"Wejście smoka" - wejście filmów z wschodnimi sztukami walki do polskich kin
To było 40 lat temu - do polskich kin wszedł smok... ogromny, fascynujący, upragniony. Wtorkowym popołudniem 22 czerwca 1982 roku Bruce Lee pokazał nam jak bardzo można wytrenować ludzkie ciało, by mogło pokonać każdego przeciwnika.
2022-06-22, 05:40
Pamiętam te tłumy, które po seansie wychodziły z kin "mając wrzody pod pachami", gdzie każdy patrzył na drugiego spod byka i rzucał wzrokiem zaczepne - "no zacznij ze mną, a dostaniesz". Od tamtego wtorku zaczęła się w polskich kinach wieloodcinkowa epopeja opowiadająca o wschodnich sztukach walki: karate, kung fu, judo, jujitsu, kendo, aikido i wiele innych odmian. Prekursorem, a przynajmniej jednym z głównych twórców tego kina był amerykański reżyser, aktor i mistrz tychże Bruce Lee.
Urodził się w listopadzie 1940 roku w San Francisco (USA) jako potomek chińskich emigrantów. Jednak filmy kręcił w koprodukcji hongkońsko-amerykańskiej. Film "Wejście smoka" powstał w 1973 roku, długa więc była droga do polskich kin. Jednak kiedy już film pojawił się na naszych ekranach, w kraju wybuchła dosłownie moda na trenowanie tych sztuk walki. Jak grzyby po deszczu pojawiały się różne szkoły, a ich uczniowie dość często chcieli udowadniać, która z form walki jest lepsza od drugiej. Rodzime firmy dystrybucyjne starały się pokazywać jak najwięcej tego typu filmów. Szczególną popularnością cieszył się Bruce Lee, ale też często sięgano po jednego z jego uczniów - Chucka Norrisa. Sięgano także po filmy z Bolem Yeungiem i Jackiem Chanem. Obaj występują także w "Wejściu smoka".
Marcin Kamiński z portalu Filmweb tak pisze o tym filmie: "»Wejście smoka« to już film-legenda. Ostatni i najgłośniejszy obraz Bruce'a Lee, który zapewnił mistrzowi nieśmiertelność, a na całym świecie zapoczątkował trwającą do dziś modę na filmy walki, które do 1973 roku były praktycznie nieznane poza granicami Hongkongu". Po tym wstępie dodaje: "O samym filmie śmiało można powiedzieć, że oparł się próbie czasu i nadal dostarcza takich samych emocji jak kilkadziesiąt lat temu. Niesamowite pojedynki, których choreografią zajął się sam Bruce Lee, wyglądają wspaniale. Warto pamiętać, że przy ich realizacji nie korzystano z żadnych efektów specjalnych i na ekranie możemy podziwiać faktyczne umiejętności mistrzów, a jest kogo".
Nie będę opowiadać fabuły filmu, warto obraz obejrzeć samemu. Zwrócę uwagę na to, jak bardzo film ten reklamuje sztuki walki. Miejmy świadomość, że wtedy, w okresie zgrzebnego stanu wojennego, treść filmu odwracała uwagę od problemów Polski, a prawie cała męska widownia zwróciła się ku walce z własnymi słabościami, a nie z komunistyczną zarazą. Kunszt Bruce’a Lee czynił z tych umiejętności walki coś tak bardzo naturalnego i prostego, że każdemu wydawało się, że wystarczy mieć świadomość ruchów, a ciało samo będzie potrafiło bić i kopać. Stąd ta pewność przy wychodzeniu z kin... i tylko nieliczni zdawali sobie sprawę ile trzeba trenować, by dojść do takiej doskonałości.
REKLAMA
Co ciekawe, dla Amerykanów, w owym 1973 roku, była to też prekursorska produkcja. Wcześniej kręcono filmy ze sztukami walk, ale były one przeznaczone dla lokalnych dystrybutorów lub na rynek azjatycki - choć też lokalnie. Dopiero ten film film wybił się na międzynarodowy sukces w Stanach Zjednoczonych i krajach zachodniej Europy, wszędzie osiągając rekordy oglądalności. Tam także podobał się zasób umiejętności wynikających z trenowania sztuk walki i wszędzie indziej, jak i w Polsce, widzowie z kin gremialnie trafiali do powstających szkół karate, kung fu i judo.
"Wejście Smoka" nazywane jest filmem kung fu, jednak tak na prawdę w filmie zobaczyć można niewiele czystych form chińskiej sztuki walki. Bruce miesza ze sobą wiele stylów jak choćby boks tajski, taekwondo, kempo i całą gamę odmian karate. Połączenie to jest jego własnym stylem, zwanym Jeet Kune Do. "Wejście smoka" nie było najkrwawszym przykładem "kina kopanego". Filmem, w którym wystąpiło najwięcej mistrzów różnych szkół walki i najwięcej tych aktorów zginęło podczas kręcenia był film "Brutalna szkoła zabijania". W Polsce film był dystrybuowany jedynie w sieciach lokalnych DKF-ów w 1984 roku. Widziałem ten film i był to najmniej udawany film tego typu, a walki zdawały się toczyć dosłownie "na żywo" i bez udawania.
PP
REKLAMA