75 lat temu urodził się Jan Tomaszewski
2023-01-09, 05:00
Klown
W 1971 roku selekcjoner Kazimierz Górski okrzyknięty kilkadziesiąt lat później Trenerem Tysiąclecia szukał nowych zawodników do tworzonej przez siebie drużyny narodowej. Przypadek sprawił, że jeden z golkiperów mających zagrać w pojedynku eliminacji do czempionatu starego kontynentu doznał urazu. Selekcjoner postanowił desygnować w jego miejsce bramkarza U-21 Jana Tomaszewskiego. Potyczka miała odbyć się 10 października .
- W ogóle miałem w tym spotkaniu nie wystąpić, byłem powołany przez trenera Andrzeja Strejlaua do kadry do lat 21. Pierwszą reprezentację szybko opuścił jednak z kontuzją Jasiu Gomola i zostałem dowołany. Byłem zachwycony, przeszczęśliwy, a także… stremowany. W końcu byłem jeszcze młodym chłopakiem. Tuż przed meczem z RFN rozchorował się Piotr Czaja i trener Kazimierz Górski postawił na mnie. Przegraliśmy 1:3, a cała wina za klęskę spadła na mnie. Ojców sukcesu jest zawsze wielu, a matka, porażka, jedna - wspominał swój występ ówczesny zawodnik Legii Warszawa.
Po tej wpadce przez dwa lata nie był zapraszany na zgrupowania biało czerwonych. Jednak jego bardzo dobra postawa w barwach Łódzkiego Klubu Sportowego spowodowała, że Górski ponownie postanowił mu zawierzyć. Został podstawowym bramkarzem na eliminacje mistrzostw świata w 1974 r. Na ich zakończenie rozegrany został mecz, który przeszedł do historii. 17 października 1973 r. na stadionie Wembley w Londynie mieliśmy zmierzyć się z Anglią w potyczce o awans na X mundial. Przed pojedynkiem Polacy byli odsądzani od czci i wiary przez gospodarzy i ich kibiców.
- Klown - tak nazwał naszego golkipera jeden z brytyjskich szkoleniowców Brian Clough.
REKLAMA
Niestety nie zdawał sobie sprawy z tego, że ambitnego Polaka takie traktowanie pobudziło do jeszcze większego wysiłku i koncentracji. Dodatkowo Górski wpadł na bardzo dobry pomysł.
- Na Wembley nie było słychać własnych myśli. Dlatego przed meczem z Anglią pan Kazimierz zrobił świetną rzecz. Trenowaliśmy praktycznie wizualnie, nie na głos - wspominał Tomaszewski.
W czasie spotkania był najlepszym zawodnikiem na boisku. Dzięki jego interwencjom wywalczyliśmy „zwycięski” remis dający nam paszporty na mistrzostwa świata. Drugie w naszej historii po 36 letniej przerwie.
- Tego dnia się nigdy nie zapomni. Co tu dużo mówić, jechaliśmy na Wembley, a tydzień wcześniej, kiedy graliśmy z Walią, oni grali towarzysko z Austrią i zwyciężyli 7:0. Byliśmy podobnej klasy przeciwnikiem jak Austriacy. Traktowali nas jak chłopców do bicia. Poza tym, była jedna nieprawdopodobna rzecz. Przegrali u nas, podobnie jak Walia. I uznali, że gramy jak zwierzęta wypuszczone z klatki - zauważył po meczu „człowiek, który wstrzymał Anglię”.
REKLAMA
Na X czempionacie globu w Republice Federalnej Niemiec zrobiliśmy furorę. Wywalczyliśmy trzecie miejsce. Nasz golkiper dokonał rzeczy, której nikt przed nim nie zrobił. W trakcie turnieju obronił dwa rzuty karne. Ta sztuka udała się w historii jeszcze tylko Amerykaninowi Bradowi Friedelowi oraz w zeszłym roku na mundialu w Katarze Wojciechowi Szczęsnemu.
- W bramce nie ma lepszych od Polaka Tomaszewskiego - powiedział o nim zmarły niedawno najlepszy piłkarz w historii Brazylijczyk Pele.
Dwa lata później poleciał z biało czerwonymi na XXI letnią olimpiadę do kanadyjskiego Montrealu. Bronił we wszystkich spotkaniach, jednak w finale polegliśmy z NRD 1:3. W kraju uznano to za dotkliwą porażkę. Trener Tysiąclecia podał się do dymisji.
- My nie mieliśmy patentu na zwycięstwa, Kazimierz Górski dał nam patent na to, że nie baliśmy się żadnego przeciwnika. Wychodziliśmy jak równy z równym, nie przegrywaliśmy meczu w szatni - zauważył Tomaszewski.
REKLAMA
W późniejszych latach udał się na XI mistrzostwa świata do Argentyny. Tam odpadliśmy w drugiej fazie grupowej. Między słupkami drużyny narodowej występował do 1981 r. Wtedy selekcjonerem był już Antoni Piechniczek. Specjalnie na pożegnanie golkipera zorganizowano mecz towarzyski z Hiszpanią. Był to jedyny raz kiedy zdobywca trzeciego miejsca na świecie wystąpił w roli kapitana. W przerwie meczu Tomaszewskiego zastąpił Piotr Mowlik. Potyczka zakończył się porażką 2:3. Wybitny bramkarz w koszulce z orzełkiem na piersi rozegrał 63 mecze.
12 letni pomocnik
W stolicy Dolnego Śląska Wrocławiu 9 stycznia 1948 roku przyszedł na świat Jan Tomaszewski. Karierę piłkarską rozpoczął w 1960 r. w trampkarzach lokalnego Śląska. Jednak żaden ze szkoleniowców nie widział miejsca dla 12 letniego pomocnika, bo na tej pozycji wtedy grał. Ambitny młodzian postanowił szukać szczęścia w Gwardii Wrocław. Tam okazało się, że zespół młodzieżowy, w którym rozpoczął treningi miał poważny problem z bramkarzem. A że Janek był wysoki zaproponowano mu aby stanął między słupkami. I tak się stało. Dopiero wtedy dostrzegli go trenerzy z Oporowskiej 62. 18 sierpnia 1968 r. zadebiutował w najwyższej klasie rozgrywkowej w barwach WKS. Zamienił w przerwie Klausa Masselego w przegranym 1:3 pojedynku z Odrą Opole. Jednak mimo tego, że został pierwszym bramkarzem nie ustrzegł zespołu przed spadkiem do II ligi. Wtedy pojawiła się propozycja ze stolicy.
- Przyszedł do mnie Janek i zapytał. Tato, proponują mi przejście do Legii. Grałbym znowu w pierwszej lidze ale jeśli nie chcesz, bym wyjechał z Wrocławia, zostanę. Nie mogłem mu łamać kariery. Nie chciałem, aby miał do mnie pretensje. Powiedziałem: jedź. Tam będziesz grał w lepszym zespole - wspominał jego tata Stanisław w tekście Wiktora Bołby z „Księgi Stulecia Legii”.
Nie zagrzał zbyt długo miejsca na Łazienkowskiej 3. Mimo, że zdobył wicemistrzostwo kraju postanowił opuścić klub.
REKLAMA
- Nie chciano mnie już ani w Legii Warszawa, ani w Śląsku Wrocław. Pomocną dłoń wyciągnął tylko ŁKS. W Łodzi wszyscy dali mi ogromny kredyt zaufania i znowu uwierzyłem w siebie - wspominał Tomaszewski.
To był jego najlepszy okres na polskich boiskach. 29 września 1973 r. w wygranym 2:0 meczu wyjazdowym z Odrą Opole strzelił swoją jedyną bramkę w ekstraklasie. Pokonał w 79 minucie z rzutu karnego Andrzeja Krupę. Pozostał w ŁKS przez 6 sezonów. W tamtych czasach dopiero w wieku 30 lat można było dostać zgodę na wyjazd za granicę. Jak tylko go osiągnął udał się do belgijskiego VAC Beerschot. W 1979 r. zdobył w jego barwach Puchar Belgii. Po trzech sezonach przeniósł się do hiszpańskiego Herkulesa Alicante. Po rocznym pobycie na Półwyspie Iberyjskim powrócił do kraju. Zasilił ponownie ŁKS. Ostatni mecz rozegrał 25 sierpnia 1982 r. Był to zremisowany 2:2 pojedynek z Cracovią. Na najwyższym poziomie rozgrywkowym rozegrał 203 spotkania.
Trenerka to nie to
Po zawieszeniu butów na kołku próbował swoich sił w szkoleniu. Jednak nie długo wytrzymał.
- Trenerka w Polsce robiona jest na wariackich papierach. Na Zachodzie trener martwi się tylko o jedną rzecz i za nią jest odpowiedzialny - jak przygotować faceta do wysiłku i wkomponować w zespół, a u nas… Przychodzi się na trening, i od razu słychać: „(…), znowu pieniędzy nie wypłacili!”. Jest frustracja i tyle – zauważył zdobywca trzeciego miejsca na świecie.
REKLAMA
Najdłużej prowadził zespół Widzewa aż … trzy mecze.
Zawsze w centrum wydarzeń
Po zakończeniu przygody ze szkoleniem rzucił się w wir polityki. Zasłynął z tego, że zawsze ma coś krytycznego do powiedzenia. To samo dotyczy sfery sportu. Jako ciekawy partner do dyskusji jest bardzo często cytowany przez żurnalistów.
- Mam swoje zdanie i się z nim zgadzam - zauważył żartobliwie Jan Tomaszewski.
Źródła: sport.tvp.pl, laczynaspilka.pl, pzpn.pl, histmag.org, polska-ie.com, polskieradio24.pl, legia.com, weszlo.pl
REKLAMA
AK
REKLAMA