„El Clasico” bez Messiego i Ronaldo. Barcelona wciąż szuka następcy, Real już znalazł?
Pojedynki Cristiano Ronaldo i Lionela Messiego przez lata nadawały ton nie tylko spotkaniom Realu z Barceloną ale i całej Primera Division. Po ich odejściu liga wciąż szuka nowej tożsamości, a wielcy rywale gwiazd gotowych ich zastąpić.
2021-10-24, 12:06
Koniec epoki
Niedzielne spotkanie na Camp Nou będzie pierwszym po erze "CR7" i Messiego. Ich rywalizacja nie tyle toczyła się w cieniu starć Barcelony i Realu, co czasami wręcz usuwała je na drugi plan, stanowiąc swoisty „mecz w meczu”.
Powiązany Artykuł
Michał Żuk w "jedenastce" talentów La Masii. "Polski Messi" robi furorę w Barcelonie
Lionel Messi wcześniej zadebiutował w „El Clasico”. Był 2005 rok, kiedy uzupełniał wielką ofensywną trójkę „Blaugrany”. To właśnie jej pozostali członkowie – Ronaldinho i Samuel Eto’o rozstrzygnęli o wygranej 3:0 na Santiago Bernabeu. Młody Argentyńczyk grał jeszcze drugoplanową rolę.
Premierowe bramki w ligowym klasyku zdobył w sezonie 2006/2007, za to od razu trzy. Wystarczyły jednak one tylko do remisu, bo z drugiej strony odpowiadali Raul i Ruud Van Nistelrooy.
Wkrótce, gdy Cristiano Ronaldo wciąż grał jeszcze w Manchesterze United, nastąpił najbardziej pamiętny triumf Katalończyków nad „Los Blancos”. Wiosną 2009 r. na Santiago Bernabeu wylądowali, tak się mogło wówczas wydawać, przybysze z innej planety. Galaktyczny – nomen omen – futbol i taki sam wynik – 6:2 dla gości z Barcelony. Łupem bramkowym podzieli się Messi, Henry, a także dwaj środkowi obrońcy – Carles Puyol i Gerard Pique. Ten pierwszy był wtedy kapitanem „Blaugrany” a samo spotkanie szczególnie zapadło mu w pamięci:
REKLAMA
- Gdybym miał wybrać jeden klasyk, w którym zagrałem, zdecydowanie byłoby to 6:2 z 2009 r. Nie tylko z uwagi na rezultat, ale też dlatego, że praktycznie zapewnił nam on mistrzostwo Hiszpanii, a ja zdobyłem jedną z bramek.
Niebotyczny poziom
Po takim upokorzeniu „Królewscy” musieli wstać z kolan. Pomógł w tym nowy nabytek – sprowadzony latem 2009 r. Cristiano Ronaldo. Jego pierwsze spotkanie z Messim rozstrzygnął jeszcze gol Zlatana Ibrahimovicia. Wkrótce jednak to Argentyńczyk i Portugalczyk mieli wprowadzić rywalizację swoich drużyn, ale też tę między sobą, na nieznany wcześniej poziom.
"CR7" grał dla Realu w latach 2009-2018, zanim odszedł do Juventusu Turyn. W tym czasie czterokrotnie zdobywał „Złota Piłkę” i tyle samo razy był drugi – za każdym razem tuż za plecami Leo. Podobnie Messi – pięć z sześciu zdobytych nagród dla najlepszego piłkarza świata przypada u niego na ten okres. I również czterokrotnie zajmował w tej klasyfikacji drugą pozycję – cztery razy ustępował tylko wielkiemu rywalowi z Madrytu.
W bezpośrednich starciach raz górą był jeden, raz drugi, zawsze jednak ich rywalizacja stała na kosmicznym poziomie. Messi przeciwko Realowi zagrał 45 razy – to rekord dzierżony wspólnie z Sergio Ramosem. Argentyńczyk samotnie jest zaś najlepszym strzelcem w dziejach takich spotkań z dorobkiem 26 goli. Ronaldo wystąpił w „El Clasico” 34 razy, zdobywając 20 bramek.
REKLAMA
Barcelona szuka następcy
Ronaldo pożegnał się z Primera Division w 2018 roku, Messi trzy lata później. Ich dawni pracodawcy stanęli przed przymusem znalezienia następców. Niedzielne spotkanie będzie pierwszym od 16 lat, gdy obu futbolowych geniuszy nie ma już w kadrach Realu i Barcelony.
Jednak już trzy lata temu kibice mieli okazję obejrzeć klasyka, bez Messiego i "CR7". Jesienią 2018 r. Portugalczyk grał już w Turynie, zaś Argentyńczyk leczył kontuzję przedramienia. Pod jego nieobecność za strzelanie goli wziął się Luis Suarez – zaliczył hat-tricka, a Barcelona wygrała 5:1.
Urugwajczyka, podobnie jak Argentyńczyka, nie ma już jednak w Katalonii. Na Camp Nou wciąż za to trwa poszukiwanie następców.
Ledwie kilka miesięcy wystarczyło, by ocenić, że na pewno nie zostanie nim sprowadzony z Sevilli Loouk De Jong.
REKLAMA
Na dzień dzisiejszy nie jest nim też Sergio Aguero, któremu czas dotychczas spędzony w Barcelonie minął głownie na leczeniu. „Kun” ma w tej chwili niezbyt imponujący dorobek dwóch krótkich występów bez gola. Nie jest też tajemnicą, ze do Barcelony przyjechał, by grać ze swoim przyjacielem z reprezentacji, a po niespodziewanym odejściu Messiego chciał nawet rozwiązać kontrakt.
W tej sytuacji na pierwszy plan wysuwają się nowe gwiazdy „Blaugrany” – Memphis Depay i Ansu Fati. Pierwszy strzelił już cztery gole w lidze, drugi, mimo zaledwie 18 lat, miał propozycję dołączenia gwiazdorskiej kolonii w Paryżu. Jeśli ustabilizuje formę, a zwłaszcza sytuację zdrowotną, w krótkim czasie powinien się stać liderem nowej Barcelony. Świadczy o tym choćby przejęty po Messim numer „10” na koszulce.
Real już znalazł
O ile W Katalonii trwa poszukiwanie następcy największej gwiazdy, o tyle w Madrycie już sobie z tym zadaniem poradzono.
W tym sezonie Karim Benzema ma liczby lepsze nawet niż Robert Lewandowski. 10 goli, 7 asyst i udział w bramkowej akcji częściej niż raz na godzinę. Francuzowi odejście Cristiano Ronaldo wyraźnie posłużyło, jest bowiem typem piłkarza, który, podobnie jak Portugalczyk, źle znosi pozostawanie w cieniu.
REKLAMA
Nie ma jednak pewności, że nowy lider Realu wystąpi w klasyku. W meczu Ligi Mistrzów z Dynamem Kijów nabawił się kontuzji kostki i ostatnio nie trenował z drużyną. Jak kluczowy jest to gracz wiedzą nawet najwięksi rywale:
- Odejście Cristiano sprawiło, że pojawiło się dla niego miejsce, które doskonale zajął. Karim zawsze pokazywał, że nie tylko strzela gole, ale też daje asysty i stwarza wolne przestrzenie. Stał się o wiele ważniejszy. Wiemy, jak trudno jest go kryć – mówił przed niedzielnym meczem Gerard Pique.
Czekanie na Hazarda
Obok Francuza, lub zamiast niego powinniśmy w linii ofensywnej Realu zobaczyć robiącego w tym sezonie furorę Brazylijczyka Viniciusa Jr. Do składu wraca też największy niewypał transferowy od czasów Kaki – Eden Hazard.
Belg przyszedł do Madrytu dwa lata temu, ale, zamiast zastąpić Cristiano Ronaldo, stał się cieniem samego siebie z czasów gry dla Chelsea. Jego statystyki są wręcz zawstydzające – w poprzednim sezonie ledwie 21 występów, 4 gole i 1 asysta we wszystkich rozgrywkach.
REKLAMA
Powiązany Artykuł
Liga Mistrzów: Robert Lewandowski wzruszył gestem. Kibic Benfiki w objęciach gwiazdy Bayernu
- Według mnie to dla niego decydujący i kluczowy sezon, na przestrzeni którego będzie musiał udowodnić, na co go stać. Czekano na niego dwa lata, aby mógł osiągnąć swój najwyższy poziom. W tym sezonie klub, kibice i koledzy z zespołu oczekiwali najlepszej wersji Hazarda, ale ponownie nie zaczął w najlepszy możliwy sposób. Real Madryt może uznać, że nie będzie już dłużej czekał – przestrzega Hazarda były napastnik „Królewskich” Fernando Morientes.
Rzeczywiście – cierpliwość wszystkich w Madrycie wobec znakomicie opłacanego zawodnika powoli się kończy, a najlepszą okazją, by wreszcie zacząć się spłacać będzie prestiżowe spotkanie z Barceloną.
Wielkich zmian nie należy się za to spodziewać w drugiej linii Realu – tam króluje doświadczenie w osobach Toni Kroosa, Casemiro, Luki Modricia wspieranych przez Isco. W defensywie do składu może wrócić Dani Carvajal.
Tęsknota za „tiki-taką”
FC Barcelona największe problemy, mimo odejścia Messiego, ma obecnie w defensywie. Z Realem nie zagra na pewno Roland Araujo, a wątpliwy jest też występ Jordiego Alby. Z tego powodu do kadry został włączony lewy obrońca drugiej drużyny – Alejandro Balde. W środku zagra zapewne Erik Garcia, którego postawa po powrocie z Machesteru City często stanowi punkt zapalny w obronie Katalończyków.
REKLAMA
Na pewno nie zobaczymy dziś Ousmane'a Dembele, Martina Braithwaithe’a i Pedriego, którzy leczą dłuższe urazy.
„Blaugrana” zmaga się obecnie nie tylko z absencjami podstawowych graczy i odejściem największej gwiazdy, ale też brakiem nowego stylu czy tożsamości. Po wymęczonej wygranej w Lidze Mistrzów z Dynamem Kijów (1:0) hiszpańska gazeta „El Mundo” napisała wprost, że „każdy kto kocha piłkę nożna, widzi, że Barcelona zwyczajnie w nią nie gra”.
Zwłaszcza w odniesieniu do efektownego, ofensywnego stylu, do jakiego przyzwyczaiły nas w ostatnich dwóch dekadach gwiazdy Barcelony – nie tylko Messi, ale też Ronaldinho, Henry, Messi, Deco, Xavi, Iniesta – różnica jest ogromna. Jeśli ktoś pokochał wersję futbolu proponowaną przez wymienionych wyżej artystów, istotnie może mieć problem z tym, co ich następcy prezentują dzisiaj.
Więcej niż mecz
Jak mówi Gerard Pique: "W „El Clasico” nie ma faworytów, nieważne na jakiej pozycji w tabeli jesteś, to zawsze mecz o więcej niż tylko trzy punkty".
REKLAMA
Nie ma zatem sensu, zwłaszcza, że to dopiero początek sezonu, przywiązywać zbytniej wagi do miejsca w tabeli. Po ośmiu kolejkach Real był trzeci, Barcelona siódma, ale dzieliły ich tylko dwa punkty. Zatem wszystko może się odmienić już dziś, a przed rywalami jeszcze daleka droga do ostatecznego sukcesu.
Ważniejsze jest, że wygrana nad odwiecznym rywalem jednemu lub drugiemu da ogromny zastrzyk wiary i energii. Stracone trzy punkty szybko da się odrobić, ważniejszy jest wiatr w żagle, który komuś dziś może zacząć wiać z dużo większą prędkością
Na Camp Nou swoje pierwsze „El Clasico” mogą dziś zaliczyć – po stronie Barcelony – Sergio Aguero, Luuk de Jong, Memphis Depay i Erik Garcia, a w Realu – Eduardo Camavinga i David Alaba.
Czy w tej grupie nowych graczy znajduje się choć jeden, który przywróci blask pojedynkom odwiecznych rywali? Nie wiadomo, ale nie da się ukryć, że jak powiedział pomocnik Realu Casemiro - Odejście Messiego jest wielką stratą nie tylko dla Barcelony, ale też dla naszych pojedynków, które już nigdy nie będą takie same.
REKLAMA
MK
REKLAMA