Tomasz Sajewicz: przyczajony tygrys obserwuje niedźwiedzia, czyli w co grają Chiny?
Kiedy na Ukrainie giną ludzie, a strach przed śmiercią od kuli czy wybuchu towarzyszy też tysiącom obywateli Chin (których chińskie władze nie zdążyły ewakuować zanim doszło do rosyjskiej inwazji i oblężenia wielu miast), chińska dyplomacja gra na "neutralność" i przeczekanie bez konieczności jednoznacznego skarcenia Rosji, ale i wsparcia władz w Kijowie - powiedział korespondent Polskiego Radia w Pekinie, Tomasz Sajewicz.
2022-03-02, 15:19
O ile z każdym dniem rosyjskiej inwazji na Ukrainie rośnie napięcie związane z sytuacją u naszego sąsiada, proporcjonalnie rosną oczekiwania wobec działań chińskiej dyplomacji w tym zakresie, a maleją wobec codziennych briefiengów chińskiego MSZ w Pekinie. W dzień rosyjskiej inwazji konferencję prasową w MSZ Chin transmitowały na żywo światowe agencje, a nawet - co nie zdarza się często - angielski kanał rządowej chińskiej stacji CGTN.
Z konferencji na konferencję stawało się jasne, że Chiny powtarzają - skądinąd słuszne przecież - formułki o tym, że uznają integralność terytorialną wszystkich państw (bo jakże inaczej) oraz apelują o zachowanie spokoju, powściągliwości i nieeskalowanie konfliktu.
Kalka z rosyjskiej narracji
Ustalmy jednak fakty. Po dziś dzień Chiny jednoznacznie, wskazując Rosję nie potępiły jej jako agresora. Po dziś dzień Chiny nie potępiły rosyjskich działań wojennych, w których śmierć ponoszą także cywile, w tym dzieci. Rosja nie została wymieniona z nazwy jako państwo, które dokonało inwazji, a sam język, którym posługuje się chińska dyplomacja - a w ślad za nim chińskie rządowe media - to częściowa kalka z rosyjskiej narracji. Co robią zatem Chiny? Chcą, abyśmy wierzyli, że są państwem neutralnym wobec konfliktu, choć przez 17 lat mojej pracy w Chinach, Chiny robiły wszystko co mogły aby być uznawane za odpowiedzialne mocarstwo światowe.
Jak kania dżdżu światowe media (w tym wielu moich Kolegów i Koleżanek po fachu w Pekinie) wyczekują oznak większego zaangażowania Chin w deeskalację konfliktu lub - nazywając rzeczy po imieniu - w skłonienie Moskwy przynajmniej do wstrzymania ostrzału ukraińskich miast. We wtorek wieczorem czasu pekińskiego doszło do pierwszej od początku rosyjskiej inwazji rozmowy telefonicznej szefów dyplomacji Chin i Ukrainy. Dmytro Kuleba miał poinformować ministra Wang Yi o przebiegu pierwszej rundy negocjacji ukraińsko-rosyjskich. Warto pamiętać, że w chińskich komunikatach - bez względu na to o czym mówią ze sobą przywódcy Chin i innych państw, czy szefowie dyplomacji - Chiny przekazują informacje o tym, co uznają za stosowne. Nierzadko dochodzi do sytuacji, w których komunikaty obu stron opowiadają jakby o dwóch różnych spotkaniach. Już w pierwszym akapicie chińskiego komunikatu cytuje się jednak szefa ukraińskiej dyplomacji, który dziękuje Chinom za konstruktywną rolę jaką odgrywają wobec sytuacji w Ukrainie i wyrażają gotowość wzmocnienia komunikacji z chińską dyplomacją.
REKLAMA
"Trzymają nas w niepewności"
Dmytro Kuleba (w komunikacie chińskiego MSZ) miał wyrazić oczekiwanie wobec "wysiłków mediacyjnych Chin w sprawie zawieszenia broni". Dodajmy - Chiny oficjalnie nie potwierdzają, że takie prowadzą w bezpośrednich rozmowach z Ławrowem. Chiny trzymają nas wszystkich w niepewności, ale być może i same przez "strategicznego partnera" jakim jest Rosja, w niepewności (o ile nie użyć bardziej dosadnych określeń) są trzymane.
Rozmawiając z zacisza komfortowego gabinetu w centrum chińskiej stolicy z przebywającym zapewne w bunkrze ministrem Kulebą, Wang Yi miał mu też po raz kolejny przekazać stanowisko Chin, które uważają że "bezpieczeństwo jednego państwa nie może być osiągane kosztem innego, a bezpieczeństwo regionalne nie może być osiągane poprzez rozwój bloków militarnych". To chińska taktyka powtarzania partnerom i przeciwnikom fundamentalnych dla chińskiej dyplomacji kwestii, na zasadzie kropla drąży skałę, ale być może w tej rozmowie, w takich warunkach i takiej chwili takie słowa paść nie musiały.
Tym bardziej, że minister Wang dzwonił też w kwestii ewakuacji tysięcy Chińczyków przebywających na terytorium oblężonej przez Rosję Ukrainy. Każdego z obywateli Chin nazwał "ambasadorem przyjaźni chińsko-ukraińskiej". Przypomnę, że część obywateli ChRL z pomocą Polski trafi do naszego kraju, a z nieoficjalnych informacji wynika, że chińskie loty ewakuacyjne będą podejmowały obywateli Chin z lotnisk w Polsce.
Wsparcie rosyjskich obaw
Chiny to jedno z niewielu państw, które przed rozpoczęciem rosyjskiej inwazji nie wydał swoim obywatelom polecenia, czy też nawet sugestii opuszczenia kraju. W pierwszych dniach konfliktu ambasada ChRL w Kijowie apelowała do obywateli Chin, aby na swoich samochodach umieszczali chińskie flagi. Jak rozumiem, to miało zapewnić im większe bezpieczeństwo.
REKLAMA
4 lutego, na kilka godzin przed rozpoczęciem Igrzysk Olimpijskich w Pekinie prezydent Xi podczas spotkania z Putinem potwierdził trwałość łączącego obydwa kraje partnerstwa. To wówczas w komunikacie po spotkaniu padły - powtarzane do dziś od wybuchu konfliktu na Ukrainie - słowa o wsparciu Chin dla rosyjskich obaw o bezpieczeństwo tego kraju w związku z rozwojem NATO oraz sprzeciw dla poszerzania tej organizacji.
Czy Chiny mogą sygnalizować chęć większego zaangażowania się w sytuację na Ukrainie - mogą, ale czy to robią? W dwie godziny po rozmowie szefów dyplomacji Chin i Ukrainy rzeczniczka ministerstwa (w randze wiceministra) Hua Chunying w mediach społecznościowych porównała ofiary rosyjskiej agresji na Ukrainie i ofiary COVID-19 oraz wypadków z użyciem broni palnej w USA. Napisała, (z czym trudno przecież polemizować), że przecież każde życie jest cenne…
Tomasz Sajewicz/ Polskie Radio
REKLAMA
REKLAMA