70 lat temu urodził się Janusz Kowalski

70 lat temu urodził się Janusz Kowalski. Drugi w naszej historii cyklista, który wywalczył tytuł amatorskiego mistrza świata w kolarstwie.

2022-06-08, 05:00

70 lat temu urodził się Janusz Kowalski
Sport - kartka z kalendarza . Foto: PR

Bobo zrobił na nim piorunujące wrażenie

Niedługo po II wojnie światowej repatrianci przenosili się z Kresów Wschodnich na Ziemie Odzyskane. Jedną z wielu rodzin, która podążyła tą drogą był familia Kowalskich. Osiedlili się w malutkiej wiosce Bucza. Leży ona nieopodal Świebodzina. W niej 8 czerwca 1952 roku przyszedł na świat Janusz. Żywe srebro. Wszędzie było go pełno. Aby rozładować energie kilkuletniego młodzieńca rodzice kupili mu rowerek Bobo. Na rozstawali się na krok. Wszędzie nim jeździł. Gdy miał cztery lata udał się wraz z tatą do niedalekiej miejscowości Mostki. Tam mieli przejechać zawodnicy IX edycji Wyścigu Pokoju.

- To było dla mnie silne przeżycie, widok kolarzy, kolorowego peletonu, kręcących się kół i szum opon. Chciałem być już starszy, dorosły, by być jednym z nich - wspominał Kowalski.

Ale kiedy miał już kilka lat więcej zdradzi jazdę na jednośladzie na rzecz zapasów, a później biegów. Odnosił w nich nawet sukcesy. Na szczęście dla polskiego cyklizmu powrócił do dwóch kółek. 16 latek z pieniędzy, które uzbierał dzięki prowadzonej przez siebie hodowli królików nabył pierwszy profesjonalny rower wyścigówkę Huragan. Był to moment mający największy wpływ na jego dalszą karierę. Całkowicie porzucił bieganie i rozpoczął starty w wyścigach. Mieszkał wtedy już w okolicach Gniezna. Zasilił szeregi tamtejszego Ludowego Zespołu Sportowego. Jako poborowy został wcielony w struktury stołecznego CWKS Legia. W 1972 r. rozpoczął profesjonalną karierę zajmując 3 miejsce w Wyścigu Dookoła Mazowsza. Stanął na drugim stopniu podium mistrzostw Polski w rywalizacji w górach.

Tragiczny wypadek

5 stycznia 1973 roku grupa czterech kolarzy wracała ze zgrupowania w Zakopanem. Auto prowadził szkoleniowiec Henryk Łasak.

REKLAMA

- Widziałem tylko światła przed nami, nie słyszałem już huku zderzenia naszego samochodu z autobusem. I później nastała cisza. Straciłem przytomność, odzyskałem ją siedząc na rowie. Obudził mnie kolega kolarz Mietek Nowicki, który jechał swym samochodem za nami - z innymi kolarzami. Zabrało mnie i Krzysztofa Steca pogotowie ratunkowe. Wcześniej zostali zabrani trener Łasak i Jurek Żwirko - wspominał urodziny w Buczy kolarz.

Niestety w wypadku tym śmierć ponieśli trener oraz Jerzy Żwirko. Janusz nie odniósł większego uszczerbku na zdrowiu w tym zdarzeniu. Bardzo szybko powrócił do startów. W tym samym roku obronił tytuł wicemistrza naszego kraju w kolarstwie górskim.

- Trenowałem bardzo ambitnie, każdego dnia bez względu na warunki pogodowe, a kiedy tylko padał deszcz i było zimno - siadałem na rower i pedałowałem zawzięcie, wychodząc z założenia, że nie każdy kolarz jest tak twardy i ambitny jak ja właśnie - tak opisał Kowalski swój sposób na jak najszybszy powrót do formy.

Sukces z łyżką dziegciu

Młody cyklista został zakwalifikowany do drużyny biało czerwonych, która miała wystąpić na 47 mistrzostwach świata w kanadyjskim Montrealu. 24 sierpnia 1974 roku miał wystartować w rywalizacji amatorów ze starty wspólnego na trasie liczącej 175 kilometrów.

REKLAMA

- Wieczorem, dzień przed wyścigiem, o godzinie 23 jeszcze nie spałem. Zdecydowałem się na to, by zmienić w swoim rowerze przednią tarczę po to, żeby miała o jeden ząb więcej - zauważył Kowalski.

W tamtym czasie liderem zespołu był Ryszard Szurkowski. On był pierwszym polskim czempionem świata. Tytuł wywalczył dwanaście miesięcy wcześniej. Zawodnik CWKS Legia od samego startu nadawał ton rywalizacji. Śmiało wyrwał do przodu. Jednak został doścignięty przez peleton. Do linii mety zbliżała się grupa kilkudziesięciu cyklistów. Tuż przed finiszem zawodnik urodzony w Buczy zrealizował swój plan. Przerzucił łańcuch z największego koła zębatego na mniejsze. I ten manewr spowodował, ze nabrał dodatkowej prędkości. Dzięki temu nikomu nie udało się go dogonić. Przeciął jako pierwszy linię mety. Drugi zameldował się Szurkowski. Trzeci był Szwajcar Michael Kuhn. Tuż poza podium znalazł się Stanisław Szozda. Wyścig trwał 4:43,10 godzin.

- Wygrałem, zostałem mistrzem świata. Miałem wówczas 22 lata. Pierwsza myśl na mecie, jaka pojawiła się w tym momencie w mojej głowie, to to, by być z bliskimi (mamą, ojcem, rodziną) razem. By podzielić się z nimi radością, by się nacieszyć. By im opowiedzieć, jak 160 kilometrów przed metą zdecydowałem się na śmiałą ucieczkę i jak inni musieli mnie gonić - wspominał Kowalski.

Sukces ten aczkolwiek ogromny to jednak był dużym zaskoczeniem. Nie wszyscy byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy.

REKLAMA

- Nie ma co ukrywać, że zabrakło nam w tamtych czasach tak wspaniałego trenera, jakim był Henryk Łasak. Gdyby on prowadził wówczas kadrę, to z pewnością nie byłoby wielu nieporozumień. W zespole z tamtych lat była kupa zawiści - zauważył czempion globu.

Na szczęście dosyć szybko członkowie naszej drużyny narodowej doszli do porozumienia. Szurkowski pogratulował młokosowi wywalczenia złotego medalu.

Pokazał na co go stać w zawodowym peletonie

Po dwóch latach wybitnych osiągnięć naszego kolarstwa na amatorskich mistrzostwach świata, władze polskiego sportu uznały, że nadszedł czas konfrontacji. Zezwoliły na udział krajowych cyklistów w profesjonalnym wyścigu Paryż-Nicea. Kilku naszych reprezentantów wystartowało w dziewięcioetapowej rywalizacji. Okazało się, że jeszcze nam bardzo dużo brakuje. Najlepszy z naszych był nie kto inny tylko Kowalski. Zajął w klasyfikacji generalnej 27 miejsce. Do zwycięzcy Holendra Joopa Zoetemelka zabrakło mu 13,18 minuty. Szurkowski dojechał do linii mety ze stratą ponad 14 i pół minuty do kolarza z Beneluksu.

Urodzony w Buczy cyklista w 1976 roku wygrał Tour de Pologne pokonując o 8 sekund Jana Brzeźnego i o ponad 6 minut reprezentanta NRD Hansa Joachima Vogla. Kowalski ścigał się jeszcze przez 4 lata. W wieku 28 lat zrezygnował z dalszej kariery. 

REKLAMA

- Na tę decyzję niewątpliwy wpływ miał olbrzymi wysiłek i sposób regeneracji organizmu. Zarówno ja, jak i Szozda byliśmy szczupłej budowy. Bardzo szybko dochodziliśmy do formy, ale też bardzo szybko ją traciliśmy - wspominał najlepszy amator wśród zawodowców.

Nadal zajmuje się kolarstwem, ale już w zupełnie innej roli

Miał olbrzymie doświadczenie w ściganiu się jednośladami. Sam dokonywał zmian w swojej wyścigówce. Właśnie dlatego uznał, że spróbuje zając się elementami budowy rowerów. Jest producentem obręczy i aluminiowych kół do tych pojazdów. Do dnia dzisiejszego nie stroni także od przejażdżek.

- Wciąż też wsiadam na rower. Jeżdżę już jednak tylko i wyłącznie rekreacyjnie. Nie startuję w żadnych imprezach - zadeklarował Janusz Kowalski

Źródła: sport.interia.pl, sport.onet.pl, kurek-rowery.pl, gazetalubuska.pl

REKLAMA

AK

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej