Gerard Cieślik, to on "załatwił" Związek Radziecki
- Cieślik był wtedy dla wszystkich tym facetem, który przyp... Związkowi Radzieckiemu. I to dwa razy - mówił reżyser Kazimierz Kutz. 3 listopada, 8 lat temu, zmarł Gerard Cieślik. Filigranowy napastnik. Wybitny Reprezentant Polski. Całe sportowe życie związany z Ruchem Chorzów.
2021-11-03, 05:00
W roku 1957 reprezentacja Polski uczestniczyła w eliminacjach do VI czempionatu globu, który miał się odbyć w Szwecji. W grupie potykaliśmy się z Finlandią oraz Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich. O awansie miały zadecydować pojedynki z naszym komunistycznym bratem. W Moskwie polegliśmy 0:3. Nie dawano nam większych szans w meczu rewanżowym. Mimo to przygotowania szły pełną parą.
- Cieślik o powołaniu do reprezentacji na mecz ze Związkiem Radzieckim dowiedział się z radia. Kadra rozgrywała kontrolny mecz z reprezentacja Śląska i to w jej barwach wystąpił napastnik Ruchu. W pierwszej połowie strzelił dla niej bramkę, w drugiej zamienił koszulkę, grał już dla kadry, a po meczu poszedł do domu. „Jadłem z żoną kolacje i słuchałem w radiu wiadomości sportowych. A tam mówią, że mnie trener powołał - opisał dziennikarz Stefan Szczepłek na łamach Rzeczpospolitej.
Powołanie było o tyle zaskakujące, że filigranowy napastnik z Chorzowa miał już trzydzieści lat i nie był na wstępie brany pod uwagę. Dla zawodnika był to mecz numer 40 w koszulce z białym orłem. W dodatku powierzono mu, jako najbardziej doświadczonemu polskiemu piłkarzowi na boisku, zaszczytną funkcję kapitana. Na stadionie Śląskim zasiadło 100 tysięcy widzów rządnych zwycięstwa nad znienawidzonym reżimem sowieckim. Tłum oszalał w 43. minucie, kiedy Cieślik otrzymał piłkę. Był ustawiony w polu karnym. Nie namyślając się kopnął z całych sił w stronę bramki. Legendarny golkiper Lew Jaszyn sparował uderzenie. Strzał był jednak tak silny, ze futbolówka wtoczyła się do siatki. Do przerwy 1:0. Tuż po rozpoczęciu drugiej części gry, z prawej strony dośrodkował Lucjan Brychczy. Cieślik, który był najmniejszym zawodnikiem na boisku, wyskoczył do główki. Pięknym lobem pokonał sowieckiego bramkarza. Rosjanie odpowiedzieli tylko jednym golem. W 79. minucie zdobył go Walentin Iwanow.
- Byliśmy dobrze przygotowani fizycznie i psychicznie. Moja rola w tym meczu? Trener wcale nie kazał mi dużo biegać. Gerard - mówił - ty tylko czekaj na okazje do strzałów. Brychczy się o to postara. "Kici" pomógł, zrobiłem więc to, co do mnie należało - wspominał piłkarz Ruchu Chorzów.
REKLAMA
- Cieślik był wtedy dla wszystkich tym facetem, który przyp... Związkowi Radzieckiemu. I to dwa razy! - mówił reżyser Kazimier Kutz.
To jednak nie pomogło w awansie. Na neutralnym terenie rozegrano dodatkowy mecz, Wybrano Lipsk, . Tam ZSRR pokonał nas 2:0. Sowieci pojechali do Szwecji.
Początki przygody z piłką nożną filigranowego napastnika
Gerard Cieślik urodził się w 29 kwietnia 1927 roku, w Hajdukach Wielkich, dzielnicy Chorzowa. Rwał się do gry w piłkę, ale nikt z nim grać nie chciał, był niski i nie traktowano go poważnie. To sie zmieniło, gdy od wuja pożyczył prawdziwą futbolówkę. Koledzy natychmiast włączyli go do drużyny. W jednej z lokalnych bitew, gdy reprezentacja jego ulicy walczyła o prymat na dzielnicy, losy meczu ważyły do się ostatniej minuty. I wtedy najmłodszy i najmniejszy na boisku Cieślik zdobył jedyną zwycięską bramkę.
- Zapamiętałem to spotkanie zarówno ze względu na strzelenie gola jak i z powodu piłki. Rozgrywanie meczu prawdziwą piłką było bowiem wielkim wydarzeniem. Na co dzień grało się szmacianką, którą robiło się z resztek materiałów i starych ubrań. Wszystko musiało być mocno ubite, żeby taka szmacianka mogła się odbijać i wytrzymać wiele spotkań - wspominał bohater dziecięcego pojedynku.
REKLAMA
Ruch Chorzów
Gdy był dzieckiem codziennie biegł na stadion lokalnego klubu. Wielkim zaszczytem było podawanie piłek. Cieślik znalazł swój autorski sposób na wprowadzenie piłki na boisko. Uderzał je tak, aby odbijały się od poprzeczki jednej z bramek.
- To była okazja, żeby jak najwięcej razy dotknąć skórzanej piłki. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, że przez to uczę się posyłać ją tam, gdzie chcę - wspominał w książce Rafała Zaremby "Urodzony na boisku".
Któregoś dnia do podających piłki podszedł trener drużyny młodzieżowej. Zarządził serię rzutów karnych. Zapowiedział, że ten, który strzeli najładniejszą bramkę zostanie przyjęty do juniorów Ruchu. Konkurs wygrał Cieślik i dołączył do drużyny. Jego karierę przerwała drugą wojnę światową. Zaraz po jej zakończeniu wrócił do Niebieskich.
Jego kariera nabrała dużego tempa
Od 1945 roku występował nieprzerwanie przez piętnaście lat w klubie, którego stadion zlokalizowany był w Hajdukach Wielkich. W tym czasie wywalczył trzykrotnie mistrzostwo kraju. Zdobył Puchar Polski. Dwukrotnie został królem strzelców pierwszej ligi. W 1952 z jedenastoma trafieniami, natomiast rok później już z 24.
REKLAMA
- On był w latach pięćdziesiątych absolutną gwiazdą ligi. Grał fenomenalnie. Kiedy w Łodzi strzelił gola „nożycami”, cały stadion wstał i bił mu brawo - mówił Eugeniusz Lerch, kolega z drużyny Niebieskich.
W 1947 po raz pierwszy został powołany do reprezentacji. Zadebiutował 11 czerwca w zwycięskim 3:1 meczu z Norwegią. Ma na swoim koncie rekord. W 1950 roku, w pojedynku przeciwko Bułgarii wszedł na boisko jako najmłodszy kapitan w historii reprezentacji. Miał wówczas 23 lata. Z kadrą wywalczył pierwszy po wojnie awans na igrzyska.
- Wyjazd do stolicy Finlandii poprzedziło miesięczne zgrupowanie. Najpierw każdy z zawodników musiał postarać się o urlop w macierzystym zakładzie pracy, a potem pogodzić się z myślą, że po powrocie… nie będzie za co żyć (…) Ale nie narzekaliśmy. Wyjazd na igrzyska był tak wielkim przeżyciem, że nikt się nie przejmował tym, co będzie później - stwierdził Gerard Cieślik.
Eskapada nie za bardzo się udała. Co prawda, w rundzie wstępnej pokonaliśmy Francję 2:1, ale w 1/8 finału odpadliśmy po porażce z Danią 0:2.
REKLAMA
3 listopada 2013 roku
W tym dniu odszedł od nas jeden z najlepszych, w naszych dziejach, napastnik. Pokonała go cukrzyca a także problemy z płucami. Został pochowany pięć dni później, na cmentarzu, w dzielnicy, w której się wychował. W barwach swojego ukochanego klubu wystąpił 237 razy. Zdobył 168 goli. Daje mu to trzecią pozycję w dziejach, po takich wielkich piłkarzach, jak Ernest Pohl ze 186 trafieniami oraz Lucjan Brychczy ze 182 bramkami. W reprezentacji wystąpił 45 razy. Trafił 27 razy, do siatki przeciwników. Mimo, że nie rozegrał 60 spotkań w barwach narodowych, został przyjęty w poczet członków Klubu Wybitnego Reprezentanta. Po zakończeniu czynnej kariery zajął się szkoleniem. Zajmował się Ruchem Chorzów a także kilkoma innymi śląskimi zespołami.
AK
REKLAMA