22. rocznica śmierci sopranistki Bogny Sokorskiej – "słowika Warszawy"
– Była jedną z ostatnich artystek, których technika śpiewu dorównywała umiejętnościom dawnych wielkich mistrzyń. W dodatku jej kreacje odznaczały się wielką kulturą, muzykalnością, a i ona sama była przecież bardzo towarzyska, wesoła i pełna uroku. Myślę więc, że warto o niej pamiętać jako o jednej z najświetniejszych śpiewaczek lat 60. i 70. XX wieku – mówił muzykolog Józef Kański na antenie Polskiego Radia.
2024-05-10, 05:40
22 lata temu, 10 maja 2002 roku, w podwarszawskim Piastowie zmarła Bogna Sokorska - jedna z najwybitniejszych polskich śpiewaczek operowych.
Marzyła o scenie i blasku reflektorów
Bogumiła Kaczmarska – bo tak brzmi pełne panieńskie nazwisko słynnej śpiewaczki – przyszła na świat 6 marca 1927 roku w Warszawie. Jej bratem był malarz Janusz Kaczmarski, ojciec poety i czołowego barda "Solidarności" Jacka Kaczmarskiego.
Już od dziecka zdradzała wielkie umiejętności artystyczne i marzyła o występach na scenie. Aby ziścić swoje pragnienia, w 1945 roku rozpoczęła naukę w warszawskiej szkole muzycznej, gdzie przez kolejne trzy lata kształciła się pod czujnym okiem sopranistki Marii Dobrowolskiej-Gruszczyńskiej, współpracującej m.in. z Operą Warszawską i warszawską Operą Objazdową. Mniej więcej w tym czasie poznała również swojego przyszłego męża – pianistę i kompozytora Jerzego Sokorskiego.
Posłuchaj
Piekielnie zdolna "kukawka"
W 1948 roku Bogna Sokorska zaczęła uczęszczać na lekcje śpiewu do Ady Sari, słynnej przedwojennej śpiewaczki operowej, której – jako jednej z nielicznych polskich artystek – udało się zrobić międzynarodową karierę. Pod jej opieką pozostawała przez dwadzieścia lat, czyli aż do śmierci nauczycielki w 1968 roku.
REKLAMA
Powiązany Artykuł

Ada Sari – jedna z najwybitniejszych śpiewaczek operowych świata
Jak tłumaczył muzykolog Józef Kański na antenie Polskiego Radia, to właśnie dzięki Adzie Sari Sokorska opanowała technikę śpiewu koloraturowego (czyli urozmaiconego licznymi ozdobnikami), który przyniósł jej tak wielką popularność. Poznała również tajniki trylów - ozdobników muzycznych uzyskiwanych przez szybkie powtarzanie dwóch sąsiadujących ze sobą dźwięków. – Sokorska była jedną z ostatnich artystek, które tę umiejętność posiadły. Proszę zauważyć, że nawet dzisiaj śpiewaczki tak zwane koloraturowe nie mogą sobie z tymi trylami poradzić. A Bogna potrafiła – dodał.
– Śpiewanie koloraturą to jedna z najtrudniejszych sztuk. Żeby ją opanować, potrzeba bardzo dużo pracy i trzeba też mieć olbrzymią skalę w głosie. A Bognie przychodziło to z łatwością. Nazywaliśmy ją nawet "kukawką", bo ona tak "kukała" tymi dźwiękami bez żadnego problemu – wspominał ze śmiechem solista operowy Bernard Ładysz, który wielokrotnie występował u boku tej wielkiej polskiej artystki.
Na polskich i zagranicznych scenach
Sokorska debiutowała w chórze Polskiego Radia. Następnie przez kilka lat związana była z warszawskim Teatrem Satyryków Jerzego Jurandota, gdzie występowała pod pseudonimem "Monika Poleska", oraz z Teatrem Wojska Polskiego. Jej kariera zaczęła jednak nabierać rozpędu dopiero około 1955 roku, gdy zdobyła posadę solistki w warszawskiej Operze Objazdowej. Wraz z zespołem zjeździła pół Polski, a jej nazwisko powoli stawało się rozpoznawalne. Za jej sceniczny debiut uznaje się rolę Gildy w "Rigoletcie" Giuseppe Verdiego w reżyserii Bolesława Jankowskiego. Spektakl został po raz pierwszy zaprezentowany 7 sierpnia 1955 roku w Przemyślu.
Powiązany Artykuł

Jerzy Jurandot - przedwojenny mistrz słowa
W marcu 1958 roku w Warszawie Sokorska zagrała Rozynę w "Cyruliku sewilskim" Gioacchina Rossiniego w reżyserii Jana Kulmy. Występ spotkał się z ciepłym przyjęciem publiczności, a krytycy niejednokrotnie chwalili artystkę. "Mądrzy impresariowie filmowi powinni biec do niej na wyścigi z kontraktami i zamawiać odpowiednie scenariusze, aby z Bogny Sokorskiej próbować uczynić gwiazdę muzycznych komedii filmowych. Ma wszelkie dane na to, żeby stać się nowym słowikiem Warszawy" – w ten sposób o jej występie pisał dziennikarz radiowy i felietonista Jerzy Waldorff na łamach tygodnika "Świat".
REKLAMA
Wkrótce potem artystka porzuciła pracę w Operze Objazdowej i wyjechała za granicę. W kolejnych latach koncertowała m.in. w Czechosłowacji, we Francji, w Belgii i w Wielkiej Brytanii, gdzie zresztą występowała zarówno w radiu, jak i w telewizji, a nawet nagrała płytę – "The Voice of Bogna Sokorska" (1959). Był to jeden z trzech - a właściwie dwóch i pół - albumów, które pozostawiła po sobie artystka. W 1964 roku wydała bowiem w Polsce płytę "Słowik Warszawy", a następnie - wraz ze śpiewaczką Jadwigą Romańską - zbiór arii operowych (dokładna data wydania ostatniej płyty nie jest znana).
Szczyt sławy
Do Polski powróciła w 1962 roku. Dostała angaż w Operze Warszawskiej, z którą współpracowała do początku lat 70. XX wieku. Następnie - od 1973 do 1974 roku - pracowała w Warszawskiej Operze Kameralnej.
Sokorska była wówczas u szczytu sławy. To właśnie z tamtego okresu pochodzą jej wybitne kreacje Serpiny w operze "La serva padrone" Giovanniego Baptisty Pergolesiego w reżyserii Joanny Kulmowej (1961) czy Olimpii w "Opowieści Hoffmana" Jakuba Offenbacha w reżyserii Bronisława Horowicza (1962). – Była naprawdę świetną Olimpią, wydawało się, że ta partia właśnie dla niej została stworzona. Ten krystaliczny sopran, wybitna koloraturowa technika, ta jej sceniczna uroda… Wszystko było po prostu wspaniałe – oceniał muzykolog Józef Kański na antenie Polskiego Radia.
Sokorska bardzo często koncertowała wówczas również za granicą. Śpiewała między innymi w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Niemczech, Austrii, Portugalii i Rumunii. Publiczność ją uwielbiała i często obdarzała artystkę nie tylko słowami uznania, lecz także prezentami.
REKLAMA
– Po występie w Paryżu otrzymałam od naszego rodaka, słynnego fryzjera Antoniego Cierplikowskiego, olbrzymi kosz kwiatów. Były w nim białe hiacynty, ślicznie udekorowane ładnie upiętymi amarantowymi wstążkami, które wyglądem miały przypominać kwiaty. A w Lizbonie od zupełnie nieznanej mi osoby dostałam dość sporą gałązkę cytryny, na której był kwiat i trzy owoce. Wspaniale to wyglądało – wspominała sopranistka na antenie Polskiego Radia.
Posłuchaj
Uczennice ją uwielbiały
Prócz działalności artystycznej Bogna Sokorska poświęcała się również pracy dydaktycznej. Przez wiele lat prowadziła wykłady w niemieckim Weimarze podczas Letnich Kursów Mistrzowskich. W latach 80. XX wieku uczyła także w Akademii Muzycznej we Wrocławiu. Niemal do śmierci dawała również prywatne lekcje śpiewu.
– Maestra była osobą absolutnie wyjątkową. Nie tylko w sensie artystycznym, lecz także z powodu jej bogactwa wewnętrznego, ogromu uczuć, które żywiła wobec innych. Nigdy nie słyszałam, żeby Bogna Sokorska mówiła o kimś źle. Jeśli miała do kogoś niezbyt przychylny stosunek, to po prostu starała się to przemilczeć – wspominała po latach jedna z jej uczennic, Justyna Stolarska, na antenie Polskiego Radia. – Uwielbiała muzykę, śpiew. Nawet najtrudniejsze pod względem technicznym rzeczy sprawiały jej wielką przyjemność. Ponadto była szalenie pogodnym człowiekiem. Stale się śmiała i emanowała radością, czym łatwo można było się od niej zarazić.
Posłuchaj
Jej dawna podopieczna dodawała również, że sopranistka była bardzo zaangażowana w swoją pracę pedagogiczną. – Myślę, że ona nas, swoje uczennice, bardzo kochała. Oczywiście z wielką wzajemnością. Często przed występami nastrajam się w ten sposób, że myślę o Bognie Sokorskiej, przypominam sobie, co mi mówiła. Powtarzała mi: "Baw się, ciesz się. Twój śpiew ma być radością nie tylko dla słuchacza, ale przede wszystkim dla ciebie".
REKLAMA
jb
Cytat z Jerzego Waldorffa podaję za tekstem Wacława Panka "Bogna Sokorska - słowik zapomniany?" opublikowanym w jego książce "Kariery i legendy" (Warszawa, 1988).
REKLAMA