Początek ery atomowej. Felieton Miłosza Manasterskiego

Nasi sąsiedzi od dawna korzystają z energii jądrowej - Polska musi teraz nadrobić szybko wieloletnie zaległości. Rozumie to doskonale premier Mateusz Morawiecki, który po ogłoszeniu decyzji o wyborze amerykańskiego Westinghouse do budowy pierwszej polskiej elektrowni atomowej podbił stawkę, zapowiadając budowę dwóch kolejnych siłowni nuklearnych w Polsce.

2022-10-31, 20:20

Początek ery atomowej. Felieton Miłosza Manasterskiego
Początek ery atomowej. Felieton Miłosza Manasterskiego. Foto: Shutterstock/mareksaroch.cz

W popularnej książce Adama Bahdaja (na podstawie której powstał nie mniej popularny serial) "Wakacje z duchami" jeden bohaterów, "Pikador", używa bardzo wyszukanego komplementu. Dla "Pikadora", jeśli coś jest fantastyczne i nowoczesne, jeśli zasługuje na najwyższe uznanie (czy to człowiek, czy maszynka do ubijania śmietany, czy też inscenizacja duchów), to znaczy, że jest atomowe.

Mało mamy w polskiej literaturze takiego entuzjazmu dla "atomu" jak w "Wakacjach z duchami". A przecież przed laty technologia nuklearna budziła zarówno respekt, jak i uznanie, stanowiła niepodważalny dowód ludzkich talentów i możliwości. "Atom" mimo to w Polsce Ludowej nie zaistniał, choć nasi "przyjaciele" dysponujący technologią nuklearną zbudowali wianuszek elektrowni wokół naszych granic: w Niemczech (Wschodnich), w Czechosłowacji, na Litwie, Ukrainie, Białorusi, a nawet Węgrzech. Tylko Polska pozostawała odcięta od taniej i ekologicznej energii, przymuszona przez Kreml do oparcia się na węglu.

Dlaczego tak się stało? Sowieci obawiali się pozyskania przez Polaków wysokich kompetencji jądrowych. Spodziewali się, że niepokorny naród, nawet mając do dyspozycji "pokojowy atom", może w przyszłości nauczyć się wykorzystywać energię termojądrową do celów militarnych. To zaś mogłoby oznaczać zrzucenie jarzma Moskwy.

I nie były to wcale obawy przesadzone. Nawet w komunistycznej Polsce teoretycznie lojalni wobec Moskwy rządzący w tajemnicy podjęli prace nad polską bronią atomową. Bardzo mocno naciskał na to Edward Gierek, który liczył na możliwość usamodzielnienia się PRL po wejściu do elitarnego klubu mocarstw atomowych. Zaawansowany program wojskowy przerwała śmierć w dramatycznych okolicznościach jego szefa, prof. Sylwestra Kaliskiego. Wiele wskazywało na bezpośrednie zaangażowanie KBG w tej tragedii.

REKLAMA

Do "atomu" powrócił dopiero rząd Wojciecha Jaruzelskiego, planując budowę w latach osiemdziesiątych dwóch elektrowni: w Żarnowcu (w obecnym woj. pomorskim) i Klempiczu w Wielkopolsce. Budowa tej pierwszej była w roku 1989 r. już mocno zaawansowana i zarzucenie budowy przez rząd Tadeusza Mazowieckiego było błędem, który do dziś drogo nas kosztuje. Już w 1986 r. planowano dostosować elektrownię do europejskich norm bezpieczeństwa oraz wyposażyć reaktory w urządzenia automatyki Siemens AG. Wybudowano aż 630 obiektów, w tym m.in.: nowoczesny ośrodek radiometeorologiczny, hotel pracowniczy, hale do produkcji prefabrykatów betonowych, ekspedycję i dworzec kolejowy, stołówkę. Planowano uruchomienie pierwszego bloku już w 1991 roku.

Zobacz także:

Było naprawdę blisko. Jednak początek polskiej ery atomowej miał jeszcze nie nadejść. 4 września 1990 r. Rada Ministrów zdecydowała o rezygnacji z budowy elektrowni w Żarnowcu, wykazując się niezrozumiałą krótkowzrocznością. Jedna z konkluzji ówczesnego ministra przemysłu Tadeusza Syryjczyka głosiła: Elektrownia Jądrowa Żarnowiec jest inwestycją zbędną dla polskiego systemu energetycznego w horyzoncie 10 do 20 lat, a potem wcale nie ma pewności, że energetyka jądrowa będzie potrzebna.

Czy była to suwerenna decyzja polityków, czy też znów zwyciężyły obawy naszych sąsiadów, żeby nie dawać Polakom do ręki technologii nuklearnej? "Sąsiedzkie wpływy" mogły spowodować porażkę kolejnego polskiego podejścia do atomu. Rząd Donalda Tuska planował, że prąd z pierwszego bloku polskiej elektrowni atomowej popłynie do naszych gniazdek mniej więcej w 2020 r. Tymczasem niemal wszystkie działania skupiły się na wypłatach dla zarządu i pracowników specjalnie powołanej spółki. Według portalu i.pl za czasów rządów PO-PSL wydano - na pozorowane przygotowania do budowy elektrowni w latach 2009 - 2014 wydano kwotę ponad 182 mln zł. Nic nie usprawiedliwia takiego marnotrawstwa, ale wiedząc, jak wielki wpływ miał Berlin na decyzję rządu Donalda Tuska, możemy się założyć, że atomowe próżniactwo mogło być inspirowane przez polityków RFN. Przecież zaledwie kilka miesięcy temu przedstawiciele niemieckiego rządu oficjalnie deklarowali, że wykorzystają wszystkie możliwości, by powstrzymać budowę elektrowni atomowej w Polsce…

REKLAMA

Swoje "trzy ruble" mogli dorzucić tutaj także Rosjanie, którzy prawie przekonali Tuska do tego, że Rosatom zbuduje siłownię nuklearną w Królewcu produkującą prąd na nasze potrzeby. Łatwo sobie wyobrazić, jak tragiczne w skutkach byłoby dodatkowe uzależnienie Polski od rosyjskiej energii, także elektrycznej.

Zobacz także:

Czy dla Polski nadeszła wreszcie era atomowa? Premier Mateusz Morawiecki mówi już nie o budowie jednej, ale trzech siłowni nuklearnych w naszym kraju. Mają one dostarczyć nam czystą energię wystarczającą nie tylko na obecne potrzeby, ale także zapewniające nam możliwości rozwoju przemysłu i usług, a także rozwój elektromobilności i innych innowacyjnych technologii. Warto przypomnieć, że usługi cyfrowe pochłaniają również coraz więcej energii, a Polska ma ambicję stać się centrum cyfryzacji dla całej Europy Centralnej i Wschodniej, czemu służą m.in. inwestycje Googla i Microsoftu oraz projekt Chmura Krajowa.

Pierwsza oficjalna decyzja współpracy z amerykańskim Westinghouse Nuclear oznacza wybór partnera, który nie boi się tego, że Polska będzie silniejsza i zyska nowe kompetencje. Wręcz przeciwnie - Amerykanie deklarują dalsze militarne i gospodarcze wzmacnianie Polski jako filaru NATO w Europie. Wspólnie z nami będą się zmagać z potencjalnymi protestami ze strony antynuklearnych Niemiec.

REKLAMA

Z kolei podpisany dzisiaj w Seulu przez wicepremiera Jacka Sasina list intencyjny z rządem Korei Południowej wskazuje na to, że firmy z tego państwa mogą być realizatorem drugiej elektrowni atomowej. To także partner, na którego można liczyć, także w zakresie współpracy zbrojeniowej.

A co z trzecią elektrownią, o której mówił premier Mateusz Morawiecki? Czy tu jest szansa dla Francuzów, którzy również starają się o atomowy kontrakt w Polsce?

Miłosz Manasterski

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej