Według Onetu Tusk płakał po Smoleńsku. W rzeczywistości dbał o polityczną przyszłość

Dbał wyłącznie o swój wizerunek i utrzymanie władzy. Musiał być pierwszy na miejscu katastrofy w Smoleńsku. Taki obraz ówczesnego premiera Donalda Tuska wyłania się po 10 kwietnia z relacji i komentarzy obserwatorów tamtych wydarzeń. Tymczasem portal Onet - w relacji Kamila Dziubki, ówczesnego reportera Wiadomości w TVP1 - opisując łzy byłego szefa rządu po katastrofie, przedstawia go jako człowieka, w którym dominowały uczucia przygnębienia, współczucia, żalu czy empatii.

2023-04-12, 14:31

Według Onetu Tusk płakał po Smoleńsku. W rzeczywistości dbał o polityczną przyszłość
Po katastrofie smoleńskiej Donald Tusk miał płakać? W rzeczywistości dbał o polityczną przyszłość. Foto: Leszek Szymański/PAP

"Pamiętam, że dzień po katastrofie przed Sejmem parlamentarzyści zebrali się, żeby uczcić pamięć tych, którzy zginęli" - opisuje tamte wydarzenia Kamil Dziubka, dziennikarz portalu Onet. "Były portrety ofiar, kwiaty, znicze. Zawyły syreny. Byłem tam jak setki ludzi. Operator kamery, który mi wtedy towarzyszył, powiedział nagle do mnie: Patrz na Tuska. Spojrzałem. Szef polskiego rządu po prostu płakał jak dziecko" - dodaje.

Operatorowi kamery jednak nie udało się nakręcić materiału z zapłakanym Donaldem Tuskiem. Od nagrania rzekomych łez premiera odwiódł operatora sam Kamil Dziubka. Dowodów nie ma.

Opowieść udostępnił na Twitterze kolega redakcyjny Dziubki. "Osobisty, przejmujący tekst Kamila Dziubki i jego wspomnienie wydarzeń wokół katastrofy smoleńskiej" - napisał Janusz Schwertner.

Polityczny wyścig ówczesnych rządzących

Tak ujęta historia może sprawiać wrażenie, że Donald Tusk był w tamtym czasie człowiekiem, w którym dominowały uczucia przygnębienia, współczucia, żalu czy empatii. Jednak gdy spojrzy się na wydarzenia sprzed 13 lat przez pryzmat relacji i komentarzy innych osób, można szybko utwierdzić się w tym, że Donald Tusk wyłącznie dbał o swój wizerunek, swoją przyszłość w roli premiera RP.

REKLAMA

Z narracją przedstawioną przez dziennikarzy Onetu już na samym wstępie rozprawia się były dziennikarz TVN24 Grzegorz Kuczyński.

"Mam dobrą pamięć. Pracowałem wtedy w KPRP, w Smoleńsku zginęło wielu ludzi, których znałem, z którymi pracowałem, których szanowałem. Dziubka był w medium plującym wtedy na prezydenta Kaczyńskiego" - napisał na Twitterze. "Doskonale pamiętam zachowanie wielu ludzi z ekipy Tuska i dużej części mediów przed i po Smoleńsku. Pamiętam, że 2-3 godziny po informacji, że samolot jest zniszczony, zadzwonił kolega z BBN, że na polecenie Komorowskiego wjechała ekipa na Karową, żeby zająć jak najszybciej dokumenty i archiwa, zwłaszcza te związane z likwidacją WSI", dodał.

Nagła śmierć prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, który stał w opozycji do rządu, otworzyła Platformie Obywatelskiej drzwi do przejęcia najwyższej władzy w kraju. Z relacji Kuczyńskiego wynika, że wola przejęcia władzy w kraju przez marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego została wyrażona mimo tego, że ciało prezydenta jeszcze do Polski nie dotarło.

Wyprzedzić Jarosława Kaczyńskiego

Wydarzenia w kancelarii to był dopiero początek. 10 kwietnia premier Donald Tusk około godz. 17.30 wyleciał do Smoleńska w związku z katastrofą prezydenckiego samolotu. Maszyna wylądowała po godz. 18.30 na lotnisku w Witebsku. Co ważne, dwie godziny wcześniej podobny lot wynajętym samolotem odbył brat nieżyjącego prezydenta Jarosław Kaczyński.

REKLAMA

Kto był pierwszy w Smoleńsku? Oczywiście, Donald Tusk.

Autokar z szefem PiS i współpracownikami przez Białoruś przejechał sprawnie. Kłopoty pojawiły się w Rosji. Przemieszczali się bardzo wolno - 30-50 km/h.

"Jechaliśmy około 50 km/h, kiedy nagle obok nas przemknęła jak błyskawica kolumna z premierem Tuskiem" - opowiadał już 25 kwietnia 2010 r. dziennikarzom "Rzeczpospolitej" eurodeputowany PiS Adam Bielan. "Kiedy przybyliśmy na miejsce katastrofy, premiera Tuska i premiera Putina już tam nie było" - dodał Bielan.

"Nie ma w tym nic dziwnego, że ich wyprzedziliśmy. Oni jechali autobusem, a my samochodami osobowymi" - tłumaczył "Rz" rzecznik rządu Paweł Graś.

REKLAMA

W czasie powrotu autokar, jak i potem samolot z politykami PiS były bardzo skrupulatnie sprawdzane. Co więcej, dla podkreślenia tego "wyścigu" Donalda Tuska z Jarosławem Kaczyńskim - między lotniskiem w Witebsku a miejscem katastrofy było ok. 130 km odległości po prostej drodze, wiodącej często przez las. To tyle, co dzieli dzisiaj Gdańsk i Toruń.

Zdjęcie z zaciśniętymi kciukami, uśmiechnięta buzia

Tygodnik "wSieci" w 2013 r. opublikował zdjęcia, które przedstawiają Donalda Tuska i Władimira Putina pod Smoleńskiem właśnie 10 kwietnia 2010 r., ze słynnymi uśmiechami i zaciśniętymi pięściami.

"Jak to możliwe, że w kilka godzin po śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego premier polskiego rządu wykonuje gest powszechnie uważany za oznakę triumfu i zadowolenia? Skąd bierze się ten pełen satysfakcji uśmiech na jego twarzy?" - pyta Jacek Karnowski w artykule wstępnym zatytułowanym "Dogadani?".

W podobnym tonie wypowiadał się Andrzej Duda, wówczas w PiS, na antenie Radia Zet w grudniu 2013 r.

REKLAMA

"Jak to się stało, że z taką radością Donald Tusk rozmawiał z Władimirem Putinem. Klisza nie kłamie. (...). Zdjęcia są, jakie są" - mówił Duda o słynnych zdjęciach. Prawicowi politycy zgromadzeni w studiu domagali się wyjaśnienia pochodzenia tych zdjęć, a także ujawnienia zapisu rozmów między Tuskiem a Putinem.

Natomiast w kontekście zdjęcia i dobrego humoru Jacek Kurski z Solidarnej Polski we wspomnianej audycji podkreślił, że "rzeczywiście, na płycie lotniska [Okęcie - przyp. red.], może nie 10, ale 16 kwietnia, kiedy trumny wracały, Bronisław Komorowski i Donald Tusk trochę żartowali".

Czytaj też:

Onet/Rzeczpospolita/RadioZet/PAP/mn

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej