Liga Europy: Milan, Valencia, Leicester – nie tylko Legia słaba w „grze na dwa fronty”
Mecz piętnastego zespołu polskiej Ekstraklasy z liderem włoskiej Serie A teoretycznie powinien mieć jednego faworyta. Jednak to Legia jest liderem grupy w Lidze Europy, a problemy z łączeniem rozgrywek krajowych i pucharowych to nie tylko warszawska specjalność.
2021-10-21, 13:24
Sensacyjny lider
Ci, którzy po losowaniu fazy grupowej Ligi Europy obawiali się kompromitacji mogą odetchnąć z ulgą. Legia Warszawa po dwóch kolejkach sensacyjnie prowadzi w grupie C. Trudno nie doceniać wartości zwycięstw nad Spartakiem i Leicester, nie tylko dlatego, że te drużyny reprezentują znacznie wyżej notowane w rankingu UEFA federacje.
Powiązany Artykuł
Liga Europy: "strzelanina" w Moskwie. Leicester odrobiło straty, cztery gole Patsona Daki
Należy zauważyć, że renomowani rywale prezentowali strzelecką niemoc tylko w starciach z Polakami. Rosjanie po domowej porażce z Legią w kolejnej serii pokonali na wyjeździe Napoli. Leicester, które przy Łazienkowskiej nie zdobyło gola, w następnym spotkaniu strzeliło ich aż cztery w Moskwie, a bezproduktywny w Warszawie Patson Daka przeciwko Spartakowi trafił czterokrotnie.
Zatem to nie rywale byli słabi – to Legia odebrała im największe atuty i potrafiła pokonać, mimo ogromnej różnicy w możliwościach finansowych. Jest tez jednak druga strona medalu – sukcesy w Europie odbijają się mistrzowi Polski czkawką na krajowym podwórku. Trzy zwycięstwa, sześć porażek i miejsce tuż nad strefą spadkową to cena jaką dziś ponosi Legia za grę na dwóch frontach.
Czy w przeszłości udawało się piłkarzom ze stolicy udanie łączyć rozgrywki ligowe i pucharowe? I jak to wygląda w przypadku innych drużyn, którym niespodziewanie przyszło rywalizować na dwóch frontach?
REKLAMA
Wiosenna „czkawka”
Dwa zwycięstwa to już spory kapitał w kontekście walki o wyjście z grupy. To oznaczałoby zjawisko, nie tylko ostatnio, rzadkie nad Wisłą – grę polskiego klubu w europejskich pucharach wiosną. W przeszłości Legia różnie radziła sobie z takim wyzwaniem.
30 lat temu „Wojskowi” wyeliminowali m.in. ówczesnego lidera Serie A – Sampdorię Genua – i doszli aż do półfinału nieistniejącego już Pucharu Zdobywców Pucharów (PZP). Okupili to walką o utrzymanie w polskiej lidze, ostatecznie zakończoną sukcesem – bo tak należy nazwać zajęcie ostatecznie 9. miejsca. Na usprawiedliwienie tamtej drużyny dodajmy, że sezon wcześniej rozgrywki kończyli na 7. pozycji, zaś rok po pucharowej batalii zajęli 10. miejsce. To nie była „wielka Legia” i zdecydowanie większą tajemnicą jest jak znaleźli się w półfinale PZP, niż ich ligowa stabilizacja w drugiej połówce tabeli.
Powiązany Artykuł
Liga Europy: napastnik Legii kontuzjowany. Pekhart nie zagra w meczu z Napoli
Kolejny raz puchary wiosną zawitały na Łazienkowską w 1995 r. Po przejściu fazy grupowej Ligi Mistrzów w ćwierćfinale rywalem był Panathinaikos Ateny. Grecy, także za sprawą dwóch goli Krzysztofa Warzychy, okazali się przeszkodą nie do przejścia. Zmęczeni Warszawianie przegrali też decydujący o krajowym mistrzostwie mecz z Widzewem w Warszawie i niespodziewanie finiszowali na drugim miejscu.
Wtedy „Wojskowi” mieli zdecydowanie najmocniejszy skład w Polsce, a Wojciech Kowalczyk mówił, że „nawet jego babcia zdobyłaby z tymi piłkarzami mistrzostwo”. Okazało się to jednak dużo trudniejsze, gdy trzeba było przygotować szczyt formy jeszcze przed startem rundy wiosennej w I lidze. Ówczesna Legia okazała się ofiarą własnego sukcesu – po przegranym mistrzostwie odeszło aż dziewięciu podstawowych graczy i na powtórzenie pucharowego wyniku trzeba było poczekać wiele lat.
REKLAMA
Termalica mocniejsza od Sportingu?
Dokładnie do sezonu 2014/15, kiedy po przejściu fazy grupowej Ligi Europy w 1/16 finału Warszawian zastopował Ajax. Mecze z Holendrami rozgrywano już w lutym, co w polskich warunkach stanowi spore wyzwanie. Zarówno w kontekście przygotowania murawy, jak i odpowiedniej formy. Wczesny start nie zaszkodził „Wojskowym”, którzy ostatecznie zdobyli krajowe mistrzostwo o dwa punkty przed poznańskim Lechem.
Dwa sezony później Legia przerwała przeszło 20-letnią absencję polskich zespołów w Lidze Mistrzów. Występ w niej trudno ocenić jednoznacznie, choć w Warszawie zdecydowanie przeważają sentymenty. Zwłaszcza w odniesieniu do zremisowanego 3:3 spotkania z Realem Madryt. Nie da się przy tym zapomnieć, że w dwumeczu z Borussią Dortmund Warszawianie stracili aż 14 goli, a ogólnie tylko jednego zabrakło do pobicia niechlubnego rekordu całej fazy grupowej Ligi Mistrzów.
Finalnie wygrana 1:0 nad Sportingiem Lizbona w ostatniej kolejce dała trzecie miejsce i awans do fazy pucharowej Ligi Europy. W niej lepszy ponownie okazał się Ajax. I znów wczesny start rundy wiosennej nie przeszkodził Legionistom w obronie tytułu w kraju. Trzeba jednak przyznać, że właśnie w lutym, gdy trzeba było łączyć obowiązki na dwóch frontach przytrafiły się najgorsze wyniki – jak porażka z Ruchem Chorzów czy domowy remis z Termalicą Nieciecza.
Hiszpański wirus
Nie jest jednak tak, że równoczesna gra w lidze i pucharach sprawia problemy tylko mistrzowi Polski. Wiele przykładów na to znajdziemy także w innych krajach.
REKLAMA
Rywal Legii w obecnym sezonie Ligi Europy – Leicester City – sensacyjnie zdobył mistrzostwo Anglii w 2016 r. Wyprzedzenie „wielkiej szóstki” to ogromny wyczyn – w całej historii Premiership udało się to tylko raz.
W nagrodę „Lisy” zagrały w Lidze Mistrzów i dotarły tam aż do ćwierćfinału. W Anglii odbiło im się to jednak czkawką i rozgrywki zakończyli na dalekim, 14 miejscu, zdobywając aż o 37 pkt. mniej niż rok wcześniej.
Od tamtej pory dwukrotnie zajmowały miejsce dziewiąte i rok temu piąte, będące ponowną przepustką do europejskich pucharów. Nie ma jednak wątpliwości, że niespodziewany sukces i konieczność „gry na dwa fronty” kosztowały Leicester utratę kontaktu z ligową czołówką. Piłkarzom przyzwyczajonym do walki o obronę ligowego bytu zabrakło doświadczenia i sił gdy przyszło bić się o coś więcej.
Podobne przykłady można mnożyć w innych ligach z europejskiego topu. W samej tylko hiszpańskiej Primera Division w ostatnich latach zbyt długa pucharowa przygoda kosztowała walkę o utrzymanie Celtę Vigo, FC Valencię, a ubiegłoroczny ćwierćfinalista Ligi Europy – Granada – ligową rywalizację zakończył w środku stawki.
REKLAMA
Nawet Real Madryt w czasach gdy trzykrotnie z rzędu wygrywał Ligę Mistrzów – w latach 2016-2018 – na krajowym podwórku dwukrotnie ustępował w tym czasie Barcelonie, a raz także Atletico Madryt.
Szeryf daje radę
Legia nie jest więc wyjątkiem, ale też nie jedyną tegoroczną pucharową rewelacją. Najgłośniej o mołdawskim „Szeryfie”.
Zespół z Tyraspola nie tylko sensacyjnie awansował do Ligi Mistrzów, ale zdążył już w niej pokonać Szachtar Donieck i Real Madryt. Na krajowym podwórku – podobnie jak Legia – ma do rozegrania zaległe mecze, a obecnie zajmuje trzecie miejsce. Porażkę ponieśli jednak tylko na inaugurację, a ostatnich osiem kolejek do siedem wygranych i jeden remis. Oczywiście należy pamiętać, że w lidze Mołdawii nie ma futbolowych potęg, a jej poziom jest chyba nawet niższy niż polskiej – tak przynajmniej wskazuje oficjalny ranking UEFA.
Włosi mocni na krajowym podwórku
W mocniejszych ligach, gdzie rywale prezentują znacznie wyższy poziom, pucharowiczom nie gra się już tak łatwo.
REKLAMA
Rewelacja ubiegłego sezonu Bundesligi – Eintracht Frankfurt, pierwszą wygraną odniósł dopiero w ósmej kolejce nowych rozgrywek. Sensacyjny mistrz Francji – Lille OSC – zajmuje obecnie dopiero 11. pozycję. W ich przypadku sukces przyszedł tak niespodziewanie, że nie było czasu się na niego przygotować, choćby odpowiednio wzmacniając kadrę.
Powiązany Artykuł
Liga Europy: Piotr Zieliński nie zagra przeciwko Legii Warszawa. Napoli nie chce ryzykować
Z drugiej strony mamy zaś drużyny z Serie A, które świetnie radzą sobie tylko w swojej własnej lidze.
SSC Napoli wygrało osiem pierwszych spotkań we Włoszech, ale w Lidze Europy ma jeden punkt po dwóch kolejkach. AC Milan jest niewiele gorszy – siedem wygranych i remis w Serie A. Za to w Lidze Mistrzów – komplet trzech porażek. Nawet tak mocnym zespołom ciężko z równym zaangażowaniem grać w różnych rozgrywkach.
Decydujący brak doświadczenia?
Problemy w grze „na dwa fronty” ma nie tylko Legia. Kluczowym elementem jest tu brak odpowiedniego doświadczenia – dla polskich klubów dłuższa przygoda z europejskimi pucharami to rzadkość, nie ma zatem kiedy przyzwyczaić się go napiętego kalendarza.
REKLAMA
Jedynie awans rok po roku do fazy grupowej któregoś z europejskich pucharów sprawi, że zarówno piłkarze, jak i działacze wejdą na kolejny poziom. W innym przypadku dystans dzielący nas od europejskiej czołówki będzie coraz większy.
Mecz Napoli - Legia we czwartek 21 października o godzinie 21.
Posłuchaj
MK
REKLAMA