5 lat temu zmarł Stanisław Terlecki

Stanisław Terlecki, piłkarz, jeden z najlepszych polskich pomocników.

2022-12-28, 05:00

5 lat temu zmarł Stanisław Terlecki
Sport - kartka z kalendarza . Foto: PR

Kręte drogi

Po zakończeniu drugiej wojny światowej nastąpiły dosyć daleko idące zmiany granic naszego państwa. Wschodnią część zajęli Sowieci. Miliony ludzi chcąc dalej żyć w ojczyźnie zostały zmuszone do wyjazdu z domów i szukania przyszłości na terenach, o których było widomo, że będą polskie. Tak też zrobiła rodzina Terleckich. Udała się z Kresów do Warszawy. Swoje miejsce znaleźli w Piastowie oddalonym kilka kilometrów od stolicy. Tam 28 grudnia 1955 roku przyszedł na świat Stanisław. Żywe srebro szukające non stop kontaktu z piłką. Dzięki tej zażyłości bardzo szybko stał się futbolistą o nadprzeciętnych uzdolnieniach technicznych. Na podwórku nie było na niego mocnych. Bez żadnego problemu dostał się do szkółki Młodzieżowego Ośrodka Piłkarskiego. W wieku 17 lat trafił do klubu Stal FSO Warszawa. Nie zabawił tam długo. Dostrzeżono go w Gwardii. Tak rozpoczął swoją profesjonalną sportową drogę. Jednak i tam nie zagrzał miejsca. Był na tyle dobry, że zapragnęli go u siebie włodarze jednego z górnośląskich zespołów.

- Z Zagłębiem Sosnowiec byłem już dogadany, oferowali mi pięć razy więcej niż ŁKS. Miałem już przygotowane mieszkanie. Pakowałem się, gdy dostałem wiadomość, że jestem w ŁKS. Okazało się, że w czasie spotkania Edwarda Gierka z łódzkim włókniarkami jedna z nich powiedziała, że jest sprawa Terleckiego. Mężowie skarżyli się, że nie może grać w ich ukochanym klubie. Postulat został zapisany i na drugi dzień byłem już piłkarzem ŁKS - opisywał zaskakującą zmianę Terlecki.

Krnąbrny

W polskiej stolicy włókiennictwa grał aż 6 lat. Dał się poznać jako piłkarski wirtuoz potrafiący na boisku zrobić praktycznie wszystko. Jednak nie był zbytnio lubiany ani przez piłkarzy ani tym bardziej przez sztaby szkoleniowe.

- Zawsze miałem swoje zdanie - zauważył Terlecki.

REKLAMA

Żył w czasach kiedy to nie był atut. W szarych latach reżimu komunistycznego należało słuchać i wykonywać polecenia a nie dyskutować. To spowodowało, że nie mógł znaleźć sobie klubu w Polsce, a w Łódzkim Klubie Sportowym już go nie chcieli. Na szczęście udało mu się wybrnąć z tej patowej sytuacji. Postanowił wyemigrować za ocean. Nikt mu w tym nie przeszkodził. 26 latek został zawodnikiem halowej ligi piłkarskiej w Stanach Zjednoczonych. Zasilił Pittsburgh Spirit. Po dwóch latach trafił do najlepszego w tamtych czasach zespołu New York Cosmos. Jednak i tam nie zabawił zbyt długo. W 1986 r. postanowił powrócić do kraju. Ponownie zawitał w ŁKS. Później przez jeden sezon trafił na Łazienkowską 3. 34 letni Terlecki ponownie udał się do Ameryki Północnej. Jednak tym razem się tam nie utrzymał. Po przyjeździe do ojczyzny jeszcze próbował swoich sił w stołecznej Polonii. W 1993 roku postanowił powiedzieć dość. Odwiesił korki na kołku.

Wyjątkowo pechowy

Jeszcze w czasach swojej świetności, kiedy rozpoczynał występy w ŁKS został dostrzeżony przez selekcjonera drużyny narodowej Jacka Gmocha. Zadebiutował w biało czerwonych w wygranym 2:0 wyjazdowym meczu eliminacji mistrzostw świata z Portugalią. Występował 75 minut i zebrał bardzo dobre recenzje. Nie było mu jednak łatwo wywalczyć miejsca w podstawowym składzie.

- Byłem lewoskrzydłowym, tak jak Robert Gadocha, którego potem zastąpiłem w reprezentacji Polski. A walka o to miejsce była niesamowita. Walczyło o nie chyba jedenastu piłkarzy. Nawet Stanisław Klose, ojciec Mirosława Klosego, który z Niemcami wywalczył mistrzostwo świata. Nikt mi nie dawał szans - stwierdził piłkarz urodzony w Warszawie.

Mimo wszystko dał radę. Wywalczył z drużyną przepustkę na czempionat globu. Był murowanym kandydatem do wyjazdu na XI mundial, który miał być rozegrany w Argentynie. I wtedy nastąpiła tragedia.

REKLAMA

- Dostałem od Adidasa specjalnie robione dla mnie buty z kangurzej skórki. Postanowiłem je wypróbować. Był to ostatni mecz w sezonie, Polonia spadała z ligi. Jak kibice krzyknęli: Stasiu, Stasiu, to wiedziałem, że trzeba zrobić jakąś akcję. Ci z Polonii się zdenerwowali, a szczególnie jeden. Nazywał się Bryłka. Tuż przed końcem wszedł we mnie dwoma nogami, nożycami. A zawsze bałem się, że coś stanie się z kolanem. I nagle słyszę zgrzyt... Zatkało mnie - wspominał Terlecki.

Cały misterny plan legł w gruzach. Nie miał szansy zagrać i pokazać się światu. Musiał pauzować prawie pół roku. Na szczęście następny szkoleniowiec biało czerwonych Ryszard Kulesza uznał, że bardzo przyda mu się doświadczony skrzydłowy w walce o awans na VI mistrzostwa Europy. Nie udało się awansować, ale pomocnik ŁKS pozostał w składzie na eliminacje do kolejnego mundialu. I wtedy nastąpiły wypadki na warszawskim Okęciu, które spowodowały, że już nigdy więcej nie wystąpił w koszulce z orzełkiem na piersi.

- Zachciało mi się ratować "nieświeżego" Józka Młynarczyka. Wbrew wszystkim zapakowałem go do swojego samochodu i zawiozłem na lotnisko. Jeszcze zbuntowałem całą drużynę, by stanęła w jego obronie. Potem była dyskwalifikacja, przez rok. Zbyszkowi i Władkowi Żmudzie dyskwalifikację skrócono. Tak jak Józkowi. A musiał się znaleźć kozioł ofiarny. Byłem nim ja - stwierdził Terlecki.

Smutne zakończenie

Niestety cała kariera, którą można było przeprowadzić zupełnie inaczej oraz cały otaczający świat, który wydawał się obrócony przeciwko niemu doprowadził do tego, że zaczął zaglądać do kieliszka.

REKLAMA

- Wieczorem, kiedy już wszyscy spali, ja robiłem podsumowanie dnia, układałem plan zajęć na kolejny dzień. Wypijałem przy tym kilka piw. Po trzecim przestawałem układać plan, a zaczynałem bujać w obłokach. Zawsze to lubiłem, a piwo w tym pomagało. Marzyłem więc i wypijałem kolejnych kilka piw. Przed snem jeszcze brałem tabletkę. Tak to się ciągnęło dzień po dniu, rok po roku. W końcu wszystko przestało mnie bawić - zauważył Terlecki.

Ta postawa doprowadziła go do skłócenia z całą rodziną. Odsunął się w cień nie chcąc pomocy od nikogo. Odseparował się od otaczającego go świata.

- Pokoik z kuchnią. Na parterze. Gdy zobaczyliśmy, w jakich warunkach egzystuje jeden z najlepszych polskich piłkarzy w historii, chciało nam się nie płakać, lecz wyć nad jego losem - opisał mieszkanie futbolisty autor książki „Terlecki. Tragiczna historia jednego z najlepszych piłkarzy w Polsce” Piotr Dobrowolski.

Zapomniany, odosobniony na własne życzenie odszedł od nas 28 grudnia 2017 roku.

REKLAMA

- Dostałem wiadomość o śmierci Stanisława Terleckiego, trudno w to uwierzyć - napisał na Twitterze Zbigniew Boniek.

Źródła: rfbl.pl, lkslodz.pl, dzienniklodzki.pl, gol24.pl, przegladsportowy.onet.pl, dzieje.pl, sportowy24.pl, książka „Terlecki” autorstwa Jacka Bogusiaka,

AK

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej