Polak na krwawym szlaku od Buczy po Bachmut. Były żołnierz francuskiej Legii przeszedł przez ukraińskie fronty
Pod Kijów dotarł nad ranem. Zmęczenie, które dawało się wcześniej we znaki, gdzieś prysło, gdy wpadali sobie z Wiktorem w ramiona. Rosjanie też parli w tę stronę. Innymi drogami i innymi pojazdami. Wieźli swoje "dary". Ktoś już się szykował, by ich "gorąco powitać". Oddział Wiktora i... Rysiek, który postanowił, że nie wraca do Polski. Jeszcze nie.
2022-12-20, 13:08
- Udało mi się zebrać trochę rzeczy dla ukraińskiego wojska. Załatwiałem samochód. Pojedziesz?
- Pojadę. Tylko dokąd?
- Dostaniesz numer telefonu. Człowiek ma na imię Wiktor, jest Ukraińcem.
- Dobra.
REKLAMA
Lokalny przedsiębiorca z Braniewa wiedział, do kogo zadzwonić, gdy udało mu się błyskawicznie zebrać dary dla Ukrainy. Wojska putinowskie zaatakowały 24 lutego, a transport był gotowy trzy dni później. Samochód czekał załadowany po sufit. Tylko kto to zawiezie?
Rysiek.
POSŁUCHAJ OPOWIEŚCI RYŚKA:
To były żołnierz Legii Cudzoziemskiej, bosman ze Starej Pasłęki, lokalny społecznik. Taki "mały Zumbach" - jak sam mówi o sobie. Ma korniki w tyłku, na pewno się zgodzi. Pojedzie.
Ryszard Doda jest prawdziwym wilkiem morskim. Konkretny, postawny 57-latek. Siwa broda, zmierzwiona biała czupryna, twarz smagana czasem. Słów nie wylewa za kołnierz. Gdy kumpel wystąpił z propozycją, długo się nie zastanawiał. Rozsierdził go Putin i te jego orki. Trzeba działać.
REKLAMA
27 lutego był już w drodze na przejście graniczne w Korczowej. Wiktor wciąż nie odbierał. W głowie pojawiły się pytania, wątpliwości. Ale decyzja zapadła. Słowo legionisty jest warte więcej niż złoto.
Kolejna próba.
- Halo - zabrzmiał w słuchawce wyraźny ukraiński akcent.
- Wiktor?
REKLAMA
- Tak.
- Cześć. Mówi Rysiek.
- Cześć.
- Gdzie jesteś?
REKLAMA
- Dojeżdżam do granicy w Korczowej.
- Dobra. Jak ją przekroczysz, będzie na ciebie czekał patrol policji. Jedź za nim.
- OK.
Na miejscu chaos. Przestraszone, zdezorientowane, zapłakane, posępne, zobojętniałe i zmarznięte twarze. Poprzednie życie ciasno upakowane do walizek, torb, plecaków, reklamówek, zwisających z obolałych ramion. Morze ludzi. Sznury autokarów, busów, samochodów. W jednym z nich Rysiek. "Puszczą, czy nie puszczą" - zastanawia się. Puścili. Naklejki "Pomoc dla Ukrainy" zrobiły robotę.
REKLAMA
Patrol, zgodnie z zapowiedzią Wiktora, czekał zaraz za przejściem granicznym.
- Rysiek?
- Tak.
- Jedź za nami.
REKLAMA
Kilkaset kilometrów, kilkanaście godzin, kilka policyjnych eskort, kolejne kontrole na block postach. Podawali go sobie jak pałeczkę w sztafecie. "Sztafeta życia" - pomyślał. "Tylko mojego, czy ich?".
Pod Kijów dotarł nad ranem. Zmęczenie, które dawało się wcześniej we znaki, gdzieś prysło, gdy wpadali sobie z Wiktorem w ramiona.
Rosjanie też parli w tę stronę. Innymi drogami i innymi pojazdami. Wieźli swoje "dary". Ktoś już się szykował, by ich "gorąco powitać". Oddział Wiktora i... Rysiek, który postanowił, że nie wraca do Polski. Jeszcze nie.
Gdzie dotarł z oddziałem Wiktora? Jak wspomina wyzwolenie Buczy? Dlaczego zdecydował się pojechać do Bachmutu? Jak wyglądają tam teraz walki? Zapraszam do wysłuchania niezwykłej opowieści Ryszarda Dody. Wywiad w wersji wideo został dołączony do artykułu.
Paweł Kurek
***
REKLAMA
Jeśli chcesz wesprzeć dzielność Ryszarda Dody i wraz z nim nieść pomoc na Ukrainę napisz e-mail:
ryszarddoda@op.pl lub pawel.kurek@polskieradio.pl
REKLAMA