarka.
REKLAMA
Ciągle nie może się wyrwać ze szponów tego schorzenia.
- Wróciłam do leków, chodzę też na terapię. Gdy przychodzą gorsze dni, staram się to akceptować, choć jestem wtedy nie do zniesienia dla siebie samej i najbliższych. Muszę się wtedy wypłakać i wykrzyczeć, ale po kilku dniach mówię sobie: "wcale nie jest tak źle, jak mi się wydawało, więc pora wziąć się w garść – mówiła w jednym z wywiaidów Fularczyk-Kozłowska, która cały czas szuka swojego miejsca.
- U mnie chęć robienia czegoś po karierze pojawiła się dość szybko, ale... musiałam ją schować do kieszeni. Po prostu zostałam mamą. Samotne macierzyństwo, bo mąż, trener wioślarstwa jest cały czas na wyjazdach i robienie czegoś nowego? To nie mogło się udać. Do tego w przeciwieństwie do Kasi byłam trochę ze sportem pokłócona - powiedziała mistrzyni olimpijska.
AK
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA